Dlaczego nie Pokemony?

Można przypuszczać, że chyba każdy prażanin chociaż raz w życiu odwiedził Teatr Baj, mieszczący się od 1954 roku w budynku dawnego Gmachu Wychowawczego Warszawskiej Gminy Starozakonnych im. Michała Bergsona przy ulicy Jagiellońskiej 28. Ta placówka towarzysząca już któremuś z kolei młodemu pokoleniu okolicznych szkół i przedszkoli niedawno umieściła w swoim repertuarze bajkę "Świniopas" autorstwa Jana Christiana Andersena.

Nie zważając na swój wiek, który wskazywałby raczej na potrzebę zainteresowania teoretycznie poważniejszą lekturą, niewiele czekając odświeżyłem sobie znajomość światowej sławy bajek. Olśniło mnie. Mogę śmiało rozpisać się, dbając o cierpliwość czytelnika i tej kartki, czemuż to bajki XIX-wieczne miałyby mieć jakiekolwiek znaczenie na progu XXI stulecia. Z tak zwanego braku czasu, obowiązek i przyjemność wychowania dzieci rodzice zrzucili na plecy telewizji, gier komputerowych, czasem gazet. Telewizja to taki garnek, w którym gotuje się wysokokaloryczna zupa ze wszystkiego - brak jej coraz częściej określonego smaku, wyszukanego kolorytu, treściwej wkładki i estetycznej zastawy stołowej, czyli: nie będziemy głodni, ale to, co zjedliśmy, jest mało odżywcze.

Dziecko pozostawione sam na sam z telewizorem dowiaduje się, że są czarodziejki, które czasem walczą ze złem, a czasem chronią zło, bo zło jest pociągające (czytaj: tolerancja), że są złośliwe potworki, które potrafią zrobić świetny kawał przypalając komuś włosy, że są upaleni marihuaną chłopcy, którzy w rytm hip-hopu rymują o tym, że oni są dobrzy, a cały świat razem z policją nie. Oczywiście tematów jest więcej: delikatna erotyka w postaci kreskówek, relatywnie mądre Teletubisie - kolorowe mutacje werbalnie rozwiniętych (jak na chomiki) chomików... I oczywiście pani z telewizora, która mówi, że to wszystko tylko bajka, że to taka zabawa, że to taka gra. Może i tak, tyle, że Raz, Dwa, Trzy z tej zabawy Rodzicu - Wypadasz Ty!

Okazuje się, że nieświadomie przyzwolenie na swobodne oranie kory mózgowej dziecka wydają zapracowani… rodzice. Mimo chęci, okazuje się, że to rodzice karmią swoje dzieci telewizyjną zupą ze wszystkiego. W ten sposób maluchy tracą możliwość jasnego określenia, przyjęcia stanowiska, są bezbronne. Trudno jest im określić, gdzie jest dobro, a gdzie zło, bo wedle telewizji dobro w każdej chwili może być złe, a zło może być dobre. Ta wymienność i uzupełnianie się sprawia, że obserwator nie otrzymuje wskazówek jak żyć, jak odróżniać dobro od zła, jak cieszyć się z dobra i jak walczyć ze złem, za to uczy się jak akceptować wszystko, co widzi dookoła - tolerancja bez granic i Era Wodnika. W takim razie, po co nam telewizja?

Są oczywiście rodzice, którzy interesują się rozwojem swego dziecka, i których wiedza, jak korzystać z telewizji i innych rewolucyjnych wynalazków ludzkości przyniosła dobre owoce. Są też i tacy, którzy spędzają ze swym potomstwem przyjemne wieczory z książką. I tu, jak znalazł, fantastycznym kluczem do zrównoważonego świata baśni mogą być bajki Andersena. Właściwie obchodzona w tym roku rocznica - 200 lat od narodzenia bajkopisarza - może być wspaniałym momentem na przypomnienie sylwetki tego człowieka z prowincji. W Odense (mieście Odyna), na wyspie Fionii, zwanej ogrodem Danii, w małej izdebce, w której najwięcej miejsca zajmował warsztat szewski ojca, 2 kwietnia 1805 roku przyszedł na świat Jan Christian Andersen. Pierwszy kontakt z bajkami małemu chłopcu umożliwiają ojciec i babcia.

Ojciec, mało zarabiający szewc, umiera w 1914 roku. Przyszły poeta widząc, że matce mimo usilnych starań trudno jest zarobić pieniądze na chleb postanawia wyruszyć w świat. 5 września 1819 roku, z ubogim węzełkiem w ręku i dziesięcioma talarami w kieszeni znalazł się czternastoletni Jan Christian sam w wielkim mieście, w stolicy Danii, Kopenhadze.

Dalsze losy są bardzo barwne. Jest wzięty za włóczęgę, żebraka, przeżywa krótkie szczęśliwe chwile w konserwatorium muzycznym dopóty, dopóki nie dopada go mutacja, zostaje pomocnikiem majstra stolarskiego i niemal codziennie zjawia się w bibliotece – pochłania go Walter Scott i niezmiennie Szekspir. W 1828 roku Andersen otrzymuje upragnione świadectwo dojrzałości i zapisuje się na uniwersytet. Następne kroki to już powolna i pracowita droga do sławy - baśnie zostają przetłumaczone na wszystkie prawie języki europejskie, zdobywa serca czytelników od Ameryki po Japonię, Indie i Afrykę.

W bajkach Andersena można znaleźć wszystko, co dobre, ład, hierarchię, przyrodę, współczucie dla nieszczęśliwych, poniżonych i uciśnionych, obraz ludzi biednych, szlachetność, prostotę, męstwo, szczerość. Historie związane z życiem codziennym, z troskami, radością, niepokojem, odwołania do Boga. Andersen łączy fantazję z rzeczywistością.

Czymś niespotykanym dziś jest postawa Andersena w wieku 14 lat (poziom dzisiejszego gimnazjum), gdy sam wyrusza do stolicy Danii, by odciążyć finansowo matkę i by... zdobyć sławę. Proszę sobie wyobrazić dzisiejszego zakompleksionego telewizyjnymi wzorami czternastolatka, który w czasie wieczornego posiłku oświadcza, że jutro wsiada w pociąg i jedzie do Krakowa, by tam spróbować swych sił.

Pasja podróżowania krążyła Andersenowi we krwi i co jakiś czas dawała o sobie znać. Stare powiedzenie mówi: podróże kształcą. Poznał Balzaka, Dumasa, Liszta i Wagnera, odwiedził w Anglii Dickensa, zwiedził niemal całą Europę i wcale nie dostawał pieniędzy od mamusi. Owocem tych podróży była różnorodna twórczość, znajomość charakterów, typów, kształtów, kolorów, słów, wreszcie postawa, że mimo wszystko są zasady, których trzeba bronić bez względu na miejsce i czas - Prawda przeciw światu, jak rzucali prosto w oczy szlachetni Celtowie.

Jakże trudno wyobrazić sobie dziś dom bez telewizora. Te wymyślne, elektroniczne ołtarzyki są przeważnie ustawione w centralnym miejscu, dookoła którego buduje się układ krzeseł, stołów, wersalek.

Ale zapewne znalazłoby się też jeszcze miejsce dla Andersena i jego twórczości, gdyby pewnego dnia zapukał do drzwi, a obok niego stałaby zmarznięta Dziewczynka z zapałkami. Proszę ich tylko wpuścić do domu i porozmawiać, a gwarantuję, że czas upłynie w atmosferze piękna, spokoju, radości i miłości.

Nieoceniony jest Andersen przy kształtowaniu postaw dzieci. Posiłkowanie się jego bajkami w tym procesie może przynieść ulgę dla rodziców, pomoc, może okazać się godnym sprzymierzeńcem. Sprzymierzeńcem, oczywiście, a nie zastępcą. A wszystko zaczęło się od usłyszanych od ojca i babci bajek...

Adam Praski

8430