Afrykańskie Betlejem

Zakończony w ostatnią niedzielę mazowiecki festiwal bożonarodzeniowy "Betlejem u Avetek" jest nie tylko jedną z największych imprez tego typu w Polsce, ale stanowi również fenomen społeczny. Ogromne przedsięwzięcie - w tym roku ponad 2200 uczestników, skupionych w 96 chórach, zespołach muzycznych i teatrach z całego Mazowsza - opiera się na bezinteresownym zaangażowaniu sztabu ludzi. Obok młodzieży - AVETEK i AVE MEN z Parafii w Płudach i Domu Kultury Świt - AVECIĄTKA (dziecięca formacja AVE), seniorzy GOLD OLD AVE oraz rodzice, dziadkowie, przyjaciele, sympatycy... - łącznie blisko 200 osób.

Potrzebę istnienia festiwalu bożonarodzeniowych wartości potwierdza nie tylko echo zagranicznych zakusów eliminowania istoty Świąt z przestrzeni społecznej, ale również zainteresowanie publiczności, zwłaszcza kategoria muzyczna zgromadziła w tym roku sporą grupę widzów - w widowiskowej sali Domu Kultury "Świt", mogącej pomieścić ponad 350 osób, miejsc wolnych było niewiele. Nic dziwnego - w tym roku swój udział zgłosiły uznane chóry i zespoły. Wymieńmy jedynie młodzieżowy-męski chór "Lira", chłopięcy "Pueri Cantant", dziewczęcy "Il Canto Magnificat", dziecięcy "Ziarenko", studenckie "Kamionek", "Vivat Academia", warszawski zespół wokalny "Polonia", żeński "Muzilo"... Szkoda natomiast, że wiele teatrów grało podczas przesłuchań wyłącznie dla jurorów. Tymczasem o spektaklu laureatów pierwszego miejsca wybitny znawca teatru i juror p. Janusz Macherek - naczelny "Teatru" i prodziekan Wydziału Aktorskiego warszawskiej Akademii Teatralnej - powiedział, że sztuka uświadomiła mu, że nie wie jeszcze o teatrze wszystkiego. "Zespół Teatralny Katolickiego Stowarzyszenia Niepełnosprawnych pokazał zupełnie nowe, nieznane dla mnie oblicze teatru - niesamowity autentyzm, prawdziwe misterium... To coś niesamowitego!" Oto ponad 60 osób w wieku od 20 do 55 lat zaprezentowało monumentalne widowisko "Polskie Betlejem 2005. Przesłanie miłosierdzia", w którym do stajenki (w roli Jezusa również niepełnosprawne dzieciątko - Dominik) przybywały rozmaite postacie z historii Polski: od Mieszka po księdza Popiełuszkę - jakież piękne stroje, ileż uczucia, zaangażowania w aktorach! I choć żaden z nich przez cały czas trwania sztuki - blisko godzinę! - nie wypowiedział ani jednego słowa, ich zaangażowanie, widoczna świadomość granej postaci, bez chwili przerwy, jakiegokolwiek zapomnienia, roztargnienia, które można by usprawiedliwić chociażby kalectwem, całkowite oddanie się przedsięwzięciu niezwykle sugestywnie przemawiały do widzów.

Kolejny festiwal stwarza zawsze niebezpieczeństwo rutyny, sztampy, której chyba udało się uniknąć. Novum w stosunku do lat ubiegłych stanowił dwuetapowy konkurs muzyczny. Najpierw spośród wielkiej rzeszy wykonawców jury wybierało po 5 najciekawszych prezentacji w każdej grupie wiekowej. Laureaci walczyli potem o konkretne miejsca w ramach bardzo emocjonujących i żywiołowych finałowych wieczorów kolędowych. Uruchomiono także plebiscyt internetowy na ulubieńca publiczności, który wygrał Chór Mieszany z Parafii św. Wincentego na Targówku. Natomiast w ostatnią niedzielę stycznia można było w Płudach zobaczyć żywą szopkę, przygotowaną przez chórzystów AVE. Tym razem obok kozy "AVE-metki" i królika, odwiedzający spotkali Murzynów, Hindusów, Indian i Meksykanów! Pan Jezus również był cały czarny i leżał w wigwamie. Nieopodal rosły palmy, otaczające afrykańską wioskę. Taki barwny, iście misyjny charakter żywej szopki, szczególnie przypadł do gustu najmłodszym (rodzice mieli nawet kłopot z nakłonieniem swoich pociech do pójścia na mszę...), stanowił zapowiedź ostatniego około-festiwalowego wydarzenia. 6 lutego na deskach DK "Świt" odbyła się premiera sztuki "Aveciątka jadą do Afryki", przygotowanej przez najmłodszych chórzystów AVE. Choć tytuł na to nie wskazuje - spektakl dotyczył tematyki świątecznej. Oto Aveciątka wyjeżdżają na świąteczno-noworoczną przerwę do… Afryki. W wigilijny poranek wybierają się na wycieczkę do dżungli, gdzie napada je tygrys, a potem kanibale! Ostatecznie lądują w kotle - ku uciesze najmłodszej bardzo licznie zgromadzonej widowni - ale ratuje je śpiewana na pocieszenie kolęda.

Najpierw pieczołowite przygotowania - regulaminy, plakaty, korespondencja, kontakty z mediami, koordynacja partnerów, zdobywanie funduszy, potem trwające przez cały styczeń przesłuchania i związane z nimi dekoracje, konferansjerka, organizacja prac jury, foldery, informatory, obsługa artystów i publiczności, wreszcie nagrody, dyplomy, wreszcie żywa szopka i spektakl...

A wszystko to dzięki takim niezwykłym zapaleńcom jak Marek Kobiałka, który przez wszystkie weekendy stycznia od rana do wieczora zapewniał właściwe warunki techniczne prezentacji; jak Wiesław Sasin i Barbara Stelmach - rodzice Avetek, którzy przez kilka wieczorów i nocy budowali żywą szopkę; jak Zuzia Sasin i Agnieszka Nizio, które pieczołowicie przygotowywały dekorację sal festiwalowych; jak "Babcia" Ala Łukasiewicz, która dbała o żołądki i siły zabieganej i zapracowanej młodzieży; jak Gosia Kiczko - fotoreporter całej imprezy: ponad 80 godzin!; jak dzieciaki-Aveciątka, które nie szczędziły czasu na wielogodzinne próby teatralne... i tak można by długo, długo wymieniać.


Bartłomiej Włodkowski

8134