Domy kultury na Targówku
Dwa świetnie funkcjonujące domy kultury, czyli „Świt” i „Zacisze”, mają być połączone, co oznacza faktycznie ich likwidację. Skąd taki pomysł radnych Platformy Obywatelskiej Targówka? Tego na razie nie wie nikt. Nawet oni.
Informacja o planowanym połączeniu pojawiła się nagle. Ogłoszono, że na sesji Rady Dzielnicy Targówek 30 stycznia br. o godz. 9.00 będzie dyskutowany punkt „Projekt stanowiska w sprawie połączenia samorządowych instytucji kultury: Domu Kultury „Świt” i Domu Kultury „Zacisze” w Dzielnicy Targówek m.st. Warszawy”. Wiadomość zelektryzowała wszystkich; mieszkańców, pracowników obu domów kultury, aktywne środowiska na Targówku, część lokalnych radnych.
Nikt niczego więcej nie wiedział. Radni lokalnej PO zafundowali mieszkańcom tanią kampanię reklamową, produkując i wrzucając na Facebook obrazki ze swoimi zdjęciami i sloganem, który miał wykazywać konieczność połączenia domów kultury. Akcja była zmasowana i zorganizowana. Skutki okazały się odwrotne od zamierzonych. Szybko dostrzeżono bowiem, że są to naprędce przygotowane hasła, które – jak okazało się później – były częścią stanowiska prezentowanego podczas obrad przez radnego Michała Jamińskiego z PO.
Frazesy zamiast uzasadnienia
Jak uzasadniano pomysł połączenia? Nijak. Były tylko okrągłe frazesy, że będzie taniej, prościej w zarządzaniu i będzie więcej zajęć dodatkowych, w tym bezpłatnych. Nie było to poparte żadnymi wyliczeniami czy symulacjami, nie padła ani jedna liczba. Podczas sesji radni PO nie chcieli się przyznać, kto z nich wpadł na ten „wiekopomny” pomysł.
Jedną ze śmieszniejszych rzeczy jest fakt, iż w domach kultury nie ma żadnych darmowych zajęć, gdyż od lat obie placówki otrzymują zbyt niskie, niewystarczające dotacje, by spokojnie działać. Muszą zarabiać na zajęciach, oferując często za udział w nich wysokie stawki. Na przykład karate w DK „Świt” to aż 150 zł za zajęcia dwa razy w tygodniu. Łatwo można byłoby to zmienić, zwiększając domom dotację, aby mogły spokojnie działać, a nie nastawiać się na łatanie dziur w budżecie.
Inny argument za połączeniem to powstanie filii obu domów. Pięknie, ale znów bez konkretów. Gdzie miałyby się znaleźć? Kto opłaci pomieszczenia i pracę instruktorów? Filie można było uruchomić dawniej, na wszystko jednak brakowało zawsze pieniędzy.
Zaniedbana kultura
Rządzący od dawna traktują kulturę byle jak. Jednak zaniedbania w tej sferze nie powodują masowych protestów czy manifestacji. Co najwyżej ktoś nie rozwinie talentu, nie będzie miał pełnego dostępu do dóbr kultury. Świat się od tego nie zawali.
Ludzie pracujący w kulturze też nie są skłonni do walki o swoje, bo od dawna są przyzwyczajeni, że nikt się z nimi nie liczy, a ich ciężkiej i nisko opłacanej pracy rządzący nie doceniają.
Na szczęście pracowników obu domów kultury doceniają mieszkańcy, którzy je kochają za niepowtarzalny klimat i rodzinną atmosferę. To zasługa dwóch wieloletnich dyrektorów placówek i budowanej latami kadry.
Każdy z domów kultury to delikatny mechanizm, wrażliwy na chaotyczne i gwałtowne posunięcia. Pracują w nich osoby z pasją, które mimo niedużych zarobków kochają to, co robią i mają nierzadko poczucie misji. Zbudować taki zgrany zespół jest bardzo trudno, a zniszczyć można w jednej chwili. Na przykład takim pomysłem, jak połączenie domów kultury, który likwiduje ich budowaną latami autonomię.
50-letnia praca do kosza
Pracownicy DK „Zacisze” 5 lutego br. wydali oświadczenie, w którym sprzeciwiają się planom połączenia. Piszą między innymi, że: „Przez wszystkie lata zespół domu kultury z sukcesami odpowiadał na potrzeby społeczności lokalnej. Potwierdzeniem tego są wyniki ostatniego badania odbiorców oferty kulturalnej, którzy bardzo wysoko ocenili działania merytoryczne – wydarzenia, warsztaty i zajęcia. Instytucje podlegające łączeniu zostają wykreślone z rejestru instytucji kultury i konsekwencją jest zakończenie ich bytu prawnego. Oznacza to również, że przestaje istnieć Dom Kultury Zacisze z tradycją ponad 50-letnią. Największą wartością, którą należy zachować jest różnorodność dwóch domów kultury. To stanowi o ich atrakcyjności, konkurencyjności, bardzo dobrym dopasowaniu lokalnym, identyfikacji grup odbiorców z tymi miejscami, wpływie mieszkańców na program i podejmowane działania”.
Na szczęście mieszkańcy stanęli na wysokości zadania. Nie ma żadnych głosów z ich strony, które popierałyby pomysł połączenia. Wszyscy, jak jeden mąż, chcą zachowania obu domów kultury, przy zwiększeniu dotacji, aby mogły dalej służyć lokalnej społeczności.
Potrzebne miłość i pasja
Domy kultury to nie zwykłe przedsiębiorstwa usługowe nastawione na zysk, które dzięki fuzji można wzmocnić i zarabiać więcej. Tu logika ekonomii zawodzi, choć bez czynnika ekonomicznego nic się nie uda. Jednak nie on powinien być najważniejszy przy podejmowaniu decyzji, ale… No właśnie, co? Odpowiedź jest prosta i skomplikowana zarazem: wartością wiodącą winna być sama kultura, jej poziom i dostępność dla mieszkańców.
Do tego jednak, aby zajmować się kulturą, trzeba ją kochać, mieć pasję, filmową, teatralną, literacką. Trzeba mieć misję dotarcia do chętnych i zarażenia ich bakcylem kultury.
Zadaniem władz winno być jedynie stworzenie warunków do działania instytucjom kultury, a nie formowanie ich kształtu, zwłaszcza wówczas, gdy nie ma się kompetencji. Nawet bez nich można jednak wykazać choć dobrą wolę i pokorę. W tym przypadku jest tylko pycha władzy.
Radni nie zadali sobie nawet tyle trudu, by powiedzieć pracownikom domów kultury o swoim pomyśle. Jak ci zaangażowani ludzie musieli się czuć, dowiadując się o sprawie z mediów? Chyba jest to oczywiste.
Nie spytano o zdanie organizacji tworzących Dzielnicową Komisję Dialogu Społecznego. Nie było wcześniejszej publicznej informacji o takich planach.
Jak to się ma do promowanych przez miasto idei konsultacji społecznych, partycypacji, dialogu społecznego? Nie ma się. Wartości te odwieszono na kołek.
Sygnał ostrzegawczy
Sygnałem ostrzegawczym była nagłe odejście z pracy Jacka Białka, wieloletniego dyrektora DK „Świt”. Zrezygnował w czerwcu 2019 r., zaraz po uroczystej gali z okazji 60-lecia placówki, podczas której władze dziękowały dyrektorowi za ukończenie remontu sali widowiskowej i wzorową pracę przez wiele lat. Marszałek Marek Borowski, uczestniczący w uroczystości, powiedział nawet, że dyrektor Jacek Białek jest osobą nie do zastąpienia. Jakże się mylił. W „Nowej Gazecie Praskiej” dyrektor Jacek Białek opublikował oświadczenie (http://www.ngp.pl/str/tekst5936.html). Pisze w nim m.in.: „Moja decyzja o rezygnacji nie była zatem dobrowolna w pełnym słowa tego znaczeniu. Nikt rozsądny nie rezygnuje przecież z pracy bez powodu, nagle, bez okresu wypowiedzenia, 5 lat przed osiągnięciem wieku emerytalnego i na 1 rok przed wejściem w okres ochronny. Chciałbym jednak wyraźnie zaznaczyć, że nie mając lepszych propozycji, decyzję podjąłem samodzielnie. Nie była ona wymuszona przez kogokolwiek lub poprzedzona jakimiś konfliktami z pracodawcą lub lokalnymi działaczami partyjnymi. Przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo.” Różnie to można odczytać.
Równie nagle o swoim odejściu poinformowała Bożena Dydek, dyrektor DK „Zacisze”, zastrzegając: „Jedno mnie martwi. Moja decyzja o rezygnacji spowodowała „ruchy” wokół mojego kochanego Domu Kultury „Zacisze”. Zawsze byłam i jestem za samodzielnością placówek kultury. £ączenie nie dodaje skrzydeł – jak ktoś napisał – jednocześnie wiem, że „Zacisze” już ma skrzydła. Pamiętajcie Państwo, że Dom Kultury „Zacisze” zbudowali własnymi rękami mieszkańcy ponad 50 lat temu, bo wierzyli, że kultura i wspólne miejsce spotkań są ważne”.
Rezygnacja ta jest tym dziwniejsza, że „Zacisze” czeka trudny okres rozbudowy i wydaje się naturalne, że najlepiej, gdyby do ukończenia prac kierowała nim dotychczasowa dyrektor.
Na razie mamy więc zamieszanie, złość mieszkańców i protest pracowników. Wszystko to nie służy kulturze, ale z tego zamieszania może powstać coś dobrego. Jest to bowiem znakomita okazja, by powołać – w formule okrągłego stołu – grupę roboczą, która opracowałaby podstawy polityki kulturalnej na Targówku, ramy do dyskusji nad jej kształtem; wskazałaby, jak rozpoznać potrzeby kulturalne mieszkańców; i co najważniejsze, jak w sposób przemyślany i długofalowy je zaspokajać. Kultura wbrew pozorom może stać się silnym motorem pozytywnych zmian w dzielnicy. Kultura bowiem łączy ludzi, wyzwala w nich najlepsze cechy; sprawia, że chcą bezinteresownie działać dla wspólnego dobra. Po prostu lepiej się żyje wśród kulturalnych ludzi.
Z ostatniej chwili
Po napisaniu tekstu okazało się, że prezydent Rafał Trzaskowski 7 lutego br. powołał Lidię Krawczyk – dotychczasową p.o. dyrektora – na siedmioletnią kadencję, jako dyrektora DK „Świt”. Nie będzie więc konkursu obiecywanego przez zarząd dzielnicy, w tym Bartosza Szajkowskiego, odwołanego kilka dni temu zastępcy burmistrza. Konkursu domagali się mieszkańcy, a także organizacje tworzące Dzielnicową Komisję Dialogu Społecznego. Głos strony społecznej został po raz kolejny pominięty. Dom Kultury „Świt” przechodzi w ręce nieznanej osoby, na skutek odgórnej nominacji, niepoprzedzonej jakąkolwiek informacją czy konsultacjami.
Tego samego dnia, czyli w piątek 7 lutego br., prezydent Trzaskowski zapewnił niespodziankę także DK „Zacisze”. Powierzył pełnienie obowiązków dyrektora placówki Rafałowi Dworackiemu, działaczowi PO na Targówku, w 2018 roku wiceburmistrzowi dzielnicy, a ostatnio zastępcy dyrektora Biblioteki Publicznej na Targówku…
Warto zauważyć, że zarówno Lidia Krawczyk, jak i Rafał Dworacki pracowali w Mazowieckiej Jednostce Wdrażania Programów Unijnych, znanej jako „przechowalnia” kadr PO, gdzie ich kolegami byli radny Targówka Michał Jamiński i radny Krzysztof Miszewski (przewodniczący Rady Dzielnicy Targówek).
Jakże blado w tym kontekście brzmią wypisane na sztandarach władz Warszawy słowa: dialog, partycypacja, różnorodność, obywatelskość…
Bartosz Wieczorek