Z przekazów wynika niezbicie, że jak tylko czas stawał się niepewny i powiało trwogą – rosła wiara w Świętego Mikołaja. On zawsze pamiętał o potrzebujących i o dzieciach. Przez wieki był jednym z najbardziej czczonych świętych na Wschodzie i Zachodzie. Współcześnie - wszechobecny w przedświątecznych reklamach – jest zaprzeczeniem samego siebie. Krasnal w czerwonym stroju z workiem prezentów to wizerunek komercyjny, wymyślony przez Coca-Colę i nie ma nic wspólnego z dyskretną dobroczynnością, z której słynął prawdziwy Święty Mikołaj.
Prawdziwy? A skąd można wiedzieć, który jest prawdziwy, skoro kojarzony z Bożym Narodzeniem dawca prezentów znany jest pod wieloma różnymi imionami? W Wielkiej Brytanii, nazywany Father Christmas, jest staruszkiem z siwą brodą. Najmłodsi piszą do niego listy, które wrzucają do kominka, aby z dymem poleciały do nieba. We Francji prezenty roznosi Pére Noël. Towarzyszy mu Pére Fouettard, który wie, jak przez cały rok zachowywało się każde dziecko i doradza, jaki prezent powinno dostać. W Danii zamiast Świętego Mikołaja jest Julemanden. Przyjeżdża w towarzystwie elfów, saniami zaprzężonymi w renifery. Dla elfów dzieci przygotowują mleko i pudding. W Polsce też nie zawsze Święty Mikołaj był Świętym Mikołajem. Starsi pamiętają czasy, kiedy nie nazywał się Mikołaj, tylko Dziadek Mróz lub, co gorsza, Dieduszka Moroz i przychodził 1 stycznia, jako że świąt religijnych nie uznawał.
Kim wobec tego naprawdę był Święty Mikołaj? Urodził się podobno na przełomie III i IV wieku w Patarze w Licji, starożytnej krainie w południowo-zachodniej Azji Mniejszej, na terenie dzisiejszej Turcji, a wówczas prowincji Cesarstwa Rzymskiego. Był jedynakiem, synem zamożnej i świątobliwej pary małżeńskiej, Joanny i Epifanesa. Jedni historycy uważają, że poczęli oni Mikołaja jako ludzie bardzo jeszcze młodzi. Inni dowodzą, że było wprost przeciwnie – urodził się jako osłoda ich starości, swego rodzaju dar niebios dla bezdzietnej pary, niczym biblijny Izaak.
Już jako dziecko zachowywał się osobliwie. Na przykład w dni postne pozwalał się karmić tylko raz dziennie, a kiedy tylko nauczył się czytać, czas spędzał głównie na czytaniu Pisma Świętego. Po śmierci rodziców, która nastąpiła podczas epidemii, odziedziczył ogromny majątek. I wtedy w miasteczku zaczęły mnożyć się tajemnicze dary, których ofiarodawca pozostawał nieznany. A to ktoś wyposażył po królewsku trzy córki ubogiego sąsiada, a to podrzucił do domów wszystkich co biedniejszych dzieci miodowe pierniki... W ten sposób majątek topniał, a kiedy nie zostało już nic, Mikołaj postanowił zostać pustelnikiem. Wtedy usłyszał głos Boga, nakazujący mu udać się do Miry, by tam o świcie pomodlić się w kościele.
Tymczasem w Mirze, mieście, do którego podążył, umierał właśnie stary biskup. Tamtejszy synod postanowił, że następcą patriarchy zostanie pierwszy wierny przybyły do kościoła. Jak pisze ojciec Prokop Kapucyn w „Żywotach Świętych Pańskich” w 1875 roku, Mikołaj nie wiedząc o tym, „przybywszy do Miry, udał się prosto do kościoła, a znalazłszy go zamkniętym, modlił się przed nim, póki go nie otworzyli. Skoro go otworzyli, pierwszy wszedł do niego, a biskupi już tego pilnujący, pomimo oporu, jaki stawiał, na Biskupa Mireńskiego go wyświęcili”.
Biskup Mikołaj był słynny już za życia. Dzięki dyskretnemu podrzucaniu pieniędzy ubogim zyskał opinię opiekuna ludzi biednych. Poza tym niewiele o nim wiemy. Wiadomo, że uczestniczył w obradach I Soboru Powszechnego w Nicei w 325 roku, na którym uznano za herezję i potępiono arianizm, doktrynę głoszoną przez Ariusza z Aleksandrii. Pewne opisane zdarzenie z tego soboru, rzuca światło na charakter biskupa Miry, który, jak się okazuje wcale nie był tak łagodny jak baranek. Otóż w pewnym momencie soboru Mikołaj uderzył Ariusza w twarz, za co został pozbawiony sakry biskupiej i uwięziony. Ale kiedy strażnicy otworzyli po jakimś czasie celę, Mikołaj stał pośrodku w biskupich szatach, w infule i z pastorałem. Zmarł 6 grudnia około 340 roku. Po jego śmierci powstało wiele legend i podań dotyczących jego życia i cudotwórczej działalności.
Jedną z najstarszych, pochodzącą prawdopodobnie z przełomu V i VI wieku, jest legenda o trzech młodzieńcach, których w cudowny sposób ocalił od śmierci. Pewnego razu skazano na śmierć trzech rycerzy. Biskup Mikołaj dowiedziawszy się o tym, natychmiast udał się do miejsca, gdzie byli skazani. Tam ujrzał kata wznoszącego miecz nad ich głowami. Wytrącił go z rąk oprawcy i uwolnił młodzieńców. Historia ta ma dalszy ciąg - opowieść o trzech generałach, którzy wydali niesłuszny wyrok na rycerzy. Niedługo potem sami zostali podstępnie oskarżeni o obrazę majestatu cesarskiego i wtrąceni do więzienia, gdzie modlili się do biskupa Mikołaja i wzywali jego pomocy. Święty Mikołaj ukazał się w nocy cesarzowi Konstantynowi i nakazał mu zwolnienie generałów.
W spisanym w pierwszej połowie IX wieku żywocie Świętego Mikołaja autorstwa Michała archimandryty pojawia się bardzo popularna legenda o trzech córkach. Oto młody Mikołaj, jeszcze przed wyborem na biskupa, miał chciwego i bogatego sąsiada, który drwił z pobożności świętego. Bóg ukarał sąsiada, sprawiając, że stracił on majątek i popadł w skrajną biedę. Gdy nie miał już z czego utrzymać rodziny, postanowił sprzedać swoje trzy córki do domu publicznego, gdyż nikt nie chciał ich poślubić bez posagu. Mikołaj postanowił uratować dziewczęta. Trzykrotnie, pod osłoną nocy wrzucał przez okno pieniądze przeznaczone na posag dla każdej z nich. Po wyprawieniu drugiego wesela, sąsiad postanowił dowiedzieć się, skąd biorą się tajemnicze pieniądze. Czuwał całą noc i ze zdumieniem odkrył, że dary wrzuca przez okno pogardzany przez niego Mikołaj. Wtedy podziękował mu zawstydzony i postanowił zmienić swoje życie i postępować odtąd zgodnie z przykazaniami.
W tym samym żywocie spisano też pierwsze dwie legendy związane z morzem: „Żeglarze” i „Zboże w porcie”. Pierwsza opowiada o żeglarzach, którzy podczas sztormu, gdy ich statek zaczął tonąć, wzywali pomocy Mikołaja. Biskup pojawił się na statku, wydobył go z topieli, nakazał uciszyć się wiatrowi, a potem zniknął. Żeglarze dopłynęli szczęśliwie do portu w Mirze, gdzie w kościele dziękowali Mikołajowi.
Legenda o zbożu opowiada natomiast o czasach wielkiego głodu. Mikołaj ukazał się we śnie kapitanowi statku, który płynął z Aleksandrii do Konstantynopola i skłonił go do zawinięcia do portu w Andriake. Tam wyładowano na ląd sto korców zboża, które rozdzielono między głodujących mieszkańców Miry. Gdy statek dopłynął do Konstantynopola okazało się, że niczego nie brakuje. Opowieść ta była później rozwijana w wielu wariantach.
Te i inne opowieści przysporzyły Mikołajowi sławy i za życia i po śmierci. Stał się bardzo popularnym świętym. Wielu historyków wiąże ogromny wzrost jego kultu ze schyłkowym okresem w dziejach cesarstwa bizantyjskiego, zagrożonego od zewnątrz przez muzułmanów, a od wewnątrz – zaostrzającym się kryzysem, związanym z intrygami na dworze cesarskim. Postać Świętego broniącego niewinnie oskarżonych i skazanych odpowiadała społecznemu zapotrzebowaniu na sprawiedliwość i poczucie bezpieczeństwa.
W XI wieku relikwie biskupa Mikołaja wywiezione zostały z Miry, a właściwie zostały wykradzione. Był to czas inwazji islamu. Kiedy wyznawcy Mahometa zajęli Mirę, włoscy kupcy, kierując się szlachetnymi pobudkami i chcąc ochronić doczesne szczątki Świętego przed profanacją, wykradli je. Znaleźli dla nich godne miejsce – bazylikę w Bari, gdzie dla relikwii Św. Mikołaja wzniesiono specjalną kaplicę. Wtedy kult tego świętego zaczął się rozszerzać na zachód Europy i nabierać lokalnego kolorytu. Zapanowało nawet przekonanie, że Mikołaj był biskupem Bari i dlatego w tym mieście są jego relikwie.
Nawiasem mówiąc, w tym samym kościele, w ogromnym grobowcu, pochowana jest również polska królowa Bona. Relikwie Świętego Mikołaja złożone są skromnie, w bocznej kaplicy. Taki był bowiem za życia. Może dlatego i w Bari ustąpił miejsca królowej. Ale i tak wszyscy odwiedzający kościół idą do kaplicy Św. Mikołaja, a do królowej mało kto. Ważne jest, że kaplica Św. Mikołaja jest miejscem, w którym nabożeństwa odprawiają zarówno katolicy, jak i prawosławni. Mało kto wie, że posadzka w kaplicy ufundowana została przez rosyjskich carów. Z relikwii zaś wypływa wonny olejek. Pod spodem sarkofagu umieszczono misę, do której spływa. Rozlewany do małych flakoników, jest następnie rozdawany pielgrzymom.
Święty Mikołaj został obwołany patronem: pisarzy, mnichów, duchownych, więŸniów, narzeczonych, dzieci, żeglarzy, podróżnych, uczniów i kupców, a także wielu towarzystw dobroczynnych. Strzeże od burz na wodzie i na lądzie oraz od nagłych niebezpieczeństw, a także od wilków i innych dzikich zwierząt oraz w ogóle od wrogów. Takiej mocy nie ma chyba żaden inny święty, nic więc dziwnego, że jego sława stopniowo rozeszła się po całym świecie. W okresie najazdów tatarskich uznała go za swego patrona Ruś, stąd popularność imienia Mikołaj w Rosji. Zwyczajem wielkich rodów rosyjskich stało się nadawanie go pierworodnym synom. Zdaniem teologa i duchownego prawosławnego, Henryka Paprockiego, Mikołaj jest w religii prawosławnej najpopularniejszym świętym obok św. Jerzego. Nie ma cerkwi, w której nie byłoby jego ikony.
Zbudowano mu też na świecie mnóstwo kościołów. W Polsce pierwszy kościół ku czci Św. Mikołaja wzniósł w Kaliszu Bolesław Pobożny w 1253 roku, a potem, jako patronowi podróżnych i kupców – wzniesiono ich cały szlak, od Gdańska wzdłuż Wisły, m.in. w Grudziądzu, Toruniu, Inowrocławiu, w Krakowie. W Grudziądzu, z pastorałem i kielichem w ręku, uświetnił herb miasta. We Lwowie - kościół jego imienia należy do najstarszych w mieście. Był także pierwszym patronem Wilna.
Częścią kultu świętego Mikołaja stało się rozdawanie prezentów. Tradycja ta powstała na Wschodzie, gdzie Mikołaj był dobrze znany. Nie polegała jednak na rozdawaniu prezentów, tylko na ich podrzucaniu. Odbywało się to zawsze 6 grudnia w dniu śmierci biskupa, czyli jego urodzin dla nieba. Rodzice podrzucali wtedy dzieciom prezenty przeważnie w nocy, kiedy spały. Obecnie św. Mikołaj przybywa do nas z prezentami dwa razy: 6 grudnia i w Boże Narodzenie. Ale to już wyłącznie zachodnia tradycja, datująca się od XVII-XVIII wieku. W Boże Narodzenie, święto pokoju, przebaczenia i pojednania, naturalną rzeczą stało się obdarowywanie się prezentami. Poszukiwano postaci, która mogłaby je wręczać. Święty Mikołaj najlepiej się do tego nadawał, bo miał praktykę w przynoszeniu prezentów.
Wizerunek Świętego Mikołaja przypominającego wielkiego krasnala, ubranego w czerwony strój, który z workiem prezentów jedzie saniami zaprzężonymi w renifery z Laponii, powstał w XIX wieku w krajach anglosaskich, a w XX wieku stał się wizerunkiem typowo komercyjnym. Rozpropagowała go w swoich reklamach firma Coca-Cola. Tylko że św. Mikołaj jest tu zaprzeczeniem samego siebie. Nie robi tego, co rzeczywiście robił biskup Miry, bo to już nie jest dyskretna forma działalności charytatywnej, ale komercja, wielki biznes. Nie ma nic wspólnego z dobroczynnością, a raczej z napędzaniem zysków wielkim domom handlowym.
Ze wszystkich krajów, do których dotarł kult Św. Mikołaja najbarwniej chyba obchodzono dzień 6 grudnia w Holandii. Wieczorem młodzież zapełniała ulice i formowała wielki pochód. Poprzebierane w czarne stroje, usmolone sadzą, wyczyniały swoje brewerie diabły, brzękając łańcuchami i wędrując od domu do domu. Pokorniały jednak, kiedy pojawiał się Mikołaj – w swoich biskupich szatach, w infule i z pastorałem, na białym koniu – tak dokonywało się misterium ujarzmienia zła przez dobro. Czynienie dobra, bezinteresownie, nie dla sławy, jest przecież przewodnim motywem tej wspaniałej legendy o najlepszym ze świętych.
Joanna Kiwilszo