Poseł z Pragi

Rozmawiamy z Pawłem Lisieckim, posłem Prawa i Sprawiedliwości, w latach 2014-2016 burmistrzem Pragi Północ, rdzennym warszawiakiem, człowiekiem starannie wykształconym. Jest absolwentem Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz Instytutu Historycznego tej samej uczelni. Ponadto ukończył podyplomowe studia z zarządzania i wyceny nieruchomości. Od 2017 jest bardzo aktywnym członkiem tzw. komisji weryfikacyjnej.

Czy zechciałby Pan opisać jeden dzień z życia posła?

Dzień zaczynam od odprowadzenia syna do przedszkola na 8:30. Przede wszystkim jestem bowiem ojcem. Zaraz potem kieruję się do siedziby komisji weryfikacyjnej i spędzam długie godziny na czytaniu dokumentów dotyczących afery reprywatyzacyjnej. Zapewniam, że są to dosłownie tomy dokumentów. Następnie udaję się do sejmu, gdzie czekają zapytania i interpelacje, nad którymi trzeba popracować. Po południu zwykle przyjmuję mieszkańców Warszawy na dyżurze poselskim. Dyżur trwa najczęściej do godziny 18:00 i dopiero telefon od mojej żony Małgorzaty przypomina mi, że czas byłby najwyższy wracać do domu. Żona przypomina mi także bym po drodze zrobił zakupy. Nie zawsze się to udaje, bowiem bywa i tak, że po dyżurze konieczna jest interwencja poselska, jeśli ktoś pilnie potrzebuje mojej pomocy. Jedynie dni posiedzeń sejmu są w pewnym sensie spokojniejsze, bo wówczas praktycznie cały czas spędza się na sali sejmowej, ale i to zadanie jest dość wymagające, bowiem głosowania rozpoczęte np. wieczorem jednego dnia, mogą się skończyć we wczesnych godzinach rannych dnia następnego.

Czy jest Pan osobą rozpoznawalną?

Chyba tak, a już z pewnością jestem rozpoznawany na praskich ulicach. Często się zdarza, że kiedy wracam do domu ze swojego biura przy Targowej, podchodzą do mnie mieszkańcy. Najczęściej po prostu chcą się przywitać i zamienić kilka słów, czasem proszą o pomoc lub o radę. Lubię te rozmowy i cieszę się, kiedy mogę pomóc.

Jakby Pan określił spectrum zagadnień, z którymi zwracają się do Pana mieszkańcy stolicy na dyżurach lub podczas nieformalnych spotkań?

- Większość spraw dotyczy sytuacji mieszkaniowej i wymiaru sprawiedliwości. Często też pojawiają się zagadnienia dotyczące remontów mieszkań komunalnych, przekształcania użytkowania wieczystego we własność i wykupu mieszkań. Zdarza się, że mieszkańcy są zainteresowani sprawami związanymi z ochroną zabytków i ochroną środowiska. Przychodzą do mnie z konkretnymi problemami, niepokojąc się np. o zabudowę w otulinie Jeziorka Czerniakowskiego. Jest to jedyny wodny rezerwat przyrody na Mokotowie i jedyne legalne, naturalne kąpielisko w Warszawie. Mieszkańcy obawiają się, że dopuszczenie przez władze Warszawy wysokiej zabudowy w pobliżu jeziorka może spowodować w przyszłości jego wyschnięcie. Interwencja u wojewody mazowieckiego spowodowała, że sprawa ta trafiła do sądu administracyjnego.

Czy ma Pan w pamięci jakiś konkretny, indywidualny problem, który udało się rozwiązać?

- Tak, jest to całkiem świeża, dramatyczna sprawa pewnej kobiety, poruszającej się o kulach, nękanej we własnym domu. To jej wspólny dom z byłym mężem. Dom został zlicytowany i przejęty przez nowego właściciela, który robił wszystko, by pozbyć się kobiety – wybijał szyby w jej mieszkaniu, zrobił dziurę w suficie. Wspólnymi siłami samorządowców i osób współpracujących z moim biurem poselskim udało się pomóc. Pani trafiła pod opiekę ośrodka pomocy społecznej i przebywa w bezpiecznym miejscu.

Czy start w nadchodzących wyborach parlamentarnych zmienia coś w Pańskich priorytetach?

- Nie, zupełnie nic nie zmienia. Nadal zamierzam się zajmować problemami mieszkańców, interweniować w ważnych dla nich sprawach, walczyć o przestrzeganie prawa przez urzędników i instytucje. Zapewniam, że w pracy tej nie będę się oszczędzał. Wiele jeszcze pozostało do zrobienia. 


 

Rozmawiała
Elżbieta Gutowska