Prosto z mostu
Wakacje w tym roku spędziłem w Górach Sowich, znanych z tzw. sztolni Hitlera. Otóż począwszy od 1943 r., czyli właściwie w końcowym okresie wojny, Niemcy w Górach Sowich – nie sami oczywiście, lecz z pomocą pracujących w morderczych warunkach więźniów z całej Europy – zaczęli drążyć system podziemnych tuneli, pomieszczeń i hal, w których lokalizowali produkcję uzbrojenia, przenoszoną tam z Nadrenii i Zagłębia Ruhry. Miało to nawet sens: w tamtym czasie zachodnia część III Rzeszy była intensywnie bombardowana przez aliantów, a na wschodzie armie Hitlera dopiero zaczynały brać łupnia na £uku Kurskim. Natomiast gdy Armia Czerwona doszła do linii Wisły – i wszyscy oprócz samego Stalina spodziewali się, że ją przekroczy – fabryki Kruppa czy Siemensa popowracały nad Ren, słusznie mniejszą obawą darząc brytyjskie bombowce niż wywózkę swoich maszyn i ludzi gdzieś za Ural.
Ale to nie był koniec podziemnych budowli w Górach Sowich. Pod koniec 1944 r. na bazie dotychczasowych prac zaczęto tam umiejscawiać tajne archiwa III Rzeszy (niektórzy twierdzą, że również skarby) oraz budować podziemną, największą z dotychczasowych, Główną Kwaterę Wodza Rzeszy. Armia Czerwona zdobywała Łódź, Kalisz i zbliżała się do Poznania, a w odległości zaledwie 200 km w przyśpieszonym tempie niewolnicy wykuwali podziemne gabinety Hitlera i jego sztabu...
Gdy zwiedzałem udostępnione turystom pozostałości po tych podziemnych budowlach, zastanawiałem się: po co to? Po co te ofiary z życia więźniów, ale i gigantyczny wysiłek finansowy Rzeszy, przeciwko któremu protestowali nawet niektórzy ministrowie Hitlera? Te miliony ton betonu można było wówczas lepiej spożytkować. Czy ktoś naprawdę wierzył, że Rosjanie zatrzymają się na linii Odry, zza której pogrożą tylko hitlerowcom palcem, by ci więcej nie rozrabiali? Zadufanie niemieckich władców świata było tak wielkie, że chyba jakoś tak to sobie wyobrażali.
Podobnie reagowali zimą 1945 r. hitlerowscy wyżsi urzędnicy przesiedleni na początku okupacji do Poznania z głębi Niemiec. We wspomnieniach Piotra Zaremby znalazłem opisy, jak budują pośpiesznie schrony pod swoimi ulubionymi willami, w których mieszkali przecież nie dłużej niż od pięciu lat. Czy słysząc o styczniowej ofensywie Armii Czerwonej wyobrażali sobie, że ich ona ominie? Ot, wystarczy przeczekać naloty i życie w Poznaniu potoczy się dalej?
Takie miałem przemyślenia wracając z Gór Sowich w pociągu, włączywszy pierwszy raz od dwóch tygodni wiadomości w internecie. Niezwykłe połączenie paniki z zadufaniem u polityków nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
Maciej Białecki
maciej@bialecki.net.pl