Lustro Piłsudskiego

Z dr Grzegorzem Nowikiem, autorem książki "Zanim złamano "Enigmę"..., polski radiowywiad podczas wojny z bolszewicką Rosją 1918-1920", o sensacyjnym odkryciu złamania bolszewickich szyfrów przez polskich kryptoanalityków rozmawia Joanna Kiwilszo.

11. XI. 1918 r. w Compiegne pod Paryżem doszło do podpisania zawieszenia broni na Froncie Zachodnim oraz kapitulacji Niemiec. Wcześniej załamało się imperium rosyjskie i Austro-Węgry. Z I wojny światowej wszyscy trzej zaborcy ziem polskich wychodzili pokonani. Ich klęska stwarzała niepowtarzalne, historyczne warunki do odrodzenia polskiej państwowości. Najważniejszym problemem odradzającego się państwa było ustalenie i obrona granic. W ślad za wojskami niemieckimi wycofującymi się z terenów wschodnich podążały na zachód od działy wojsk bolszewickich. W styczniu 1919 r. zajęły Mińsk i Wilno. W oficjalnych deklaracjach władze państwa radzieckiego wysuwały w stosunku do Polski propozycje pokojowe. W rzeczywistości jednak przygotowywały się do konfliktu zbrojnego. Doszło do wojny między Polską a Rosją bolszewicką. W sierpniu 1920 r. Armia

Czerwona podeszła pod Warszawę. I wtedy doszło do słynnego „cudu nad Wisłą”. No właśnie, był ten cud nad Wisłą, czy go nie było?

Jestem przeciwny tej nazwie i pojmowaniu tego wydarzenia w kategoriach cudu. Określenie to wymyśliła endecja, aby pomniejszyć zasługi Piłsudskiego i jego dowódców. Czy to było tak, że generał Haller leżał krzyżem w katedrze 15 sierpnia, potem wstał, pobłogosławiony przez arcybiskupa Kakowskiego, pojechał pod Radzymin i zwyciężył, bo mu Matka Boska pomogła? Jeśli mamy mówić o cudzie, to dlatego, że nastąpiła w jednym czasie kumulacja elementów, których nam nie brakowało i w poprzednich powstaniach narodowych, a więc ogromnego ducha, wartości moralnych w społeczeństwie z ogromnymi umiejętnościami Wodza Naczelnego i całego sztabu generalnego.

Cudem było również to, że złamano szyfry rosyjskie. Jak powiedział arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, w działaniu polskich kryptoanalityków należy się dopatrywać palca bożego. Poganie nazywają to przypadkiem lub zbiegiem okoliczności. A tak naprawdę było tu wiele elementów współgrających ze sobą. Mieliśmy też sprzyjającą sytuację międzynarodową. Popierała nas Francja, z której dostawaliśmy amunicję.

Jednak Pan uważa, że najbardziej pomogło złamanie szyfrów rosyjskich przez polski wywiad? Taka jest moja opinia. Przecież, jeśli się wie, z której strony ktoś zamierza ci przyłożyć, to się wie również, jak się zasłonić. Wiedza o przeciwniku pozwala na zastosowanie podstawowej zasady sztuki wojennej, która nazywa się ekonomią sił. Można skupić większość swoich sił na tym odcinku, gdzie przeciwnik jest najsłabszy. Podczas wojny polsko-bolszewickiej Józef Piłsudski wiedział o każdym posunięciu wroga dzięki swoim kryptologom.

A więc Piłsudski doceniał rangę radiowywiadu? Kiedy powstały jego pierwsze struktury?

Zaraz po odzyskaniu niepodległości. Ledwie marszałek Piłsudski powrócił do Warszawy, 11 listopada Rada Regencyjna przekazała mu zwierzchnictwo nad wojskiem, 14 listopada zaś – pełnię władzy państwowej. Miesiąc później, 13 grudnia, było zaprzysiężenie wojsk. W ciągu tego miesiąca Piłsudski polecił odnaleźć i sprowadzić z Wiednia Józefa Rybaka. Kapitan Józef Rybak był oficerem austriackiego wywiadu, utrzymującym kontakty z polskim ruchem strzeleckim, niepodległościowym ruchem, który miał wywołać powstanie w Kongresówce.

W czasie tych wieloletnich kontaktów, Piłsudski przekonał się, że Józef Rybak, Polak w wojsku austriackim, jest patriotą i że przekazuje Austriakom mniej, niż powinien, niż sam wie. Miał do Rybaka zaufanie tak ogromne, że natychmiast po sprowadzeniu go z Wiednia, powierzył mu zorganizowanie centrali polskiego wywiadu wojskowego. Centrala wywiadu to jest podstawowy nerw w każdym sztabie, w każdej armii na całym świecie.

Jest to jedna z ważniejszych komórek organizacyjnych, bo pozwala analizować, co się dzieje wokół nas. Szczególnie, kiedy państwo i armia jest w stanie tworzenia, w służbie polityki zagranicznej i wojska niezbędna jest taka wiedza. Piłsudski zdawał sobie z tego sprawę, przecież spędził w konspiracji całe swoje życie.

Marszałek przydał Rybakowi jednego ze swoich najlepszych współpracowników, publicystę, tłumacza, w przyszłości ministra Ignacego Matuszewskiego. Następnie Rybak ściągnął do polskiego wywiadu jeszcze jedną osobę – najlepszego fachowca w najnowocześniejszej dziedzinie wywiadu, jaka wtedy dopiero się rodziła, czyli radiowywiadzie. Był to mjr Karol Bołdeskuł, w czasie I wojny światowej szef radiowywiadu państw centralnych na Froncie Wschodnim.

Czy on był Polakiem? Skąd takie dziwne nazwisko?

Bołdeskuł deklarował się jako Polak, pisał po polsku, znał język polski w mowie i piśmie biegle. Pochodził spod Kołomyi. Być może miał domieszkę krwi huculskiej, czy rumuńskiej, zbyt mało o nim wiemy. Znał doskonale niemiecki, francuski, ukraiński. Dzięki niemu podejmowaliśmy próby czytania szyfrów węgierskich. Podsłuchiwano rozmowy Beli Kuna i Lenina. Stąd wiemy, że istniało niebezpieczeństwo połączenia się rewolucji węgierskiej z rosyjską. Bołdeskuł przeniósł do Polski doświadczenia z armii austriackiej, gdzie wywiad stał na najwyższym poziomie? Austriacy, jako pierwsi, oprócz Francuzów, Brytyjczyków i Niemców stosowali niezwykle nowoczesny sposób wywiadu, a mianowicie radiowywiad. Otóż depesza radiowa, przesyłana w eterze z jednej radiostacji do drugiej, mogła być odbierana przez każdą dowolną radiostację. Odbierały ją także radiostacje przeciwników. Z tej kakofonii dźwięków należało wyłowić właściwą informację. Rzecz polegała również na odpowiednio szybkim jej odszyfrowaniu, aby wiadomość mogła być użyteczna. Złamanie szyfru po 3-4 tygodniach mijało się z celem, chodziło o szybkość, tym bardziej, że klucze były często zmieniane. Wyobraźmy sobie, że wtedy klucze szyfrowe zmieniano co 2-4 tygodnie. A już Enigma miała nastawienie zmieniane codziennie.

Czy są narody lub środowiska predysponowane do wydania dobrych kryptologów?

Są trzy elementy potrzebne dla dobrego łamacza kodów: zdolności lingwistyczne, matematyczne i słuch muzyczny. Matematyka to oczywiście logiczne myślenie, a muzyka – to rytm i wyobraźnia. Dlatego dobrzy specjaliści pochodzą z krajów wielokulturowych, gdzie mówi się różnymi językami, gdzie są uniwersytety z matematyką na wysokim poziomie i gdzie komponuje się muzykę. Dlatego w kryptografii najlepsi byli Austriacy, Włosi no i Polacy.

Wróćmy do początków polskiego radiowywiadu, organizowanego przez Józefa Rybaka i Karola Bołdeskuła. Kogo im brakowało? Nie mieliśmy specjalisty od szyfrów rosyjskich. I wtedy pojawia się Jan Kowalewski. Jest sierpień 1919 r. Kowalewski pochodził z Łodzi, gdzie skończył gimnazjum handlowe. Następnie studiował chemię na uniwersytecie w Liege. W czasie I wojny światowej służył w armii rosyjskiej w formacjach inżynieryjnych, którym podlegała łączność. Znając procedury, zasady, jakich używano do szyfrowania, w sierpniu 1919 r. przypadkowo złamał szyfry rosyjskie.

Być może nie doszłoby do tego, gdyby nie ślub panny Sroczanki. Otóż tego sierpniowego dnia nocny dyżur w sekcji szyfrowej miał przyjaciel Kowalewskiego, por. Stanisław Sroka, ale musiał on pojechać na ślub swojej siostry. Kowalewski zgodził się go zastąpić. Nocą napłynęły materiały z radionasłuchu. Kowalewski nudził się, więc spróbował złamać szyfr. Jak sam wspominał, jedyną jego wiedzą na ten temat było opowiadanie Edgara Allana Poe „Złoty Żuk”. W tym opowiadaniu jest szyfrogram, który rozwiązuje jeden z bohaterów metodą badania frekwencji, czyli częstotliwości występowania liter. Tą samą metodą posłużył się Kowalewski. Najpierw złamał pierwsze słowo „dywizja”, bo wiedział, że takie słowo musi wystąpić. Zaczął je przymierzać do poszczególnych fragmentów szyfrogramu. Nad ranem udało mu się złamać pierwszy klucz szyfrowy. Niebawem złamał klucze nie tylko bolszewików, ale i „białych” wojsk rosyjskich, klucze ukraińskie, litewskie no i niemieckie. Okazał się niebywałym talentem kryptologicznym.

Czy szyfry rosyjskie były trudne?

Były szyfry łatwiejsze i trudniejsze. Zwykle poszczególne znaki (litery lub cyfry) oraz sylaby zastępowane były grupą cyfrową, na zasadzie tabliczki mnożenia. Najtrudniej było odczytać systemy z tzw. homofonami, czyli zdublowanymi (zwielokrotnionymi) oznaczeniami poszczególnych liter, systemy kombinowane literowo-sylabowe. Rosjanie stosowali też metody wtórnego szyfrowania. Przykładem tego był system "Dieliegat". Były też szyfry tzw. ułamkowe, jeden z nich oparty został na fragmencie pieśni rewolucyjnej "Warszawianka".

Jakie znaczenie dla dalszej pracy polskiego wywiadu miało złamanie szyfrów?

Od listopada 1918 r. przejmowaliśmy depesze rosyjskie. Ale dopiero po złamaniu szyfrów nasze dowództwo otrzymało do ręki niesamowitą broń. Piłsudski wiedział, co zamierza nieprzyjaciel, znał każde jego posunięcie. Można to porównać do gry w pokera, gdzie za plecami jednego z graczy ustawione jest lustro. Drugi z graczy widzi karty tego pierwszego. Lustro to radiowywiad. To ono tłumaczy „cudowne” wydarzenia z sierpnia 1920 r.

Jak to wyglądało w praktyce?

12 sierpnia radiostacja w Warszawie, na Cytadeli przejęła rozkaz rosyjskiej XVI Armii, pod dow. Mikołaja Sołłohuba, który wyznaczał zadania opanowania Warszawy, w pierwszej mierze Pragi. Część wojsk miała atakować na południu, w rejonie Wilanowa, a część na północy, od Jabłonny. Cały nacisk ataku miał iść na Pragę. Poszczególne dywizje XVI Armii miały forsować Wisłę na odcinku od Jabłonny na północy Warszawy aż po Karczew na południu.

W ciągu godziny rozkaz ten został rozszyfrowany, a więc w czasie szybszym, niż rozszyfrowali go Rosjanie. Akurat w tym czasie w sierpniu na północnym Mazowszu i na Białorusi przechodził front atmosferyczny i były wyładowania, które zakłócają transmisje radiotelegraficzne. Myśmy tego rozkazu nie przejęli w całości, ale również nie przejęli go Rosjanie. Ich radiostacje dywizyjne żądały powtórzenia rozkazu. W tym czasie przejęty rozkaz został zawieziony, w wersji oryginalnej, po rosyjsku, samochodem do Belwederu i podany do wiadomości Wodza Naczelnego.

Znajomość tego rozkazu ułatwiała polskiej I Armii, która broniła przedmościa warszawskiego na odcinku od Bugo-Narwi aż po Otwock, organizację obrony. Wiedziano dokładnie, jakie przeciwnik ma zadania i jakimi siłami dysponuje. Jednej tylko rzeczy wtedy żeśmy nie przewidzieli, mianowicie rywalizacji dwóch dowódców armii rosyjskiej.

Na czym polegała ta rywalizacja?

Każdy chciał zdobyć Warszawę. W związku z tym wytworzyła się taka sytuacja, że na prawym skrzydle XVI Armii, jej prawoskrzydłowa dywizja miała zdobywać Radzymin i równocześnie lewoskrzydłowa dywizja następnej, III Armii również otrzymała zadanie zdobycia tegoż Radzymina. Dlatego właśnie na odcinku Radzymina skupiły się znaczne siły rosyjskie i było tam takie zagęszczenie, jakiego nikt nie był w stanie przewidzieć.

Sytuacja była dla nas o tyle korzystna, że w pewnym momencie te rosyjskie działania się krzyżowały. Dywizje III Armii miały przez Radzymin i Marki iść bezpośrednio na Pragę, czyli działać z północnego wschodu na południowy zachód, natomiast dywizje XVI Armii miały zdobyć Radzymin, a następnie przez Wólkę Radzymińską iść na Jabłonnę i forsować Wisłę. W pierwszej linii, jak te jednostki rosyjskie się skupiły na odcinku Radzymina, to po prostu miały ogromną przewagę. Natomiast w pewnym momencie one się, można powiedzieć, minęły. Jedne poszły w jednym kierunku, drugie w drugim. I to działało na ich niekorzyść.

To jeszcze był ten moment, kiedy wszystko wskazywało na naszą przegraną?

Tak. Zdobycie Warszawy było realne. Spod Radzymina widać już było świecące w słońcu kopuły soboru Aleksandra Newskiego na Placu Saskim. Oni już ten błysk widzieli i bardzo chcieli tam dotrzeć.

Przejęcie rozkazu pozwoliło jednak Polakom poznać siły rosyjskie, mające zajmować Warszawę, oraz zorientować się, że bezpośredniego szturmu na miasto będzie dokonywała tylko jedna armia, a pozostałe miały za zadanie głębokie jej obejście od północy. W polskiej literaturze historycznej ocenia się, że Rosjanie powtórzyli działania, które miały miejsce w czasie Powstania Listopadowego. O ile Iwan Dybicz szedł od wschodu bezpośrednio na Warszawę i został zatrzymany pod Olszynką Grochowską, o tyle Iwan Paskiewicz zastosował później latem inny plan, obszedł Warszawę od północy, sforsował Wisłę pod osłoną armat pruskich twierdzy Toruń i zdobył Warszawę od zachodu.

W polskim sztabie generalnym analizowano, czy będzie to wariant Dybicz, czyli bezpośredni szturm od wschodu, czy też będzie to wariant Paskiewicz. Okazało się, że były to oba warianty: XVI Armia miała realizować wariant Dybicz, a trzy pozostałe armie Frontu Zachodniego (III, XV i IV) miały za zadanie obejść miasto i dokonać jego głębokiego okrążenia.

To się nie udało na skutek polskiej kontrofensywy, która ruszyła znad Wieprza 16 sierpnia. Grupa Mozyrska została rozbita, XVI Armia, ta, która miała zajmować Pragę, znalazła się nagle w półokrążeniu. Walki toczyły się pod Okuniewem, Otwockiem, Wiązowną, w rejonie Rembertowa, pod Ossowem. I wtedy zdarzył się cud pod Ciechanowem. 15 sierpnia polski pociąg pancerny i szarża ułanów spowodowały zniszczenie jednej z dwóch radiostacji IV Armii rosyjskiej, tej, która miała powtórzyć manewr Paskiewicza. W tym czasie polski wywiad przejął rozkaz dowódcy Frontu Zachodniego, który nakazywał wycofanie się IV Armii. Myśmy zastosowali wtedy metodę zagłuszania. Polska radiostacja w Warszawie, na Cytadeli, dostroiła się do długości fal 880 m, na jakich pracowała druga radiostacja IV Armii i radiostacja sztabu frontu w Mińsku Litewskim i uniemożliwiła odebranie tego właśnie rozkazu o wycofaniu. IV Armia dalej maszerowała na zachód, nie wiedząc o polskiej kontrofensywie.

I to właśnie stało się przyczyną zwycięstwa V Armii polskiej, którą dowodził gen. Sikorski, walczącej bezpośrednio na północ od Warszawy, między Modlinem a Ciechanowem. Armia ta, dzięki temu, że IV Armia rosyjska była daleko na zachodzie, mogła po kolei rozbijać jednostki rosyjskie XV, a potem III Armii. Generał Sikorki zyskał sławę genialnego wodza, tymczasem pomógł mu radiowywiad.

W jaki sposób zagłuszano radiostację rosyjską?

Tekstem, którym zagłuszano działania radiostacji IV Armii rosyjskiej był odpowiednio długi tekst Pisma Św. Ewangelii Św. Jana: „Na początku było słowo, a słowo było u Boga”, itd. Nadawano go przez 48 godzin bez przerwy. Rosjanie nie mogli odebrać żadnej depeszy. Taki się zdarzył cud.

Jak doszło do odkrycia, że polscy kryptoanalitycy złamali rosyjskie klucze szyfrowe?

W 1990 r. został powołany zespół do badania dokumentów z wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. kierowany przez płk. dr Marka Tarczyńskiego. Ja w tym zespole jestem od 1995 r. W trakcie prac badawczych, prowadzonych w Centralnym Archiwum Wojskowym, spotykaliśmy się bardzo często z doskonałą wiedzą Polaków o przeciwniku. Czytaliśmy dokumenty Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego. Każdy rozkaz zawierał w punkcie drugim informację o sytuacji nieprzyjaciela. I ten punkt był zawsze bardzo dokładny, uderzająco dokładny w porównaniu z rosyjskimi zestawieniami. Nasunęło się pytanie, jak to jest możliwe? Zaczęliśmy szukać. Natrafiłem na dokument z końca lipca 1920 r., mówiący o tym, że aż 6 z 26 polskich radiostacji zostało przeznaczonych wyłącznie do nasłuchu! To wydawało się nieracjonalne. Przyjęliśmy hipotezę, że te 6 radiostacji prowadziło nasłuch korespondencji operacyjnej, a jeśli tak, to chyba potrafiono te depesze rozszyfrowywać. Brakowało dowodu. Wtedy odnalazłem 40 teczek przywiezionych niedawno z MSW jeszcze niedopracowanych dokumentów. Zawierały one rozszyfrowane przez Biuro Szyfrów polskiego sztabu generalnego sowieckie depesze radiowe. To już był żelazny dowód, że polscy kryptoanalitycy złamali sowieckie klucze szyfrowe i że marszałek Piłsudski miał lustro w grze z bolszewikami.

Czy istnieje związek polskiego wywiadu z 1920 r. z działalnością polskich kryptologów, którzy rozszyfrowali Enigmę? Bezpośrednio nie, ale stworzone wtedy struktury i ludzie pracujący w tamtym wywiadzie byli czynni w pozyskiwaniu osób, które złamały Enigmę. Już na początku lat 20. polskie Biuro Szyfrów usiłowało łamać szyfry niemieckie tzw. transpozycyjne. Były to inne systemy niż rosyjskie. Nawiązano nawet współpracę z Francją. W końcu lat 20 rozpoczęto na uniwersytecie w Poznaniu rekrutację matematyków, którzy znali dobrze niemiecki. Wśród nich byli: Marian Rejewski, Henryk Zygalski i Jerzy Różycki. Rejewski wspominał zajęcia z kryptografii z prof. Stefanem Mazurkiewiczem, wciągniętym do Biura Szyfrów przez Jana Kowalewskiego. Istotna jest ta ciągłość strukturalna. Bez sukcesu polskiej kryptografii z wojny polsko-bolszewickiej nie byłoby złamania Enigmy.

Rozmawiała Joanna Kiwilszo

Dr Grzegorz Nowik,
wicedyrektor Wojskowego Biura Badań Historycznych,
redaktor naczelny kwartalnika "Przegląd Historyczno-Wojskowy",
członek zespołu opracowującego dokumenty wojny polsko-bolszewickiej 1920 r.,
autor książek: "Straż nad Wisłą,
okręg Szarych Szeregów Warszawa-Praga, 1939-1944” i „Zanim złamano Enigmę...polski radiowywiad podczas wojny z bolszewicką Rosją, 1918-1920".





Żeby powiększyć miniaturę kliknij na niej

20342