Prosto z mostu

Pseudonauka i pseudopolityka

Spore poparcie społeczne, jakim cieszy się ruch antyszczepionkowy, budzi bezradną rozpacz osób, dla których teza, iż dwa plus dwa równa się cztery, nie jest hasłem wyborczym, które uda się zrealizować albo nie, lecz prawem przyrody.

Ostatnim sukcesem antyszczepionkowców było skuteczne złożenie w Sejmie obywatelskiego projektu ustawy wprowadzającej zasadę dobrowolności w stosowaniu szczepień ochronnych. Daleki jestem od potępiania posłów, którzy zagłosowali przeciwko odrzuceniu tego projektu w pierwszym czytaniu. Poprzednia kadencja Sejmu uwrażliwiła nas na proceder odrzucania obywatelskich projektów ustaw siłą głosów partii rządzących, bez możliwości nawet dyskusji nad nimi. Zdecydowanie lepsza jest sytuacja, w której wszystkie, nawet najgłupsze projekty mające poparcie grupy obywateli, dopuszczane są do debaty, a zagłosować przeciw posłowie mogą później.

Bardziej niepokoić mogą wypowiedzi niektórych posłów popierające ten projekt – nie wiadomo, czy szczere, czy wypływające z chęci przypodobania się zorganizowanej grupie wyborców, jaką mogą stanowić antyszczepionkowcy. Boję się, że część posłów robi to szczerze. Sam słyszałem kilkanaście lat temu słowa prominentnego dziś polityka wyrażającego obawę, że krowa po zjedzeniu paszy GMO może urodzić dwugłowe cielę; a przecież polityk ów w międzyczasie nie ukończył żadnych studiów przyrodniczych... Z punktu widzenia interesu publicznego to rozróżnienie nie ma jednak znaczenia.

Naukowcy i lekarze pytają: co poszło nie tak? W edukacji szkolnej, w oświacie zdrowotnej, w mediach? Otóż nic szczególnie złego się nie wydarzyło. Ludzie są różni i tego nie zmienimy. Zawsze część społeczeństwa była – delikatnie mówiąc– bardziej biegła w naukach, a część mniej. Z tej drugiej części rekrutują się zwolennicy wszelkich teorii spiskowych.

Problem stworzyli politycy, ale nie ci i nie teraz. Polityków nie wybieramy przecież w związku z ich znajomością wyższej matematyki. Ale minęło już dwieście lat, odkąd to właśnie oni zaczęli dyletancko używać haseł naukowych, takich jak np. selekcja naturalna zaczerpnięta z biologii czy teoria względności wzięta z fizyki. Doprowadziło to do radykalnego obniżenia autorytetu uczonych: teraz każdy mógł poczuć się ekspertem od biologii molekularnej i astrofizyki. Każdy może szermować pseudonaukowymi terminami bez obawy o narażenie się na śmieszność. Traci na tym tylko prawda, czasem – dobro publiczne.

A polską specyfiką pozostaje, że tropiciele spisków w nauce, nieufni wobec takich jej osiągnięć jak szczepionki czy GMO, po części przynajmniej są tą samą grupą, która tak wierzy w naukę, że nie dopuszcza myśli, iż nowoczesny samolot może ulec katastrofie sam z siebie i potrzebny do tego jest zamach.

Maciej Białecki
Wspólnota Samorządowa
maciej@bialecki.net.pl