Po sąsiedzku

Zieleń się liczy

Niedawno sprzed mojego okna zniknęło kolejne duże drzewo. Na wiosnę rzeczywiście zaczęło zamierać, ale część zielonej korony dawała nadzieję na przetrwanie. Niestety, inne dodatkowe czynniki, jak sąsiedztwo drogi i chodnika, ruch ciężkich pojazdów, spowodowały, że decyzję na wycinkę wydano. Ponadto teren prywatny, a dla właściciela to w zasadzie głównie liście, które musi sprzątać... Obetonowano je niedawno jeszcze bardziej, nie pozostawiono dostatecznej przestrzeni korzeniom - musiało z człowiekiem przegrać. Niby nic, konieczność, żaden problem, to tylko topola. Tymczasem strata jest ogromna, ponieważ duże, stare drzewo, jak ta rozłożysta topola szara, produkuje tyle tlenu, co nawet kilkaset małych drzewek. Ponadto duża korona obniża temperaturę latem i wyłapuje niebezpieczne dla ludzkiego zdrowia i życia pyły. Warto sobie zdać sprawę, że także drzewo rosnące na prywatnym terenie oddziałuje zbawiennie na całą okolicę. Skupmy się jednak na terenach miejskich. Wzdłuż Jagiellońskiej posadzono właśnie kilka młodych drzew z projektu „Milion drzew”. Wiadomo jednak, że w miejskich warunkach, drzewa posadzone dziś, nie dorosną nigdy do rozmiarów tych dużych okazów.

W czym więc generalnie leży problem? Moim zdaniem, po pierwsze, w niedostatecznej świadomości potrzeby zieleni w naszym życiu i jej roli w przestrzeni miasta. Po drugie, w niewłaściwej pielęgnacji lub jej braku. I w końcu po trzecie – w braku konsekwencji w działaniu.

Patrzymy na drzewa przedmiotowo, jak na ławki czy kosze, nie na żywe organizmy, tworzące ekosystem, które wymagają odpowiednich warunków - wsadzone w beton dobrze rosnąć nie będą. Kwestie problemowe załatwiamy zerojedynkowo: zostawić albo wyciąć, nie ma niczego pomiędzy. Tymczasem drzewa nie są należycie pielęgnowane. Stare korony są często podkrzesywane od dołu, a nie redukowane od góry, co szkodzi roślinom i skraca ich żywotność. W zasadzie nie stosuje się innych zabiegów. Tymczasem wycinka powinna być zawsze ostatecznością. Tak podchodzi się  do zieleni w innych miastach europejskich, np. w Paryżu. Z kolei brak konsekwencji widać doskonale w przypadku różnych inwestycji miejskich, gdzie niemal zawsze zieleń znajduje się na ostatnim miejscu skali ważności, zwłaszcza zieleń zastana. Na terenie dzielnicy dochodzi problem zazębiających się kompetencji różnych podmiotów, co znacząco przeszkadza w odpowiednim zarządzaniu. Pragę da się zazielenić, jednak nie wystarczy drzewo posadzić, trzeba jeszcze o nie dbać.

Problemów jest oczywiście więcej, ale jak wskazują zwycięskie „zielone” realizacje z budżetu partycypacyjnego, które są stale wybierane, wiele mogą sami mieszkańcy. To ich aktyność budzi nadzieja na pozytywne zmiany.

Karolina Krajewska
przewodnicząca
Rady Osiedla Śliwice