Spółdzielcze dylematy

Z początkiem przyszłego roku nastąpi zmiana, na którą czekają miliony właścicieli mieszkań i domów w naszym kraju. Prawo i Sprawiedliwość po kilku latach przygotowań spełniło jedną z wyborczych obietnic. Na podstawie przyjętej w lipcu br. ustawy od 1 stycznia 2019 r. nastąpi automatyczne przekształcenie prawa użytkowania wieczystego gruntów zabudowanych na cele mieszkaniowe w prawo własności tych gruntów. Oczywiście powyższa zmiana nie będzie darmowa dla dotychczasowych użytkowników gruntów. Za prawo własności będą musieli zapłacić. Albo ponosząc przez 20 lat opłaty analogiczne, jak w przypadku użytkowania wieczystego, albo płacąc całą kwotę z góry i zyskując przy tym sporą bonifikatę.

Poza wieloma wspólnotami mieszkaniowymi na Pradze jednym z głównych beneficjentów zmian mogą być spółdzielnie mieszkaniowe, w tym potentat pod względem zarządzanych nieruchomości, tj. RSM Praga. Mogą być, ponieważ problem pojawia się w sytuacji, gdy dany podmiot nie jest użytkownikiem wieczystym danego gruntu, np. z powodu zgłoszonych roszczeń do danej działki lub jej fragmentu. Ta sytuacja dotyczy sporej części nieruchomości administrowanych przez RSM – przy Białostockiej, Kijowskiej, Ząbkowskiej, Alei Tysiąclecia, Szanajcy, Markowskiej, Wołomińskiej, Siedleckiej, czy Jagiellońskiej. Znajdujące się pod tymi adresami nieruchomości stoją na działkach miejskich, należących do Skarbu Państwa lub takich, do których fragmentów ktoś zgłosił roszczenia. Ten ostatni przypadek dotyczy przede wszystkich Szmulowizny, gdzie bloki zaczęto stawiać od lat siedemdziesiątych w miejscu historycznej siatki ulic.

Przez wiele lat przedstawiciele RSM prowadzili rozmowy zarówno z miastem, jak i dzielnicą na temat regulacji praw do gruntu. Wspomagani byli przy tym przez część lokalnych samorządowców wywodzących się ze środowiska spółdzielczego, ale jednocześnie związanych z głównymi graczami na politycznej scenie. Nie było, przynajmniej na Pradze, odrębnego ruchu politycznego związanego ze spółdzielnią, który wprost deklarował walkę o „uregulowanie sytuacji gruntów” (na rzecz spółdzielni), czy będące ich pochodną „zagospodarowanie terenów zielonych” (pytanie, czy w formie ich zabudowy?). Najbliższe dni pokażą, czy tak będzie i tym razem. Czy spółdzielczy „liderzy”, walczący o interesy spółdzielni (pytanie, czy również o interes tworzących ją spółdzielców) znajdą się na „biorących” miejscach partyjnych list, czy też powstanie ciało łudząco podobne do spółdzielni, a reprezentowane przez działaczy, których z różnych względów, głównie etycznych, nie przygarną żadne partie, ani ruchy miejskie.

Gra toczyć się będzie o dużą stawkę. Poza regulacją własności gruntów pod budynkami pojawia się temat ogromnych przestrzeni pomiędzy poszczególnymi blokami. Dziś większość z tych terenów pełni funkcje rekreacyjne i społeczne, mimo że pokrywa je gruba warstwa asfaltu. Nikt i nic, nawet plany miejscowe, których na Pradze jest jak na lekarstwo, nie zagwarantuje jednak, że po uregulowaniu kwestii własnościowych nie pojawią się zakusy, by zagęścić zabudowę. Szczególnie, że specustawa mieszkaniowa, tzw. lex developer, może pomóc przetrzeć szlaki, pozostawiając duże pole do działań lokalnym urzędnikom i radnym. I tak pewnego dnia mieszkańcy budząc się rano, zamiast boiska, czy saneczkowej górki mogą z okien zobaczyć płot ogrodzenia nowej inwestycji mieszkaniowej. Spółdzielców pozostawiamy z pytaniem, czy właśnie takiej przestrzeni chcą?

Red.