Wspomnienie o Andrzeju Kordzińskim
W poniedziałek, 4 czerwca, na Cmentarzu Powązkowskim pożegnaliśmy artystę, prażanina, Andrzeja Kordzińskiego (1942-2018).
Pana Andrzeja, dla przyjaciół „Kordelasa”, poznałam kilkanaście lat temu w Urzędzie Dzielnicy Praga-Północ, gdzie przyszedł jako interesant w sprawie swojej pracowni artystyczno-plastycznej na Ząbkowskiej 3. Wiedziałam, że jest artystą, kowalem, mistrzem metaloplastyki, rzeźbiarzem i człowiekiem, który potrafił skupić wokół siebie inne silne osobowości. Był też poetą, współpracował z filmem i telewizją, wytwarzając i wymyślając rekwizyty, które wzbogacały przesłanie obrazów filmowych, pracował przy renowacji powązkowskich nagrobków.
Tytuł wspomnienia pochodzi z ust jego bliskiego przyjaciela, Mietka Janiszewskiego, który opowiadając mi o nim i jego życiu, nazwał Andrzeja artystą we wszystkich wymiarach, a miał na względzie przede wszystkim wymiar ludzki. Pan Andrzej, niezbyt poradny życiowo we własnych sprawach, był niezwykle czuły na problemy, krzywdę, niesprawiedliwość i potrzeby innych ludzi. Oddałby ostatnią koszulę, tak jak oddał własny samochód, o czym wspomnieli mi jego przyjaciele.
Jedno z ostatnich naszych spotkań, u Pana Andrzeja w domu, dokładnie rok temu, ukazało mi człowieka o wielkiej erudycji, głębokich filozoficznych przemyśleniach i talentach niemal profetycznych. I tu, chciałabym wspomnieć o zaginionym wierszu Andrzeja Kordzińskiego napisanym w dniu śmierci Papieża Jana Pawła II, w którym przewidział pamiętną scenę, cud obecności Ducha Świętego - przewracane wiatrem kartki i zamykającą się na naszych oczach księgę życia na trumnie Papieża. Tacy byli artyści naszego pokolenia - czuli, wrażliwi, intuicyjni, tworzący sercem.
Serdeczne wyrazy współczucia składam w imieniu społeczności praskiej córce i żonie Zmarłego.
Dziękuję.
Beata Bielińska-Jacewicz