Społeczny obserwator
Przepełnione kontenery w altanach śmietnikowych, śmieci wysypujące się z koszy ulicznych, dzikie wysypiska wzdłuż linii kolejowych, przy garażach, w podwórkach kamienic, stare meble zalegające niemal na każdej posesji, puste butelki po alkoholu w bramach, śmieci i psie odchody na trawnikach i ulicach. Tak na co dzień wygląda śmieciowa rzeczywistość na Pradze. Czy nasza dzielnica utonie w śmieciach?”. Takim opisem zaczynał się jeden z moich felietonów dla NGP sprzed dwóch lat. Z perspektywy czasu mogę tylko stwierdzić, że był to felieton proroczy, a na postawione wówczas pytanie ze smutkiem muszę dziś odpowiedzieć twierdząco. Tak, proszę Państwa, Praga tonie w śmieciach. Przypomniany na początku obraz widzimy na co dzień na naszych ulicach, skwerach i w podwórkach. Jest nawet gorzej, a symbolem bałaganu są zalegające od miesięcy sterty śmieci przy budynkach spółdzielczych przy Targowej (jako pokłosie sąsiedzkiego konfliktu). Do tego smutnego obrazu dodać należy pochodne zaśmiecenia - szczury (tak, Praga jest najbardziej zaszczurzoną z dzielnic Warszawy) i pluskwy.
Kto ponosi winę za ten stan rzeczy? W zasadzie można powiedzieć, że każdy – my mieszkańcy (wiele osób wciąż niestety nie wie, do czego służy kosz na śmieci, że do wywiezienia gabarytów, czy śmieci budowlanych należy zamówić specjalny kontener), ale też urzędnicy (tu szczególnie doskwiera chaos kompetencyjny – okazuje się, że za jedną ulicę odpowiada ZPTP, za inną ZOM, a za kolejną jeszcze inna jednostka) i oczywiście firmy zajmujące się wywozem odpadów. Pal sześć, czy robią to regularnie, ale krew zalewa mieszkańca, gdy widzi, że załoga śmieciarki przeciąga przepełniony kontener, z którego wypadają śmieci i ich już nie zbiera. A te ostatnie ubijane warstwowo przy altanach budynków komunalnych są znakomitą pożywką dla szczurów oraz całej masy pasożytów.
Czy staramy się zaradzić problemowi zalegających odpadów? Na pewno trzeba pochwalić wielu świadomych mieszkańców. Pozostawieni z zalegającymi od tygodni śmieciami samym sobie, w akcie desperacji wrzucają zdjęcia śmietników na profile w mediach społecznościowych i tym samym alarmują decydentów. Ci ostatni, wywołani do tablicy, obiecują interwencje, podejmują działania ad hoc, chwalą się pismami do władz miasta. I dobrze. Taka jest rola reprezentantów mieszkańców. W końcu biorą za to pieniądze i to niemałe (średnia dieta radnego to rocznie ok. 20 tys. zł). Tyle, że potrzebne jest działanie systemowe. Niedopuszczalna jest sytuacja, gdy urzędy przez wiele miesięcy nie są w stanie „dogadać się”, kto odpowiada za który fragment ulicy. Podobnie niedopuszczalna jest sytuacja, gdy na budynku komunalnym codziennie przebywa zatrudniona przez administrację do sprzątania posesji osoba, która przymyka oko na zalegające od wielu dni sterty śmieci przy altanach śmietnikowych. Do jej obowiązków należy reakcja na taki stan rzeczy, choćby poprzez wykonanie telefonu do przełożonego. Czas wyjść zza biurek! Czas zinwentaryzować zasób, skontrolować liczbę koszy na poszczególnych posesjach czy faktyczną częstotliwość ich wypróżniania przez firmy, z którymi miasto ma podpisane kontrakty!
Inaczej będzie tak jak jest, a jedyne działania będą podejmowane dopiero po wpisie mieszkańca na Facebooku, przy okazji sąsiedzkich akcji sprzątania Pragi, czy w ramach budżetu partycypacyjnego, gdy zdeterminowani mieszkańcy (jak niżej podpisany) złożą projekt na 250 nowych koszy na śmieci dla praskich ulic (mają stanąć w tym roku).
Krzysztof Michalski
Praskie Stowarzyszenie
Mieszkańców „Michałów”
Napisz do autora:
stowarzyszenie.michalow@gmail.com