Białołęcka karuzela
Z początkiem wakacji, na ostatnim posiedzeniu rady dzielnicy przed okresem urlopowym, obrady radnych zelektryzowane zostały tematem Młodzieżowej Rady Dzielnicy. Stało się tak za sprawą głosowania nad zapisami nowego statutu, który po wejściu w życie będzie podstawą do wyłaniania nowych młodzieżowych radnych. Choć funkcja ta nie daje żadnego realnego wpływu na dzielnicę, to wiąże się z szeregiem przywilejów, z których młodzieżowi radni chętnie korzystają. Kością niezgody stały się zapisy forsowane wspólnie przez radnych Platformy Obywatelskiej i Inicjatywy Mieszkańców Białołęki, dotyczące uznaniowego, niedemokratycznego wyłaniania spoza białołęckich szkół 5 członków młodzieżowej rady. Wyboru miałaby dokonywać osobiście każdorazowo radna Platformy Obywatelskiej, Elżbieta Świtalska. Taki mechanizm nie spodobał się większości radnych, którzy uznali go za próbę upolitycznienia białołęckiej młodzieży i zaapelowali o ustalenie przejrzystych zasad ordynacji wyborczej oraz zachowanie apolitycznego charakteru tego organu. Wszystko wskazuje na to, że przez lata rządzenia Platforma upartyjniła i upolityczniła białołęcką młodzież, z młodzieżowej rady dzielnicy czyniąc coś na kształt partyjnej młodzieżówki. Do tematu powrócimy na sesji po wakacjach, a debata na ten temat z pewnością będzie gorąca.
Przy okazji dyskusji o młodzieżowej radzie część radnych wyraziła swój żal z powodu przedłużających się do późnych godzin nocnych obrad rady dzielnicy. Argumentowali to tym, że przecież mają swoje inne obowiązki. Przyznam, że posłużenie się tym argumentem przez radnych PO i IMB wprawiło mnie w osłupienie. Pełnienie mandatu radnego w Białołęce wiąże się z comiesięczną dietą w wysokości około 2 tys. zł. Choć od początku kadencji nie otrzymuję w zasadzie żadnego wynagrodzenia, ani z tytułu pełnienia funkcji radnego, ani z tytułu pełnienia funkcji członka zarządu dzielnicy, to staram się uczestniczyć w każdym posiedzeniu rady. Wszak jest to bardziej moje hobby i obowiązek samorządowca niż przykra powinność. Jednak dla części radnych poświęcenie sześciu godzin raz na miesiąc na debatę dotyczącą ważnych dla Białołęki spraw to zbyt wiele. Nawet mimo przysługującego wynagrodzenia. Niefortunnie dla sprawy młodzieżowej rady punkt dotyczący statutu przypadł na późne godziny przed północą. Radni reprezentujący PO i IMB wyrazili zniecierpliwienie, że muszą tak długo zajmować się sprawami Białołęki. A ja skonkluduję to trochę przewrotnie i zapytam, kto z nas nie poświęciłby sześciu godzin swojego czasu dla takiego wynagrodzenia?
Łukasz Oprawski
były zastępca burmistrza
Dzielnicy Białołęka
Prawo i Sprawiedliwość