Prosto z mostu
Jeżeli w jakiejś sprawie rząd premier Szydło mnie zawiódł, to jest nią budowa elektrowni atomowej. Wydawało się, że po ośmiu latach skandalicznego zaniedbania przez Platformę Obywatelską, bojącą się zapewne lewackich protestów, będzie to temat samograj - a tu nic.
Zaniedbanie, to za mało powiedziane: wirtualna inwestycja PO obrosła w zapomniane dziś afery, które można by medialnie odgrzać: trefną umowę na konsulting i doradztwo za ćwierć miliarda złotych z firmą, której Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zarzucała powiązania biznesowe z Rosjanami, gigantyczne wynagrodzenia „kolegów z boiska” Donalda Tuska w państwowej spółce Polska Grupa Energetyczna, którzy mieli przygotować inwestycję, lecz niczego w tej sprawie nie zrobili - a tu nic.
Tymczasem budowa elektrowni atomowej to nie jest kaprys szalonych naukowców, lecz nagląca potrzeba. Zapotrzebowanie na moc według danych Krajowego Systemu Elektroenergetycznego systematycznie rośnie, także w lecie, poza sezonem grzewczym - wtedy coraz powszechniej w domu i w pracy używamy klimatyzatory.
Niezwykle istotny jest aspekt geograficzny: bodaj wszystkie duże fabryki prądu zlokalizowane są na południu Polski, a stare linie przesyłowe południe-północ sypią się w oczach. Black out, czyli rozległą awarię zasilania w Szczecinie już raz mieliśmy, dziewięć lat temu. To jest powód, dla którego budowę elektrowni atomowej planuje się na pewno gdzieś na Pomorzu.
Trzeba przyznać, że wymóg lokalizacji spełnia również pomysł wybudowania wielkiej farmy wiatrowej na Bałtyku. Nie ma jednak w tej sprawie nawet poważnego studium wykonalności, więc pomysł jest - nomen omen - palcem na wodzie pisany, wprowadzając tylko szum informacyjny w proces podejmowania decyzji.
Dodatkowo, uruchomienie elektrowni atomowej mogłoby być ważnym argumentem w przetargach z władzami Unii Europejskiej, dybiącej na rozwój polskiej energetyki węglowej, który to rozwój - zdaje się - jest chyba celem obecnego rządu.
Minister Energii zapowiedział, że „decyzja w sprawie ewentualnej budowy pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce może zapaść przed końcem tego roku” - czyli w połowie kadencji. Trochę póź no: za mało wydarzy się potem, do końca kadencji, by nowy rząd po wyborach (nawet z tej samej partii) nie mógł tego projektu z nieznanych dziś powodów wyrzucić do kosza. Poza tym sformułowania: „decyzja w sprawie” (zamiast: „decyzja o”) i „ewentualnej” dobrze nie rokują co do pozytywnego rozstrzygnięcia.
Podejrzewam, że opóźnienie decyzyjne rządu wynika z faktu, iż dotyczy inwestycji trwającej co najmniej 10-15 lat. Zawsze są sprawy pilniejsze, do rozwiązania przed końcem kadencji...
Maciej Białecki
Wspólnota Samorządowa
maciej@bialecki.net.pl
www.bialecki.net.pl