Prawobrzeżni. Wielokulturowo.
W czwartek, 8 czerwca, w Muzeum Warszawskiej Pragi odbyło się kolejne spotkanie w ramach cyklu „Prawobrzeżni. Wielokulturowo”, którego celem jest przybliżenie mieszkańcom sylwetek przedstawicieli innych nacji, którzy swoje życie związali na pewnym etapie z naszą dzielnicą. Tym razem bohaterem spotkania był żyjący i tworzący w Polsce hiszpański tłumacz i poeta, Carlos Marrodan Casas. Jego losy stanowiły też świetny przykład do ukazania szerszego kontekstu obecności w Polsce hiszpańskich imigrantów, którzy przybyli do naszego kraju po II wojnie światowej w ramach „bratniej pomocy” dla prześladowanych na Zachodzie środowisk komunistycznych i lewicowych.
Marrodan Casas urodził się w 1948 roku we Francji, w Tuluzie, stanowiącej punkt zborny dla Hiszpanów, którzy musieli opuścić ojczyznę z powodu prześladowań ze strony rządu gen. Franco. Zagrożeni wydaleniem z Francji postanowili szukać schronienia w krajach znajdujących się w sowieckiej strefie wpływów. Do Polski najpierw trafił ojciec, a wkrótce w ramach akcji łączenia rodzin do Warszawy przybyli matka wraz z małym Carlosem. Wszyscy, podobnie jak kilka innych hiszpańskich rodzin, dostali mieszkania na nowo budowanym osiedlu Praga II i pracę w różnych praskich zakładach, m.in. w FSO na Żeraniu, czy w Monopolu.
Nie da się ukryć, że dla władz Polski Ludowej był to gest propagandowy, za pomocą którego chciano pokazać światu, że demoludy, w przeciwieństwie do krajów „zgniłego kapitalizmu”, wyciągają pomocną dłoń do prześladowanych „braci-komunistów”. Z drugiej wszakże strony był to duży wysiłek dla kraju zniszczonego wojną, którego stolica na początku lat 50. wciąż bardziej przypominała gruzowisko, niż „Paryż Północy”, a jej mieszkańcy borykali się z deficytem mieszkań.
Jednak poza propagandową otoczką warto patrzeć na decyzję o sprowadzeniu Hiszpanów (oraz komunistów greckich, którzy przegrali wojnę domową) również przez pryzmat działań humanitarnych. I w tym kontekście losy Marrodan Casasa i innych przedstawicieli hiszpańskiej diaspory na Pradze mogą stanowić świetny przykład dla osób obawiających się napływu do naszego kraju choćby uchodźców z Syrii i innych krajów objętych współcześnie działaniami wojennymi.
Wielu przedstawicieli liczącej kilkaset osób grupy hiszpańskich imigrantów i ich dzieci wniosło ogromny wkład do rozwoju naszej kultury w XX w. Oczywiście, najlepszym przykładem jest sam Marrodan Casas, który od pierwszych dni pobytu w Polsce zapałał miłością do języka polskiego (podstaw języka nauczył się po miesiącu uczęszczania do praskiego przedszkola), studiował polonistykę i jako tłumacz przybliżył polskim czytelnikom książki autorstwa Mario Vargasa Llosy, Gabriela Garcii Marqueza czy Carlosa Ruiz Zafona, które dziś stanowią ważne pozycje w kanonie literatury współczesnej. Obecni na spotkaniu mogli posłuchać o losach mniej znanych Hiszpanów, którzy byli tłumaczami, grafikami po warszawskiej ASP czy przedsiębiorcami i jako społeczność mocno włączali się w życie Pragi i osiedla, na którym mieszkali, choćby poprzez hiszpański klub działający na Pradze II.
Spotkanie z Marrodan Casasem stanowiło również okazję do podjęcia wątku ulotnej pamięci miejsca, w którym przyszło Hiszpanom żyć. Dziś jedynym śladem po polsko-hiszpańskich związkach w topografii naszej dzielnicy pozostaje nazwa ulicy Dąbrowszczaków, o zmianę której trwa polityczna walka między środowiskami polskiej prawicy i lewicy. Niezależnie od jej wyniku warto pamiętać o hiszpańskim epizodzie w dziejach Pragi. Pragi wielu kultur i języków.
MIC