Chłodnym okiem
Politycy PiS od dawna wydają mi się wyłączeni z samodzielnego myślenia. Ich przeświadczenie o nieomylności Prezesa czyni z nich powolnych i bezkrytycznych wykonawców woli szefa. Model skądinąd znany, wielokrotnie realizowany w historii, ale nie tylko historykom - jak sadzę - wiadomo, jak się to kończy. Niestety, mało kto również w czasach obecnych z wiedzy historycznej nauki wyciąga.
Ten Prezes ma wiele twarzy. Jest dosyć oryginalny wśród współczesnych polityków: samotny facet, zakochany w kotach, bez bankowego konta, bez prawa jazdy, niekorzystający z internetu. Kreując swoją politykę często posługuje się dwulicowością, korzystając z przebiegłości i siły pozycji, którą sobie wypracował. Sam nie odpowiada formalnie za nic, będąc szeregowym posłem. Posiada wybitne zdolności do manipulowania swoimi podwładnymi i stronnikami i chętnie z nich korzysta na wiecach i miesięcznicach. Gdy potrzeba, Prezes potrafi być apodyktyczny i budzić strach, o czym przekonało się w przeszłości wielu jego przybocznych, którzy za bardzo do niego próbowali się zbliżyć lub sprzeciwić jego woli. Nazwiska Hofmana, Kamińskiego czy Dorna zniknęły z PiS-owskiej historii i wiele jeszcze zniknie w przyszłości. W większości kluczowych decyzji Prezes nie liczy się ze zdaniem innych ludzi: używa ich do realizacji swoich celów. Mało w tym wszystkim lojalności i zwykłej ludzkiej uczciwości. Prezes nie odpowiada za błędy. Prezes podejmuje tylko dobre decyzje, złe podejmują jego podwładni. Lecz myliliby się wszyscy, którzy nie dostrzegają rozwagi Prezesa; on osobiście nie przywiązuje się do składanych obietnic czy dotrzymywania słowa. Od lat słyszymy, że wielkie tajemnice zostaną już wkrótce wyjaśnione, a winni postawieni w stan oskarżenia i osądzeni. Do tego celu zostały powołane zespoły, komisje i podkomisje. Prezes zbytnio nie dąży do tego, by ludzie go kochali, chociaż tego im nie zabrania, mają kochać i czcić sprawę, za którą on walczy. Jako jedyny i niekwestionowany statutowo przywódca PiS ma nad wszystkimi jego członkami przewagę, pozwalającą mu jednym podpisem strącić każdego w polityczny niebyt - tak zakończył karierę Misiewicza. Prezes wie jednak, że „ekskomunika” musi być stosowana rzadko i w sytuacjach wyjątkowych, bo broń często stosowana szybko się tępi. Podwładni Prezesa publicznie wychwalają jego osobowość, podobno potrafi być także dowcipny. Nie bardzo sobie to wyobrażam, chyba że są to dowcipy z podzielonej opozycji. Na razie wszystko mu sprzyjało. Prezes wykorzystał fakt, iż pogłębiały się podziały społeczne, a wiele osób nie korzystało z owoców wejścia Polski do UE. Hasła chadeckie okazały bardzo nośne. Socjaldemokraci nie weszli do parlamentu. Polacy oczekiwali zmiany i ją otrzymali, ale czy była to oczekiwana dobra zmiana? Ostatnie demonstracje chyba temu przeczą. Ten Prezes podniósł się po pierwszej porażce olbrzymim kosztem; czy w przypadku kolejnej ta sztuka może mu się udać?
Ireneusz Tondera
radny Dzielnicy Praga Północ
Sojusz Lewicy Demokratycznej
i.tondera@upcpoczta.pl