Przychodnia dla Zwierząt
Przedwojenny minister Beck w obliczu wojny nie wierzył, że Rosjanie zaatakują. Jego i wcześniej Piłsudskiego, jak to nazwać … zaufany, Tadzio Kobylański … oczywiście, szlachcic, ziemianin, co ważne z przedziwnym stopniem: nadetatowy major ze starszeństwem, ikona polskości, tak namieszał w głowach ówczesnych ważnych, że wschód Polski został kompletnie nieprzygotowany do agresji Sowietów. Kobylański był rosyjskim płatnym szkodnikiem i szpiegiem. £atwo zwerbowany za długi karciane i wstyd za upodobanie do tej samej jakże męskiej płci. Inne ministerstwa też były nasączone „Kobylańskimi”. Historia lubi się powtarzać, a brak wyciągniętych wniosków z historii oznacza zgubę narodu, proszę cacanych patriotów, ludzików zielonych ze znakiem Polski Walczącej od 2015 roku, medialnych przemawiaczy, posłów, senatorów, ministrów obrońców popiersi, pomników, krzyży, nienarodzonych płodów, a złość wyładowujących i swoje oburzenie na kobietach, dzieciach poprzez ustawy z piekła rodem. Zauważyliście, drodzy Państwo, jak mało wśród nas jest ludzi szczęśliwych, którzy dotarli do prawdy, a jak wielu przybyło oburzonych i obrońców tego, czego jeszcze nie ma, a jest coraz bliżej?
W przestrzeni publicznej pojawiło się hasło odpowiedzialnego rozwoju. Na czyj koszt i odpowiedzialność pytam? Hasło to łączy się z określeniami za darmo i kasa do ręki za nic. Populizm dotyczy także przyrody. Widać to na przykładzie populacji dzików i szczurów w naszych miastach i obrzeżnych wsiach.
Jak dziki, kojarzone od wieków z lasem, puszczą i kniejami nagle znalazły się pod naszymi oknami? Ano z prostego braku odpowiedzialności i głupoty. Wyrzucanie odpadków przez okno lub w pobliżu okien tłumaczone troską i dokarmianiem „głodnych zwierzątek” powinno być dotkliwie finansowo karane za sprowadzenie zagrożenia w ruchu drogowym i epizootyczne narażenie ludzi na choroby zakaźne. Jednorazowe dokarmienie dzików oznacza na zawsze. Te zwierzęta od tego momentu do końca ich życia będą odwiedzały trawnik w środku osiedla, na którym nieodpowiedzialny debil wysypał podgniłe kartofle przywiezione z miejsca urodzenia często setki kilometrów stąd. Dużo większym problemem jest szczur wędrowny, który w małych populacjach żył przed powstaniem miast. Dzisiejsze góry żarcia w odpadkach w supermarketach i śmietnikach, parkach, bulwarach nad Wisłą dają życie szczurom za darmo.
Miasto Warszawa pieniędzmi mieszkańców wydaje - wierzcie mi - poważne kwoty na odławianie dzików, deratyzację - czyli odszczurzanie i nieujawnione szkody i leczenie chorób zakaźnych roznoszonych przez szkodniki. Widzę, jak mocno działają wieśniacze geny pańszczyźnianych przodków, co nic nie mieli nawet u tych, co je mają. Z tą tradycją łatwo kraść i okradać, łatwo okłamywać, rozbijać butelki po piwie w parku, sikać w windzie czy rzucać pety byle gdzie. Aliści jak oplem w kredycie bez oc uderzy się w dzika na ulicy to czy nie ma prawa obudzić się „słuszny” gniew - jak ONI mogli na to pozwolić. Oni i oburzeni.