Prosto z mostu
Półgębkiem, przy okazji dyskusji o zmianie samorządowego prawa wyborczego (obejmującej m.in. ograniczenie liczby kadencji prezydentów miast) i o nowej ustawie o ustroju m.st. Warszawy, pojawił się temat terminu najbliższych wyborów samorządowych. Zgodnie z kodeksem wyborczym muszą się one odbyć w ostatnim dniu wolnym od pracy poprzedzającym upływ kadencji rad. Poprzednie wybory odbyły się 16 listopada 2014 r., kadencja rad trwa cztery lata licząc od tego dnia, zatem krótki rzut oka na kalendarz wystarcza, by stwierdzić, że kolejne wybory czekają nas w niedzielę 11 listopada 2018 r.
Okazuje się, że to jest problem. Wybory nie powinny odbywać się w ten dzień, uważa Jarosław Flis, socjolog bliski „Gazecie Wyborczej”. Podobnie uważa też Jacek Sasin, poseł PiS znany z tego, iż w każdym wywiadzie jest pytany, czy będzie kandydował na prezydenta Warszawy. „Wiele osób tego dnia będzie zaabsorbowanych zupełnie innymi wydarzeniami” - argumentuje. Przepraszam, jakimi? Uniemożliwiającymi głosowanie?
W ten dzień Święto Niepodległości będzie wyjątkowe: minie równo sto lat od zakończenia pierwszej wojny światowej i przejęcia w Polsce władzy przez Józefa Piłsudskiego. Nawet najbardziej zawzięci krytycy marszałka oddają mu tę zasługę, że w kraju pozbawionym administracji i ustalonych granic - jakim była wówczas Polska - doprowadził w ciągu jedenastu tygodni do wyborów Sejmu Ustawodawczego w dniu 26 stycznia 1919 r., kluczowych dla umocnienia polskiej państwowości. Te wybory zresztą stronnictwo Piłsudskiego przegrało: dwie trzecie mandatów objęły endecja i PSL „Wyzwolenie”. Piłsudski przegrał też sromotnie kolejne wybory, w 1922 r., i więcej nie zdzierżył - rok przed kolejnymi wyborami zrobił w maju przewrót.
Dziś w Polsce nie obchodzimy jakoś szczególnie, mimo rozpowszechnionego kultu marszałka, rocznicy przewrotu majowego. Obchodzimy 11 listopada - rocznicę objęcia władzy przez Piłsudskiego po raz pierwszy, gdy stać go jeszcze było na demokrację i dopuszczenie do władzy konkurentów. Tego ten dzień jest dla mnie symbolem i nie rozumiem, dlaczego nie mogłyby wtedy odbywać się w Polsce wybory. Nawet zawsze, nie tylko tym razem. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę obecną sytuację polityczną.
Jeden z posłów PO przyznał, że uchwalając kodeks wyborczy w 2011 r. nie wyliczono (co jest dość proste) iż data kolejnych wyborów wypadnie 11 listopada, stąd teraz mamy ambaras.
Ja nie uważam tego za ambaras, lecz - że to „palec Boży”. Może wybory w takim dniu coś zmieniłyby w atmosferze politycznej w Polsce? Tego sobie i Państwu świątecznie życzę.
Maciej Białecki
Wspólnota Samorządowa
maciej@bialecki.net.pl
www.bialecki.net.pl