„Był tam człowiek dobry i sprawiedliwy, imieniem Józef, członek Wysokiej Rady. Nie zgadzał się on ani z ich uchwałą, ani z ich postępowaniem. Pochodził z judejskiego miasta Arymatei. On to udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Gdy je zdjął, owinął w płótno i złożył w grobie wykutym w skale, w którym jeszcze nikt nie był pochowany”. (Łk 23, 50-56).
Tak Ewangelista Łukasz opisuje pogrzeb Jezusa. Podobne opisy podają też pozostali Ewangeliści. Św. Jan zaznacza ponadto, że pogrzeb Jezusa odbył się „stosownie do żydowskiego sposobu grzebania”. O wyjaśnienie, w jakich okolicznościach doszło do pogrzebu, dlaczego Józef z Arymatei musiał udać się do Piłata i poprosić o ciało Jezusa, by móc je pogrzebać oraz czy rzeczywiście pogrzeb był zgodny ze zwyczajami panującymi w ówczesnej Palestynie, poprosiliśmy księdza dr Pawła Mazurkiewicza z kościoła Miłosierdzia Bożego w Legionowie.
- Prawdę mówiąc, jeśli się trzymać prawa rzymskiego, pogrzeb się Panu Jezusowi nie należał. Jezus został skazany z powodów politycznych. Zarzucono mu bluźnierstwo i obrazę majestatu, gdyż podawał się za króla żydowskiego, a za to przewidziana była kara śmierci przez ukrzyżowanie. Takim ludziom pogrzeb indywidualny nie przysługiwał. Owszem, po śmierci skazańca chowano do grobu, ale był to grób zbiorowy, na miejscu lub blisko miejsca stracenia. Taki grób, po wypełnieniu zwłokami, zostawał zasypywany i ślad po człowieku ginął. Tak by się pewnie stało i w tym przypadku, gdyby Piłat nie wyraził zgody na indywidualny pochówek Jezusa. Przy czym najpierw trzeba było uzyskać zgodę na zdjęcie ciała z krzyża.
Gdyby nie zgoda Piłata, ciało Jezusa pozostałoby na krzyżu?
Nie, ale tylko dlatego, że Jezus był Żydem, a Żydzi wywalczyli sobie specjalne prawa. Ukrzyżowanie było karą rzymską, zarezerwowaną dla najcięższych przestępstw dla tych, którzy nie byli Rzymianami. Rzymianina za podobne przestępstwo ścinano mieczem, a Żydzi najwyższy wymiar kary wymierzali przez ukamienowanie. Normalnie, po ukrzyżowaniu, zwłoki pozostawały na krzyżu, aż do momentu, kiedy albo same zaczęły się rozkładać, albo zostały zdeformowane przez drapieżne ptaki, gdyż według prawa rzymskiego, wraz ze śmiercią nie kończyła się kara. Dla większego jeszcze napiętnowania skazańca, pozostawione na krzyżu zwłoki miały być jednocześnie przestrogą dla innych, aby na podobne czyny nigdy się nie ważyli.
Tego rodzaju praktyki rzymskie uchodziły w świetle religii żydowskiej za barbarzyńskie. Żydzi, którzy z powodów religijnych i praktycznych (gorący klimat) chowali zmarłych tego samego dnia, zwykle już 8 godzin po śmierci, uzyskali też prawo do tego, aby zwłoki skazańców nie pozostawały na noc na drzewie. Po uzyskaniu zgody, zdejmowali je z krzyża i chowali w zbiorowej mogile, jako że bezbożny nie mógł być w jednym grobie ze sprawiedliwym.
W przypadku Jezusa trzeba więc było iść do Piłata i prosić o zdjęcie ciała z krzyża. Kto miałby się to zrobić?
Tego zadania podjął się Józef z Arymatei, który jest nazwany w Ewangelii człowiekiem dobrym i sprawiedliwym. Pojawia się on tylko i wyłącznie w momencie śmierci Jezusa i zastępuje Jezusowi rodzinę, dlatego, że o zgodę na zdjęcie ciała z krzyża i pochówek mogli prosić albo członkowie rodziny, albo, w przypadku jakiegoś rabbiego, czyli nauczyciela – jego uczniowie. Józef z Arymatei jest nazwany uczniem Jezusa, mógł więc o zgodę na pochówek wystąpić. Poza tym był członkiem Sanhedrynu, Wysokiej Rady i jako taki mógł być znany Piłatowi. Poszedł więc do Piłata i pozwolenie uzyskał.
Czy łatwo było uzyskać takie pozwolenie?
W niektórych przypadkach władze rzymskie się zgadzały, w innych - odmawiały. Piłat zgodził się wydać ciało Jezusa Józefowi z Arymatei, bo chciał dokuczyć Żydom, których serdecznie nie znosił. Gardził nimi i ogólnie źle się czuł w Judei. Po drugie, co wynika z jego zachowania podczas procesu, nie był przekonany o winie Jezusa, skazał go pod presją tłumu i chciał w ten sposób zrekompensować to, co się stało.
Józef z Arymatei pozwolenie uzyskał, ale dotykając zwłok i czyniąc pochówek zaciągnął nieczystość rytualną, dlatego że kontakt ze zwłokami powodował to, że człowiek stawał się nieczysty, tak jak wskutek kontaktu z trędowatym. Przez to nie mógł uczestniczyć w świątecznej wieczerzy paschalnej.
Dużo ryzykował.
Bardzo dużo. Ryzykował nie tylko z punktu widzenia reputacji. Narażał się też pozostałym członkom Sanhedrynu, bo jawnie wystąpił przeciw nim, podważając podjętą przez nich decyzję o śmierci Jezusa. Dla Józefa z Arymatei ważniejsze jednak było to, aby Jezus miał godny pochówek, niż żeby być w porządku wobec przepisów Starego Testamentu.
Po otrzymaniu zgody od Piłata można było przystąpić do obrzędów pogrzebowych, które odbyły się w wielkim pośpiechu.
Jak mówi Ewangelia, Jezus umarł o godzinie 9, czyli wg naszej rachuby czasu – o godzinie 15 w piątek, dzień poprzedzający Szabat, wielkie święto żydowskie, które zaczynało się wieczorem poprzedniego dnia. Wtedy, a było to wiosenne zrównanie dnia i nocy, zachód słońca następował mniej więcej o godz. 18. Ze względu na Szabat, jakakolwiek czynność po zachodzie słońca była niemożliwa. Wszystko trzeba było zrobić bardzo pospiesznie: iść do Piłata, zdjąć i przenieść zwłoki, obmyć je, przyodziać w płótna i złożyć w grobie.
Prawdopodobnie Józef nie dokonywał tego sam, zresztą do zdjęcia ciała z krzyża potrzeba było więcej osób. Ewangelia wg Św. Jana mówi, że pomagał mu w tym Nikodem, który również był uczniem Jezusa. Być może uczestniczyło w tym więcej mężczyzn, gdyż kobiety w pochówku nie brały udziału.
W normalnych okolicznościach ciało zmarłego przygotowywano do pogrzebu w domu. W przypadku Jezusa trzeba było to uczynić na miejscu kaźni, w ogrodzie za miastem, gdyż czas naglił. Z tego powodu też ograniczono zwykłe czynności pogrzebowe, do których należało obmycie ciała, namaszczenie wonnymi olejami, owinięcie w płótno i złożenie do grobu. Tu prawdopodobnie nie dokonano obmycia ciała. Po pierwsze – nie było czasu. Ponadto, był przepis mówiący, że w przypadku gwałtownej śmierci, połączonej z upływem krwi, ciało zmarłego nie powinno być obmywane, aby nie usuwać krwi, która należy do ciała. Potwierdzeniem braku obmycia ciała, może być Całun Turyński, na którym znajdują się ślady krwi.
Jeśli chodzi o drugą czynność, namaszczenie, to zwyczaje żydowskie nakazywały, aby ciało namaścić wonnymi olejkami, a dokładniej mirrą i obłożenie go aloesem. Powód był natury higienicznej – chodziło o to, aby zneutralizować przykry zapach śmierci. Nie wiemy, czy namaszczenie nastąpiło. Wiadomo tylko, że Nikodem przyniósł 100 funtów mirry i aloesu, czyli mniej więcej 33 kilogramy, co nie jest nieprawdopodobne, gdyż przy pogrzebie zwykłego, ubogiego człowieka stosowano 20-30 funtów wonności, natomiast podczas pogrzebu Heroda, niosło je 500 niewolników.
Możliwe, że przyniesione przez Nikodema wonności zostały pośpiesznie włożone między płótna, w które owinięto ciało Jezusa. Tu dochodzimy do kolejnej czynności – owinięcia ciała w płótna. Nie chowano zmarłego nago, ani też nie chowano go w odzieży. Korpus zakrywano jednym, długim płótnem, na twarz kładziono chustę, ręce zaś i nogi przewiązywano opaskami. Pisze o tym Ewangelista Jan w związku z wskrzeszeniem Łazarza.
Wydaje się, że ze względu na brak czasu nie było też zwykłego w zwyczajach żydowskich konduktu żałobnego. Pogrzeb Jezusa ograniczono do najważniejszych czynności: owinięcia ciała w płótno, zaniesienia do grobu na rękach, złożenia w grobie i zamknięcia grobu kamieniem.
Jak wyglądał grób, który Józef z Arymatei ofiarował Jezusowi?
Józef, ponieważ był człowiekiem majętnym, miał grób wykuty w skale. Tylko nieliczni mogli sobie pozwolić na tego rodzaju grobowiec. W ówczesnej Palestynie powszechne były groby ziemne. W takim właśnie skromnym grobie pochowany został £azarz. Natomiast grób Józefa, wydrążony w skale wapiennej, składał się z dwóch pomieszczeń: przedsionka i komory, w której wykute były kamienne ławy i na nich układano zwłoki. Ewangelie kładą naciski na to, że był to grób nowy, położony w ogrodzie. Żeby do niego wejść, należało się schylić. Otwór grobowca zamykano kamieniem, aby uchronić zwłoki przed rabunkiem i dzikimi zwierzętami.
Dzięki Józefowi z Arymatei Jezus został godnie pochowany. Dlaczego pogrzeb Pana Jezusa, mimo że opisywany w niewielu słowach, jest dla nas bardzo ważny?
Dlatego, że jest swego rodzaju pomostem pomiędzy śmiercią a Zmartwychwstaniem. Żeby nastąpiło Zmartwychwstanie, Jezus musiał prawdziwie umrzeć i być pochowany. Śmierć Jezusa została niejako urzędowo poświadczona przez Piłata, który wysłał setnika, aby ten przekonał się, że Jezus już skonał. Upewniony przez setnika, Piłat wydał ciało Józefowi z Arymatei, który pojawia się tylko po to, aby sprawić Jezusowi pogrzeb. Pogrzeb miał dla Żydów ogromne znaczenie. Nie dopuszczali oni takiej sytuacji, żeby zwłoki mogły być nie pochowane. Żywili ogromną cześć dla ciała zmarłego, ponieważ wychodzili z przekonania, że człowiek, nawet po śmierci, zawiera w sobie obraz i podobieństwo Boże.
Po pogrzebie wydawało się, że wszystko jest skończone, kamień został zatoczony na grób, uczniowie się rozpierzchli, nic już się nie wydarzy. A jednak w tę historię wkroczył Bóg i wskrzesił Jezusa do życia, ze zła uczynił dobro. To jest wskazówka i nadzieja dla nas, wierzących w Jezusa z Nazaretu, że śmierć niczego nie kończy, nie jest kresem. Tak jak Pan Jezus wyszedł z grobu, tak i my też grób opuścimy.
Życzę czytelnikom Nowej Gazety Praskiej takiego spojrzenia na grób oraz głębokiej wiary w to, że ostatecznie dobro zwycięża, a poza śmiercią istnieje życie.
rozmawiała Joanna Kiwilszo