Smog - całoroczny problem w Warszawie

Polskie powietrze nigdy nie było najczystsze. Odkąd zaczęliśmy mierzyć jego jakość (a od 2010 roku, ze względu na unijną dyrektywę, robimy to regularnie w całym kraju) odczyty stacji pomiarowych są alarmujące. W styczniu br. zanieczyszczenie przekroczyło jednak wszystkie społecznie akceptowane (nie mówiąc już o rekomendowanych) normy. Warszawa, Kraków i inne polskie miasta walczyły z Delhi i Pekinem o pierwsze miejsce w statystyce najbardziej zanieczyszczonych metropolii świata – i kilka razy im się to udało. Po raz pierwszy toksyczne powietrze przyciągnęło też masową uwagę mediów. Prywatne stacje telewizyjne i radiowe zaczęły podawać informacje o zanieczyszczeniu tak, jak wcześniej prezentowały prognozę pogody. Kiedy internet zalały zdjęcia centrów miast skrytych pod gęstymi, szarymi chmurami, a Polacy wykupili zapasy maseczek antysmogowych, problem nie mógł być dłużej ignorowany przez rząd i samorządy.

Chociaż na zanieczyszczenie powietrza wpływ ma wiele substancji, Polska ma przede wszystkim problem z czterema: dużymi pyłami PM10, małymi pyłami PM2,5, tlenkami azotu i benzo(a)pirenem. Nazwy pyłów „PM10” i „PM2,5” biorą się z rozmiarów cząsteczek, które je tworzą: o średnicy do 10 albo do 2,5 mikrometra. Ludzki włos ma średnicę ok. 50-70 mikrometrów, więc są to cząstki bardzo małe. Składają się z różnych substancji i widoczne są pod postacią szarej chmury dopiero, gdy ich stężenie w powietrzu staje się wysokie. Tlenek azotu to silnie reaktywny i drażniący gaz, a benzo(a)piren – toksyczny węglowodór. Te substancje występują także w dymie papierosowym i wywołują analogiczne do palenia konsekwencje: choroby dróg oddechowych, układu krążenia i nowotwory. Badania ponadto wykazują ich związek z chorobą Alzheimera i astmą. Na ich wpływ szczególnie narażone są dzieci, osoby starsze i kobiety w ciąży. Niestety, o ile palenie papierosów jest indywidualnym wyborem, to powietrze jest wspólne dla wszystkich. I dodajmy, bardzo złe. Dla przykładu oddychając powietrzem warszawskim, wdychamy ilość toksycznych substancji odpowiadającą wypalaniu dziennie ok. 4 papierosów.

Problemy Polski z zanieczyszczeniem powietrza wiążą się z naszym uzależnieniem od węgla i miłością do samochodów. Nie tylko nasza energetyka, ale również ogrzewanie zależy od tego brudnego paliwa. Nikt nie umie tego dokładnie oszacować, ale w Polsce dalej dymi ok. 5 milionów pieców grzewczych, a ponad 3 miliony z nich to tzw. kopciuchy, które nie spełniają żadnych norm. Co gorsza, w sprzedaży znajdują się flotokoncentraty, muły i węgiel brunatny – paliwa w innych krajach zarezerwowane dla spełniających surowe normy środowiskowe instalacji przemysłowych. W efekcie w wielu polskich domach pali się w piecach, ze względu na ich niską cenę, najbrudniejszymi paliwami. Gdy dodamy do tego emisje wywołane przez samochody (szczególnie dotkliwe w dużych miastach) oraz częste palenie śmieciami (m.in. plastikowymi pojemnikami, oponami, odpadami drewnianymi) obraz staje się zatrważający.

Wiemy, co należy zrobić, by poprawić sytuację. Ogromnej reformy wymaga sposób, w jaki ogrzewamy mieszkania oraz nasze komunikacyjne nawyki. Wymiana pieców na nowoczesne, niskoemisyjne, gazowe albo elektryczne oraz ograniczenie ruchu samochodowego jest konieczne, by usunąć główne źródła zanieczyszczeń. Niestety, to wiąże się z pewną uciążliwością dla obywateli i z tego powodu władze centralne i samorządowe nie podejmują energicznych działań, by rozwiązań problem. Rząd wprowadził normy regulujące, jakimi paliwami można handlować, ale są one tak łagodne, że dalej pozwalają  na sprzedaż niskiej jakości węgla i jego odpadów. Obietnica stworzenia programu termomodernizacji budynków, który pozwoliłby spalać mniej w okresie grzewczym, również nie przerodziła się w konkret. W 2017 r. najprawdopodobniej zakazana zostanie sprzedaż pieców, które nie spełniają najnowszych norm emisyjnych. Nie sprawi to jednak, że prędko znikną miliony teraz zainstalowanych „kopciuchów”. Złożony niedawno w Sejmie przez opozycję projekt zmian w prawie, pozwalający na tworzenie w miastach specjalnych stref, gdzie zakazany byłby wjazd najbardziej zanieczyszczających powietrze samochodów (takie strefy są standardem w Paryżu, Londynie czy Berlinie, których włodarze również walczą z zanieczyszczeniami powietrza) został odrzucony głosami posłów PiS. Uchwały antysmogowe, które pozwalają większość powyższych zagadnień uregulować na poziomie województw, zostały uchwalone na razie tylko w Małopolsce i przedstawiono do konsultacji na Śląsku. Mazowsze i Warszawa dalej czekają na swoją, a w odpowiedzi na brak działań rządzących prawnie istotną i popartą przez 26 tys. obywateli skargę do Komisji Europejskiej złożyła grupa organizacji pozarządowych.

Polskie powietrze, niestety, nie poprawi się szybko. Co więc możemy zrobić my? Regularne śledzenie stężeń np. przez telefoniczne aplikacje, kupno maseczki antysmogowej, ograniczenie aktywności na zewnątrz podczas wysokich stężeń i trzymanie w mieszkaniu (gdzie powietrze, mimo izolacji, także bywa nie najlepsze) wielu roślin filtrujących to minimum. By nie przyczyniać się do zwiększania smogu, powinniśmy przestać grzać węglem w piecach starej generacji i ograniczyć jazdę samochodem. By zlikwidować smog – uświadamiać znajomych, czy sąsiadów i naciskać na polityków, by zajęli się na poważnie problemem. Ocenia się bowiem, że zanieczyszczenia powietrza powodują co roku ok. 50 tys. przedwczesnych zgonów w naszym kraju, a koszty pośrednie (leczenia, zgonów, doraźnych działań zaradczych etc.), jakie wszyscy ponosimy z powodu smogu, mogą sięgać nawet 26 miliardów euro.

Marek Szolc
Warszawski Alarm Smogowy/KMI