Wycięcie w sobotę, 18 lutego, wraz z suchymi jarzębinami, zdrowych lip na osiedlu Tarchomin zbulwersowało okolicznych mieszkańców. - Do wycinki wytypowane zostały tylko drzewa nie mające szans na przeżycie oraz stwarzające zagrożenie dla mieszkańców – uspokajają urzędnicy administracji osiedla „Poraje”. Akcja przeprowadzona została częściowo jeszcze według starej ustawy o ochronie przyrody.
W poprzednim numerze opisaliśmy akcję wycinania drzew na terenie tarchomińskiego osiedla „Poraje”, dokonaną przez firmę „Floral” 18 lutego na zlecenie RSM „Praga”. Wycinka zbiegła się z ogólnowarszawską i ogólnopolską rzezią drzew, do której doszło w połowie lutego w związku z obowiązującą od 1 stycznia ustawą ministra ochrony środowiska Jana Szyszki, pozwalającą na usuwanie drzew z prywatnych posesji bez załatwiania jakichkolwiek formalności. Zgodnie z obietnicą daną czytelnikom, z prośbą o wyjaśnienie sprawy udaliśmy się do administracji osiedla „Poraje”.
Okazuje się, że wycinka w Tarchominie, niewielka zresztą, w porównaniu z innymi wycinkami, mającymi miejsce tego dnia w Warszawie, przeprowadzona została częściowo jeszcze według starej ustawy, która nakazywała poinformowanie członków spółdzielni czy wspólnoty o zamiarze usunięcia drzew oraz uzyskania na to zgody urzędu marszałkowskiego.
- Wytypowaliśmy na osiedlu suche drzewa, rozwiesiliśmy kartki informujące o zamierzonym ich usunięciu na klatkach schodowych, lokatorzy mogli zgłaszać uwagi, następnie zgłosiliśmy wycinkę do urzędu marszałkowskiego – wyjaśnia Hanna Wiśniewska z administracji osiedla „Poraje”.
Na konieczność przerzedzenia lip, posadzonych 18 lat temu przez jednego z lokatorów osiedla między budynkami przy ul. Szczęśliwej i Myśliborskiej, na tyłach pawilonów handlowych usytuowanych wzdłuż ulicy Porajów, zwrócili uwagę sami mieszkańcy.
- Lokatorzy zgłosili się do nas z sugestią, że lip jest za dużo. Skarżyli się, że w związku z tym mają ciemno w mieszkaniach oraz że boją się przechodzić tamtędy wieczorem. Wobec tego wyczyściliśmy ten teren, już zgodnie z ustawą tegoroczną – mówi Hanna Wiśniewska.
Rzeczywiście, podlewane i pielęgnowane przez lokatora lipy rozrosły się tworząc po kilkunastu latach dość gęsty zagajnik, dający jednak w lecie przyjemny cień, jak również uniemożliwiający samochodom parkowanie na trawniku, co nie jest bez znaczenia, jako że cała przestrzeń podwórka zajęta już została przez samochody.
Jak dowiedzieliśmy się w administracji, w sytuacji zbyt dużej ilości drzew na małym terenie, wskazane jest jego „prześwietlenie”, czyli usunięcie niektórych egzemplarzy, pozostawiając najładniejsze i najsilniejsze z nich. Generalnie, jeżeli nie rosną za gęsto, usuwa się tylko drzewa chore lub zagrażające bezpieczeństwu.
- Bronimy każdego drzewa. Jeżeli da się je uratować – zostaje – przekonuje mnie Hanna Wiśniewska. - Tak było z topolą rosnącą na terenie osiedla, niedaleko szkoły podstawowej nr 314.
Topola miała być wycięta, ale na wniosek mieszkańców zrobiono dodatkową ekspertyzę, która wykazała, że drzewo nie zagraża otoczeniu. Nakładem sporych kosztów korona topoli została zabezpieczona przed rozłamaniem specjalnym elastycznym wiązaniem, a niektóre gałęzie zostały przycięte.
To oczywiście chwalebny przykład pozytywnego działania RSM „Praga”, która zapewnia, że wycina tylko drzewa zgłaszane przez lokatorów, jeśli czują się zagrożeni. I to też nie od razu, lecz po sprawdzeniu stanu drzewa przez urzędnika z urzędu marszałkowskiego. W każdym razie do tej pory tak było. Nowa ustawa daje okazje do nadużyć.
W liście do redakcji jeden z czytelników zarzucił mi napisanie poprzedniego artykułu pod wpływem silnych emocji. Trudno nie być pod wpływem emocji widząc, co się dzieje wokół. Chyba tylko ktoś zupełnie pozbawiony wrażliwości i ludzkich uczuć spokojnie patrzy na to, jakie spustoszenie już spowodowała ustawa ministra Szyszki. Aż strach pomyśleć, co będzie dalej.
W przypadku Tarchomina moja reakcja była rzeczywiście trochę na wyrost. Jednak trzeba reagować. Masowa wycinka drzew pokazała, jak źle stosowane są przepisy, mające na względzie przede wszystkim prawo własności. Powszechne oburzenie społeczne zmusiło PiS do wycofania się z obecnej formy ustawy. Przygotowywana jest nowelizacja. Czy uda się pogodzić prawo własności z ochroną przyrody, która jest przecież naszym wspólnym dobrem – przekonamy się wkrótce.
Joanna Kiwilszo