Historia praskich rodów
W poprzednim numerze przedstawiliśmy losy rodziny premiera RP Jana Olszewskiego, doprowadzając je do 2 sierpnia 1944 roku, czyli do momentu zakończenia działań powstańczych na Pradze. Dzień ten był początkiem charakterystycznego okresu w dziejach Bródna i jego mieszkańców.
Ziemia niczyja
Przez następnych kilka tygodni, do końca pierwszej dekady września 1944 roku, Bródno było „ziemią niczyją”. Niemców nie było widać, czasami tylko pojawiali się bahnschutze, wciąż siedzący w bunkrach na terenach kolejowych. W części mieszkalnej był spokój. Zniknęły sowieckie samoloty. Jak ręką odjął ucichły odgłosy strzałów na przedpolu Warszawy. Natomiast niemal każdej nocy nadlatywały nad Warszawę alianckie samoloty z zaopatrzeniem dla Powstania. Jeden z nich został strącony po drugiej stronie torów, na wysokości Golędzinowa. Kiedy „Orlik” z kolegami poszli tam zapalić znicze, nie zauważyli obserwującego ich niemieckiego żołnierza. Na szczęście, Niemiec zachował się przyzwoicie i nawet oddał honory zestrzelonym lotnikom.
We wrześniu 1944 r. ruszyła ofensywa sowiecka, uciekający Niemcy już od sierpnia rozpoczęli wywożenie wyposażenia warsztatów do Rzeszy. 14 września 1944 r. dopełnili dzieła zniszczenia, wysadzając warsztaty w powietrze. Wnet wyleciał w powietrze także most kolejowy. 16 września zaczęło się systematyczne niszczenie dzielnicy za pomocą miotaczy min, wywołujących pożary, zwanych popularnie krowami. Paliło się wszystko: drzewa, domy i oczywiście ludzie.
Ferdynand Olszewski postanowił, że rodzina opuści Bródno, sam zaś zdecydował się zostać i pilnować domu. Żona Jadwiga z córką i synem, z tobołkami, dotarli do Ząbek, gdzie było już dużo uchodźców z Pragi. Dostali schronienie w domu, gdzie w jednym pomieszczeniu spało 16 osób. Wkrótce zjawił się Ferdynand z wiadomością, że dom się właśnie spalił. Na szczęście, okazało się, że nie całkowicie – dwa pokoje jakimś cudem ocalały. Kiedy wrócili 1 października, zamieszkali w tych dwóch ocalałych pokojach. Poza gmachem szkoły, wszystko wokół, łącznie z kościołem, było spalone.
Zwiastuny nowego porządku
Mimo ogromnych zniszczeń, życie na Bródnie zaczęło się odradzać. Rozpoczęły działalność dwie zupełnie różne instytucje: Milicja Obywatelska oraz Gimnazjum i Liceum im. Leopolda Lisa-Kuli. Szkołę reaktywował mąż ciotecznej siostry Jana Olszewskiego, Ryszard Wójtowicz, przed wojną dyrektor liceum w Białymstoku, w czasie okupacji zaangażowany w tajne nauczanie warszawski nauczyciel. Jan Olszewski, który pierwszą klasę gimnazjalną zaliczył na tajnych kompletach w Gimnazjum Władysława IV, zdał w 1944 roku egzamin do drugiej klasy gimnazjum i był jednym z pierwszych uczniów szkoły, którą umieszczono w budynku Ochotniczej Straży Pożarnej. Do 1949 roku obowiązywał przedwojenny program nauczania. Wychowawczynią klasy Jana Olszewskiego została Wanda Tomczyńska, która, jak się później okazało, podczas okupacji była szefem kontrwywiadu VII Obwodu Obroża Armii Krajowej.
Tymczasem, wraz z wkroczeniem wyzwoleńczej armii, tworzyła się nowa rzeczywistość. Napotykani żołnierze sowieccy zachowywali się co prawda dosyć poprawnie, ale na Pradze już zaczęły się organizować sowieckie służby, np. w budynku Gimnazjum i Liceum Władysława IV umiejscowił się Smiersz, czyli jednostka sowieckiego kontrwywiadu wojskowego, na Strzeleckiej i Sierakowskiego – NKWD, a na Cyryla i Metodego – Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Późną jesienią 1944 roku przystąpiono do likwidacji AK. Rozpoczęły się aresztowania. Dotknęły również rodzinę Olszewskich. Dziadek Jana, Seweryn Olszewski, cały czas mieszkał w Okuniewie z najmłodszym synem, Remigiuszem, który pełnił funkcję komendanta okuniewskiej placówki AK. Aresztowano go w grudniu 1944 roku. Zmarł w transporcie do Rosji. Dziadka Seweryna wyrzucono podczas rewizji w mieszkaniu na mróz, w wyniku czego dostał zapalenia płuc i zmarł 2 maja 1945 roku.
Przygoda z psl i „wolne wybory”
Po tym zdarzeniu można się było zorientować, co będzie się działo. Nadzieję na powrót normalności przywrócił przyjazd Stanisława Mikołajczyka w czerwcu 1945 roku. Cała Warszawa była obecna na trasie jego przejazdu z Okęcia na Pragę. Panował niesamowity entuzjazm, niepowtarzalny nastrój, także wśród młodzieży z Gimnazjum i Liceum Lisa-Kuli. Zarówno Jan Olszewski, jak i niektórzy jego koledzy z Szarych Szeregów chcieli włączyć się do działania. Za pośrednictwem ojca koleżanki z klasy, który był na Bródnie prezesem powstającego koła PSL, udało im się dotrzeć do zarządu stołecznego tej partii i utworzyć młodzieżowe koło PSL, które funkcjonowało od jesieni 1945 roku w lokalu zarządu stołecznego PSL, w Al. Jerozolimskich. W tym samym miejscu znajdowała się redakcja organu PSL, „Gazety Ludowej”, jedynego wówczas pisma opozycyjnego. Działalność dziennika była notorycznie utrudniana poprzez cenzurę, ograniczanie nakładu, liczne rewizje UB, niszczenie lokalu. Koło młodzieżowe wykorzystywane było do ochrony redakcji i drukarni przed napadami, jak również do kolportażu pisma i ulotek. Zadania te stawały się coraz bardziej niebezpieczne, niemal konspiracyjne.
O grozie sytuacji może świadczyć aresztowanie i proces redaktora naczelnego „Gazety Ludowej”, Zygmunta Augustyńskiego w październiku 1946 roku. Bezpośrednią przyczyną aresztowania dziennikarza było znalezienie podczas przeszukania w lokalu gazety informacji, otrzymanych od rusznikarza zatrudnionego w Urzędzie Bezpieczeństwa, dotyczących działalności bezpieki. Augustyński został skazany na 15 lat więzienia, a jego informator na karę śmierci.
W miarę zbliżania się terminu wyborów, zapowiedzianych na styczeń 1947 roku, sytuacja się zaostrzała. Listy wyborcze opatrzone zostały numerami. W Warszawie PSL miał numer 4. Trzeba było rozdać ludziom ulotki z tym numerem. Okazało się to bardzo trudne, gdyż bojówki UB udaremniały dotarcie do wyborców. Wszelkie próby agitacji publicznej na rzecz PSL kończyły się zwykle ciężkim pobiciem. Na Bródnie było trochę inaczej, wszyscy się znali. Najskuteczniejszą metodą było więc rozdawanie ulotek znajomym. 19 stycznia 1947 okazało się, czym są „wolne”, zagwarantowane międzynarodowym porozumieniem wybory. Wyniki zafałszowano - głosy oddane na PSL zapisywano Blokowi Demokratycznemu, który wygrał miażdżącą przewagą, a PSL został całkowicie zmarginalizowany.
Życie według zasad towarzysza Stalina
Po ucieczce w październiku 1947 roku Stanisława Mikołajczyka i aresztowaniu jego współpracowników, Jan Olszewski nie miał już złudzeń co do systemu panującego w Polsce, ale w przeciwieństwie do niektórych kolegów, nie zdecydował się na powrót do podziemia. Uważał, że do momentu wybuchu kolejnego międzynarodowego konfliktu, o czym większość społeczeństwa była przekonana, trzeba się czegoś nauczyć, skończyć studia, słowem - w miarę normalnie żyć. Okazało się to trudne, bowiem w 1948 roku nastąpił wyraźny zwrot stalinowski, przejawiający się, poza likwidacją sektora prywatnego, m.in. w likwidacji wszelkich ugrupowań oraz organizacji społecznych i młodzieżowych, wprowadzeniu ankiet personalnych i w całkowitym sterroryzowaniu społeczeństwa.
Zaczęto już przebudowywać system szkolny. Jan Olszewski był ostatnim rocznikiem, który skończył liceum wg starego programu. Udało mu się nawet dotrwać do matury nie zapisując się do Związku Młodzieży Polskiej (ZMP). Szkolna organizacja ZMP miała jednak prawo opiniować wszystkich maturzystów, zdających na wyższe uczelnie. Te opinie były przesyłane do dzielnicowej egzekutywy partyjnej, która rozsyłała je na poszczególne uczelnie, a więc były one podstawą przyjęcia na studia. Przygotowujący się do egzaminów na Uniwersytet Warszawski Jan Olszewski nie zdawał sobie z tego sprawy. O istniejącym procederze poinformował jego ojca, Ferdynanda Olszewskiego, dawny kolega z pracy, który został sekretarzem komitetu dzielnicowego PZPR. Ostrzegł, że z taką opinią, którą ze szkoły otrzymali, syn się na studia nie dostanie. Zaproponował, aby na jego ręce złożył deklarację wstąpienia do ZMP, a on wtedy wystawi nową, już pozytywną opinię.
Jan Olszewski nie skorzystał z propozycji, a mimo to dostał się na Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Nie umniejszając jego świetnego przygotowania, stało się to dzięki splotowi szczęśliwych zbiegów okoliczności. Tak się złożyło, że zdawał nie przed komisją, do której był przypisany, lecz przed inną, w której nie było jego papierów, a więc i nieszczęsnej opinii zetempowskiej. Przy tym, przewodniczącym komisji był Stanisław Ehrlich, nowa wówczas postać w środowisku naukowym, autor propagandowej broszurki „O istocie faszyzmu”. Traf chciał, że zapytany o faszyzm, Jan Olszewski na tę właśnie pozycję się powołał. To wystarczyło – został studentem.
Pierwszy rok studiów na Wydziale Prawa, mimo że był to pierwszy rok rozpoczętej już reformy, jeśli chodzi o program, nie przyniósł większych zmian. Zachowano wszystkie tradycyjne przedmioty, dorzucając jedynie kilka nowych, w rodzaju materializmu dialektyczno-historycznego, które Jan Olszewski starał się zaliczać tylko na „dobrze”. Niestety, od drugiego roku zaczęły się całkiem nowe porządki. Warunki studiowania zmieniły się w iście sowieckim stylu. Przede wszystkim dokonano zasadniczej selekcji w gronie profesorskim, a także wprowadzono dyscyplinę studiów, polegającą m.in. na sprawdzaniu listy obecności na każdym wykładzie. Przy dużej liczbie studentów, jaka jest na prawie, w małych salach wykładowych działy się dantejskie sceny. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że uczestniczą w jawnym absurdzie, ale musieli wykonywać polecenia. Na zebraniach wszechwładnego ZMP rozwiązywano sprawy personalne trybem zbiorowego sądu. Na porządku dziennym były donosy i wzajemne oskarżenia.
Ratunkiem był powrót do domu na Bródno. Jan Olszewski wracał z uczelni późnym wieczorem, ale choćby jeden dzień spędzony na Bródnie był odskocznią od tej absurdalnej rzeczywistości, jaką narzucał stalinizm. Tu, na Bródnie, obowiązywały zasady zdrowego rozsądku, ludzie zachowywali się mniej więcej normalnie. W 1953 roku uzyskał tytuł magistra praw ze specjalnością psychiatrii sądowej u prof. Stanisława Batawii, a następnie otrzymał przydział pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości na stanowisku radcy. Praca polegała głównie na pisaniu różnych planów i sprawozdań – absurdów ciąg dalszy. Po roku trafił do właśnie utworzonej Polskiej Akademii Nauk do Zakładu Nauk Prawnych, gdzie otrzymał stypendium aspiranckie.
Odwilż 1956 roku
Był już rok 1955, zaczynała się „odwilż”. W powietrzu czuć było zmiany. Jesienią tego roku głośno się zrobiło o nikomu nieznanym piśmie studenckim „Po prostu”, które szybko stało się jednym z najważniejszych ośrodków życia politycznego w Polsce. Jan Olszewski nawiązał kontakt z redakcją przez Ernesta Brylla. Wykorzystując swoje doświadczenie w pracy w ministerstwie, publikował teksty wskazujące nadużycia w adwokaturze. W marcu 1956 roku, z Walerym Namiotkiewiczem i Jerzym Ambroziewiczem napisał artykuł „Na spotkanie ludziom z AK”, w którym wzywał do rehabilitacji żołnierzy Armii Krajowej.
Okres współpracy z „Po prostu” był tak intensywny, że Jan Olszewski był rzadkim gościem w domu na Bródnie. Choć po roku pismo przestało działać (zamknięte przez KC PZPR 2 października 1957 roku), to jednak odegrało swoją rolę w wydarzeniach październikowych 1956 roku, które Jan Olszewski nazywa wyzwoleniem z nieprawdopodobnej sytuacji, udaremnieniem próby narzucenia dominacji z zewnątrz. Po 56 roku – to już był zupełnie inny kraj. Została uznana pewna cywilizacyjna odrębność Polski. Dalej obowiązywały polityczne zasady obozu socjalistycznego, ale przynajmniej w kręgu kultury, uznawano tę polską specyfikę.
Zupełnie nowe Bródno
Jan Olszewski wyprowadził się z Bródna w połowie lat 60., jednak bywał na Poborzańskiej ze względu na mieszkających tam rodziców. Olszewscy definitywnie opuścili Bródno w 1973 roku, kiedy zaczęło się tam budować nowe osiedle. Właściwie cala dzielnica została zlikwidowana, a dom na Poborzańskiej – rozebrany. Ferdynand i Jadwiga Olszewscy przeprowadzili się na Saską Kępę. Ferdynand na nowym miejscu żył jeszcze trzy lata, żona – o rok dłużej.
Obecnie Bródno to zupełnie inna dzielnica. Wydawałoby się, że po bródnowskich kolejarzach niewiele już zostało. Ale to nieprawda. Istnieje pamięć i coś, co zostaje w człowieku na zawsze. Jan Olszewski, widząc wprowadzanie po wojnie nowego ustroju, założył sobie, że za wszelką cenę będzie dążyć do powrotu innej Polski, takiej, jaką pamiętał z dzieciństwa. Postanowił kierować się w życiu zasadą niegodzenia się na zło i na porządek, jaki usiłowano nam narzucić po 1949 roku.
Tej zasadzie był wierny całe życie, broniąc w procesach politycznych Melchiora Wańkowicza, Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego, współtworząc „List 59”, protestujący przeciwko zmianom w Konstytucji PRL, uczestnicząc w zakładaniu Komitetu Obrony Robotników oraz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, współtworząc statut NSZZ „Solidarność” i wreszcie będąc Premierem RP w latach 1991-1992. To konsekwentne trzymanie się zasady sprzeciwu wobec narzuconego nam ustroju i niesprawiedliwości nie wzięło się znikąd, ale pochodziło z domu rodzinnego na kolejarskim Bródnie.
Joanna Kiwilszo