Noce i dnie sierpniowe 1944


Noce w sierpniu 1944 roku - roku Powstania Warszawskiego - mijały w zaciekłej nienawiści do okupanta, chęci walki, strachu, poczuciu beznadziejności i krzywdy, rozpaczy nad straconymi, najlepszymi latami młodzieńczymi, na wspominaniu tych najbliższych, co walczyli na lewym brzegu, tych, co zdołali przedostać się z Pragi do Warszawy i tych, których rozkaz powołał z Pragi w godzinie "W" do zajęcia wyznaczonych placówek. Nocne niebo połyskiwało smugami pocisków. Niebo nad Warszawą płonęło razem z miastem. Nie spaliśmy w te sierpniowe praskie noce. Wczoraj przecież, a już był to bodaj dziesiąty dzień Powstania, dom nasz “odwiedzili” żołnierze niemieccy. Byli niby patrolem szukającym broni, ale pytali o jedzenie i picie. Byli to bez wątpienia maruderzy, może dekownicy. Wpadli do naszego mieszkania. Dostali chleb, pomidora i jakieś resztki soku. Oglądali się za alkoholem. Tego nie znaleźli. Dość rozmowni. Zapytałem ich, kiedy koniec wojny. Odpowiedzieli, że niedługo, bo nowe siły idą z Niemiec. Mówili, abym nie opuszczał mieszkania, bo do młodych się strzela. Krieg ist Krieg - wojna to wojna. Odeszli spokojnie. Tak było u nas. U sąsiadów splądrowali mieszkanie, zabierając resztki rodzinnej biżuterii, w kamienicy obok zniewolili kobiety. Na noc barykadowaliśmy drzwi, poszukując ukrytych przejść między piwnicami i strychami. Takich, co umożliwiałyby ucieczkę z domu do domu. Mijały dni i noce pełne niepokoju. Chyba cudem starsze kobiety zdobywały żywność. Do dziś nie wiem, jak to robiły!

W dzień do strzelaniny dobiegającej od strony Wisły dochodził ryk silników samolotów niemieckich, atakujących z lotu nurkowego cele w poszczególnych rejonach miasta. Wybuchały bomby. W tym na terenie ukochanego Starego Miasta. Pewnej nocy w terkot karabinów maszynowych i działek wdarły się ciężkie pomruki silników samolotowych. Pewnie Niemcy zaczną teraz bombardować nocą. Wdrapaliśmy się z kolegami na poddasze naszej czteropiętrowej kamienicy i cichutko, niepostrzeżenie otworzyliśmy ciężki właz umożliwiający wejście na dach. Na dach jednak nie weszliśmy, położyliśmy się tuż obok włazu, bliżej komina. Noc była niebezpiecznie widna. Od strony praskiego przyczółka mostowego, dobre tysiąc metrów od naszego domu strzelały działka wielolufowe i ciężkie karabiny maszynowe w stronę... wielkich czterosilnikowych samolotów przelatujących nisko ponad Warszawą, Wisłą i Pragą. Ze stanowisk ogniowych samolotów też strzelano. Niezwykły to był widok, gdy strzelcy pokładowi pokrywali niemiecką obronę mostów barwnymi, świetlnymi koralikami. Były to bardzo groźne koraliki - pociski uzbrojenia samolotu. To trwało chwilę. Samoloty zrzucały nad walczącą Warszawą zasobniki z bronią, amunicją i żywnością. Z radości omal nie oszaleliśmy. Nareszcie pomoc. Pewnie wkrótce wylądują w Warszawie polscy żołnierze! Pewnie rozpocznie się masowe bombardowanie wrogich obiektów na terenie Polski! Samoloty przylatywały nieomal codziennie. Zaczęliśmy się obawiać o bezpieczeństwo załóg. Latali bardzo nisko, tuż, tuż nad dachami. Chyba 200 może 300 metrów nad ziemią. Boże, modliliśmy się, aby im się tylko udało. Niestety, nie zawsze się udawało. Krzyczeliśmy z rozpaczy, kiedy jedna z maszyn zaczęła dymić, a inna płonąc zniżała się ku ziemi bez najmniejszej szansy na ratunek, na skok ze spadochronem.

Przeżywaliśmy te wydarzenie bardzo mocno. Łez nie potrafiliśmy ukryć! I wszyscy, którzy mogli obserwować zestrzelone lub uszkodzone samoloty lecące na pomoc walczącej Warszawie, na pewno rozpaczali tak jak i my na naszej praskiej ulicy. Zachłyśnięci nadzieją na rychłe zwycięstwo nie zdawaliśmy sobie sprawy, że za kilka dni, dokładnie 23 sierpnia, zostaniemy zmuszeni do opuszczenia naszych rodzin i domów...

Wspomnienia pojawiają się w 58. rocznicę pamiętnego sierpnia 1944 roku. Nieomal od początku Powstania Warszawskiego, bo od 4 sierpnia rozpoczęły się loty samolotów alianckich w tym z załogami polskimi w celu zaopatrywania powstańców w broń, amunicję i inne środki niezbędne do walki. Samoloty startowały z miejscowości Brindisi we Włoszech. Z początku nad Warszawą pojawiały się trzy, cztery samoloty (amerykańskiej produkcji liberatory). Tak było do 9 sierpnia. Ale już 13 sierpnia nad Warszawę wystartowało 11 samolotów w tym 5 z załogami polskimi. Dalsze loty odbyły się 15 sierpnia (9 samolotów) i 16 sierpnia (18 maszyn). Celem tej ostatniej wyprawy było zaopatrzenie powstańców w Kampinosie i Lesie Kabackim. Następne loty odbyły się 17, 20, 21, 22, 23, 24, 25... aż do 13 września włącznie. Największą wyprawę nad Warszawę dokonali lotnicy amerykańscy. 18 września z lotnisk położonych w Wielkiej Brytanii wystartowało łącznie 110 latających fortec B-17, osłanianych przez 70 samolotów myśliwskich P-51 mustang. Bombowce zrzuciły pokaźny ładunek zasobników. Niestety, do rąk powstańców nie wszystkie dotarły. Zrzut odbywał się z dużej wysokości, stąd trudność w dotarciu ładunków do celu. Bombowce amerykańskie przeleciały nad Polską lądując na mocy wymuszonej zgody od Rosji Sowieckiej w ukraińskiej Połtawie aby pobrać paliwo. Historia pomocy lotniczej dla Walczącej Warszawy jest tematem obszernym. Zainteresowanych odsyłam do pracy dr Jerzego Pawlaka - “Nad Warszawą - Warszawskie Termopile 1939-1944”. Wyd. Fundacja Wystawa Warszawa walczy 1939-1945 - skąd czerpię niektóre informacje.

Od połowy września powstańcy otrzymywali również zrzuty od lotnictwa radzieckiego. Samoloty polskiego Pułku Nocnych Bombowców (pułk Kraków) i 9 dywizji radzieckiej (samoloty Po-2) prowadziły zrzuty. Jak wynika z danych, do końca września wymienione jednostki zrzuciły około 120 ton produktów żywnościowych, 500 kg leków i broń: moździerze, rusznice ppanc. karabiny i pistolety maszynowe, a także jedno działko 45 mm. Przykładowo - karabinów dostarczono 1189 sztuk i 1478 pistoletów maszynowych. Samoloty z Wielkiej Brytanii i Brindisi dostarczyły ponad 400 zasobników. Amerykańskie B-17 podczas nalotu 18 września zrzuciły 1284 zasobników - powstańcy, niestety, odebrali tylko 228. Wiele samolotów nie wróciło do swych baz. Wielu lotników oddało swe życie. Długa jest lista poległych. Wiele jest miejsc w Polsce i w Warszawie upamiętniających bohaterskich lotników.

Na Pradze mamy takie dwa ważne dla naszej historii miejsca. Pierwszym jest głaz na roku ulic Jagiellońskiej i Pożarowej na Golędzinowie. Tutaj zawsze 15 sierpnia składane są kwiaty przez byłych żołnierzy Armii Krajowej. Tutaj od 1992 roku stoi głaz z tablicą (ufundowany staraniem pracowników FSO i Towarzystwa Przyjaciół Warszawy) informującą w języku polskim i angielskim, że 15 sierpnia 1944 roku niosąc pomoc Powstańczej Warszawie zginęła załoga liberatora 871 z 31 Dywizjonu Bombowego Południowoafrykańskich Sił Powietrznych: capt. pil. N. van Rensburg, lt. pil. R.A. Lavery, lt. obs. J.C. Branch-Clark, wr. offr. J.A. Mayer Cześć Ich pamięci.

Drugi głaz ustawiony w Parku Skaryszewskim im. Jana Paderewskiego upamiętnia załogę samolotu Królewskich Sił Powietrznych (RAF), która 14 sierpnia 1944 r. niosąc pomoc powstańczej Warszawie zginęła śmiercią lotników. Na głazie umieszczono tablicę metalową z sylwetką samolotu bombowego. Na skrzydłach wykute są nazwiska członków załogi: lt. P.G. Goots SAAF, sgt. J.E. Porter RAF, sgt R.M.C. Scott RAF/SHV, Mc Lanachan RAF, sgt A. Sharpe. Z załogi uratował się jedynie sgt. Lyne. On też dokonał odsłonięcia głazu (4 listopada 1988 r.) w obecności premier Wielkiej Brytanii - Margaret Thatcher i lotników polskich, którzy latali z pomocą Walczącej Warszawie. To miejsce odwiedzili również brytyjska królowa Elżbieta II i premier John Major.

Co roku 14 sierpnia byli żołnierze Armii Krajowej, bo im nieśli pomoc lotnicy, składają kwiaty pod głazem. Tak było i w tym roku. Tyle tylko, że składających kwiaty jest z każdym rokiem mniej.

tekst i foto Paweł Elsztein





Żeby powiększyć miniaturę kliknij na niej

10118