Nadzwyczajna sesja Rady Dzielnicy Białołęka
Radni i mieszkańcy mieli jednym głosem postulować rozwiązanie problemów komunikacyjnych Białołęki. Skończyło się na zwykłych ostatnimi czasy przepychankach, aż inicjator petycji na rzecz zwołania nadzwyczajnej sesji Rady m.st. Warszawy w sprawie komunikacji na Białołęce, opuścił salę obrad.
Rozwiązania problemów komunikacyjnych Białołęki nie można odkładać. Mieszkańcy wschodniej części dzielnicy codziennie rano w drodze do pracy tkwią w ogromnych korkach na Trasie Toruńskiej. Prace prowadzone na ulicy Światowida, związane z budową drugiej części linii tramwajowej na Nowodwory oraz z wjazdami do Galerii Północnej, sparaliżowały ostatnio również zachodnią Białołękę.
W związku z tym, 22 września w Urzędzie Dzielnicy Białołęka odbyła się nadzwyczajna sesja rady dzielnicy w sprawie podjęcia szybkich działań, zmierzających do rozwiązania problemów komunikacyjnych Białołęki. Chodziło o to, aby wesprzeć głos mieszkańców, którzy podpisali się pod petycją do Rady Warszawy w tej sprawie. Na sesji radni mieli uzgodnić wspólne stanowisko, skierowane do władz stolicy, wnoszące o szybkie utworzenie przez Radę Miasta nowych tytułów inwestycyjnych, które rozwiążą istniejące problemy komunikacyjne.
Tematem sesji miały być więc postulaty zmian, a tymczasem obrady zdominowali radni PO, którzy chwalili się swoimi wątpliwymi osiągnięciami w dziedzinie komunikacji. W swojej długiej i szczegółowej prezentacji, radni Waldemar Roszak i Agnieszka Borowska wymieniali inicjatywy ustawodawcze, które nigdy nie zostały zrealizowane, np. tramwaj na Zieloną Białołękę czy metro na Zieloną Białołękę. Jak widać, zajmowali się głównie problemami Zielonej Białołęki, tak jakby mieszkańcy Tarchomina i Nowodworów pławili się w komunikacyjnym luksusie.
Prawda jest taka, że na Zielonej Białołęce dominuje „dzika” zabudowa wielorodzinna, bez potrzebnej ludziom do życia infrastruktury. Tworzeniu kolejnych osiedli mieszkaniowych nie towarzyszyła budowa dróg, szkół i przedszkoli i teraz są tego efekty. Radni tłumaczą, że problemem Białołęki było i jest nadal dużo wadliwych planów zagospodarowania przestrzennego, a co za tym idzie, praktycznie brak ograniczeń rodzaju zabudowy.
- Deweloperzy szybciej kupują grunty, niż miasto zmienia plany zagospodarowania – mówi zastępca burmistrza Dzielnicy Białołęka, Marcin Adamkiewicz.
Mieszkańcy dzielnicy postanowili nie czekać i wziąć sprawy w swoje ręce. Z inicjatywy Kamila Hajduka wystosowali petycję do przewodniczącej Rady m.st. Warszawy na rzecz zwołania nadzwyczajnej sesji rady w sprawie rozwiązania problemów komunikacyjnych Białołęki. Petycja zawiera 16 postulatów zmian inwestycyjnych, takich jak budowa metra na Zieloną Białołękę ze stacją pod roboczą nazwą „Grodzisk”, przebudowa i poszerzenie ciągu ulic Głębocka - Św. Wincentego do dwóch pasów z wytyczeniem buspasa, utworzenie linii ekspresowej z osiedla Regaty i Zielona Dolina do najbliższej stacji metra czy wybudowanie linii tramwajowej, łączącej Zieloną Białołękę z Bródnem i budowa trasy Mostu Północnego wraz z linią tramwajową.
Wśród innych propozycji wymienia się też przebudowę ulic Kąty Grodziskie i Lewandów, a także innych ulic na Zielonej Białołęce, umożliwiającą wprowadzenie nowych linii autobusowych oraz przebudowę mostu przy skrzyżowaniu ulic Zdziarskiej i Kątów Grodziskich. Część postulatów dotyczy konkretnych linii autobusowych, np. zwiększenie częstotliwości kursowania linii autobusowych 518 i 509, przekształcenie linii 326 z okresowej w linię zwykłą oraz powrót autobusu linii 104 na starą trasę, przedłużenie jej do przystanku Metro Marymont i kompleksowa przebudowa ulicy Białołęckiej.
Petycja nie wszystkim się spodobała. Z krytyką wystąpił radny klubu PiS Wiktor Klimiuk. Zarzucił on ekipie Platformy populizm. Zamiast mglistych obietnic w petycji, zaproponował skonstruowanie uchwały, która zawierałaby konkretne plany oraz kosztorysy inwestycji.
Wypowiadający się jako mieszkaniec, gdyż jak twierdził, jako radnemu nie udzielono mu głosu, prezes Stowarzyszenia Integracji Stołecznej Komunikacji (SISKOM), Wojciech Tumasz nadmienił, że biorąc pod uwagę obecne tempo budowy metra, na stację „Grodzisk” trzeba będzie czekać co najmniej 20 lat, a Białołęce inwestycje potrzebne są już dziś. Dlatego należy skupić się na rozwijaniu komunikacji autobusowej i tramwajowej. I tu nastąpił drobiazgowy monolog uzasadniający wymienioną tezę. Radni Platformy byli wyraźnie znudzeni, a niedopuszczeni do głosu mieszkańcy, z pomysłodawcą petycji włącznie, opuścili salę obrad.
Mimo wszystko, po kilku godzinach, Rada Dzielnicy Białołęka przyjęła wreszcie wspólne stanowisko i wystosowała do Rady m. st. Warszawy petycję na rzecz zwołania nadzwyczajnej sesji w sprawie problemów komunikacyjnych Białołęki, mając nadzieję, że sesja zwołana zostanie w ciągu miesiąca od wpłynięcia petycji.
Dobrze, że obecny zarząd coś próbuje zrobić w celu poprawy sytuacji komunikacyjnej Wschodniej Białołęki. Nasuwa się jednak podejrzenie, że przynajmniej części radnych wcale nie chodzi o dobro mieszkańców. Dlaczego przez 10 lat, związani z poprzednią ekipą radni klubu PO niewiele zrobili w celu poprawy komunikacji na Białołęce? Dopiero teraz, gdy grunt się pali pod nogami, próbują powiększyć swoje osiągnięcia. Stąd pomysł wystosowania petycji do Rady Warszawy. Oczekiwania mieszkańców, tak wschodniej jak i zachodniej Białołęki są tu tylko pretekstem do załatwiania prywatnych interesów.
JK