Gaz-System wycofał się z umowy z miastem, zakładającej zagospodarowanie terenu po budowie gazociągu wzdłuż Kanału Żerańskiego. Stało się to w momencie wydania decyzji przez wojewodę.
Przed wakacjami, na czerwcowym spotkaniu z mieszkańcami Białołęki, wiceprezydent Warszawy, Michał Olszewski zapewniał, że na przełomie lipca i sierpnia władze miasta podpiszą z wykonawcą gazociągu wysokiego ciśnienia z Rembelszczyzny na Żerań porozumienie, zakładające wspólne zaprojektowanie i zagospodarowanie terenów nad Kanałem Żerańskim po realizacji inwestycji oraz uzgodnienie projektu gospodarki drzewostanem, a więc przede wszystkim ustalenie miejsc kilku tysięcy nasadzeń, w zamian za wycięte drzewa. Niestety, tak się nie stało.
W momencie, gdy realizacja inwestycji weszła w kolejny etap, to znaczy wojewoda mazowiecki wydał decyzję o pozwoleniu na budowę, przedstawiciele firmy Gaz-System poinformowali, że umowy z miastem nie podpiszą.
Rzecznik prasowy Gaz-Systemu, Tomasz Pietrasiński powiedział tylko, że czynności rewitalizacyjne terenów nad Kanałem firma realizować będzie zgodnie z pozwoleniem na budowę, wydanym przez wojewodę i nie widzi powodu podpisywania odrębnego dokumentu.
W Decyzji Nr 329/III/2016 wojewoda zezwala na wycięcie 3999 (wcześniej była mowa o 1800) sztuk drzew oraz 21625 m2 krzewów „kolidujących z inwestycją”. W ustaleniach z mieszkańcami inwestor w ramach rekompensaty miał dokonać 8-9 tysięcy nasadzeń zastępczych we wskazanych przez urząd dzielnicy miejscach. Wojewoda nie uwzględnił głosu mieszkańców. Zobowiązał inwestora do posadzenia tylko 5000 sztuk drzew i to w miejscach oddalonych 5 km od zniszczonego terenu.
Po raz kolejny okazało się, że zdanie i oczekiwania mieszkańców kompletnie się nie liczą. Rada konsultacyjna, która została powołana, aby razem z prezydentem negocjować i decydować o okolicy, w której żyjemy, została odsunięta od jakichkolwiek ustaleń. Praktycznie niemal rok trwający proces rozmów między mieszkańcami a Gaz-Systemem został zniweczony.
Zastępca burmistrza dzielnicy Białołęka Marcin Adamkiewicz nie kryje rozczarowania:
- Jesteśmy bardzo zaniepokojeni. Jako członek Inicjatywy Mieszkańców Białołęki uważam, że to, co się dzieje wokół gazociągu, to jest wojna polityczna o elektorat. Nie uwzględniając prośby mieszkańców, sprawujący władzę PiS pokazuje, że nie jest zainteresowany samorządem.
Nie mniej rozczarowani i oburzeni są mieszkańcy Białołęki, którzy nie potrafią się pogodzić z utratą cennych przyrodniczo terenów. Zapowiadają protesty, w czym zarząd dzielnicy zamierza ich wspierać. O dalszym ciągu tej politycznej wojny, w której najbardziej poszkodowaną stroną jest środowisko naturalne Białołęki, będziemy czytelników informować w kolejnych numerach gazety.
Joanna Kiwilszo