O niewielkiej ulicy Olszowej, położonej tuż przy moście Śląsko-Dąbrowskim zrobiło się ostatnio głośno za sprawą telefonicznego zgłoszenia o wykopywaniu i wywożeniu z terenu budowy budynku mieszkalnego przy ul. Olszowej 14 zabytkowych pozostałości dawnych zabudowań. O tym fakcie zawiadomiono Biuro Stołecznego Konserwatora Zabytków. Prawdopodobnie mogły to być przedmioty związane z działającą w tym miejscu od końca XIX wieku fabryką kamieni i maszyn młyńskich.
Stołeczny Konserwator Zabytków wystąpił do Prokuratury Rejonowej Warszawa - Praga Północ z zawiadomieniem o podejrzeniu popełnienia czynu zabronionego, sprawą zainteresował się też Paweł Lisiecki - były burmistrz Pragi Północ, a obecnie poseł, domagając się wyjaśnień od prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. W odpowiedzi czytamy m.in. że „przedmiotowy teren nie jest objęty ochroną konserwatorską na podstawie wpisu do rejestru zabytków oraz nie jest ujęty w gminnej ewidencji zabytków, zatem inwestor nie miał obowiązku uzyskania pozwolenia na prowadzoną inwestycję od konserwatora zabytków, natomiast zgodnie z art. 32 ust. 1 ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami z dn. 23 lipca 2003 r. kto w trakcie prowadzenia robót budowlanych lub ziemnych, odkrył przedmiot, co do którego istnieje przypuszczenie, iż jest on zabytkiem, jest obowiązany:
1) wstrzymać wszelkie roboty mogące uszkodzić lub zniszczyć odkryty przedmiot;
2) zabezpieczyć, przy użyciu dostępnych środków, ten przedmiot i miejsce jego odkrycia;
3) niezwłocznie zawiadomić o tym właściwego wojewódzkiego konserwatora zabytków, a jeśli nie jest to możliwe, właściwego wójta (burmistrza, prezydenta miasta).”
Czekając więc na rozstrzygnięcia prokuratury, przypomnijmy, że plac przy Olszowej 14, gdzie prowadzona jest obecnie inwestycja, miasto wystawiło na sprzedaż w 2012 roku, nie kłopocząc się wówczas zbytnio ani wartością historyczną tego miejsca, ani potrzebami okolicznych mieszkańców, którzy chcieli zachować istniejący tam zielony skwer. Ponadto, sprzedając ten teren bez żadnej ochrony konserwatorskiej i licząc jedynie na to, że wykonawca wykona zapis Ustawy o ochronie zabytków, miasto zachowało się co najmniej lekkomyślnie. Choć na szczęście obowiązujący dla tego obszaru od 2010 roku plan zagospodarowania ogranicza maksymalną wysokość nowej zabudowy do 17 m (5 pięter), ale i tak będzie on górował nad sąsiednim, bardzo charakterystycznym dla Pragi budynkiem - domem Wendów, w którym mieszkał Tadeusz Wenda, budowniczy przedwojennej Gdyni. Poza tym plan zagospodarowania zakłada dla posesji... 0% powierzchni biologicznie czynnej. Ponieważ działka ma zaledwie 750 m2, może to oznaczać tylko maksymalną intensyfikację zabudowy.
Jeśli w ten sposób ma się odbywać zapowiadane przez Ratusz zagęszczanie miasta, grozi to zarówno utratą tożsamości historycznej miejsca, jak i pogorszeniem jakości życia mieszkańców i powrotem do standardów sprzed wojny, kiedy to zagęszczenie zabudowy było tak duże, że koncepcje ówczesnych architektów zakładały wręcz wyburzenie części wewnętrznych oficyn dla otworzenia przestrzeni wspólnych dla poszczególnych kwartałów (Tołwiński). Miasto, niestety, od lat cierpi na braku naczelnego architekta i niechęci władz Warszawy do ładu przestrzennego. Dlaczego tak jest, można się tylko domyślać, ale na pewno dla sukcesu rewitalizacji na Pradze potrzebna jest lepsza współpraca z mieszkańcami, a także większa transparentność decyzji i planów.
Kr.