Społeczny obserwator
Gdy w ostatni dzień 2014 roku burmistrzem Pragi Północ został wieloletni radny tej dzielnicy, Paweł Lisiecki, wielu mieszkańców, w tym niżej podpisany, z optymizmem patrzyło w przyszłość. O tym, że nastanie nowa jakość w relacjach władza-mieszkańcy świadczyć mogły wcześniejsze doświadczenia w kontaktach z nowym burmistrzem, a także złożona tuż po zaprzysiężeniu deklaracja o wspieraniu inicjatyw lokalnych, partnerskich relacjach z organizacjami pozarządowymi, a także budowie kapitału społecznego.
Można śmiało stwierdzić, że przynajmniej w sferze relacyjnej okres burmistrzostwa Lisieckiego odpowiadał tym szczytnym hasłom. Poniedziałkowe spotkania z mieszkańcami trwały nieraz od wczesnych godzin porannych do późnej nocy, a i dla przedstawicieli praskich ngo’sów burmistrz zawsze znajdował czas. Coś się jednak zmieniło, gdy Lisiecki przeniósł się do ław sejmowych. Zrekonstruowany zarząd dzielnicy z dominującą rolą reprezentantów lokalnego ugrupowania odszedł, nie tylko w moim przekonaniu, od zarysowanego przez poprzednika kierunku, w jakim powinny rozwijać się relacje władza-mieszkańcy. Zmianę widać w kilku obszarach. Pierwszym z nich jest partycypacja obywatelska, mierzona poziomem zaangażowania mieszkańców w życie dzielnicy. Otóż poziom ten spada, co widać choćby na przykładzie tegorocznej edycji budżetu partycypacyjnego. Analizując cząstkowe wyniki głosowania można stwierdzić, że Praga Północ jest w ogonie warszawskich dzielnic (choć na ostateczne wnioski przyjdzie czas). Ktoś powie, że tak jest od dawna, również przy okazji wyborów. Właśnie dlatego to na barkach władz spoczywa obowiązek podejmowania działań aktywizujących mieszkańców. Tymczasem - co słyszymy na Pradze z ust włodarzy? Że budżet partycypacyjny jest iluzją, że nas na to nie stać, że dając środki mieszkańcom zabieramy je samorządom itp. Pozostawiam Państwa ocenie, czy w ten sposób zachęcimy kogoś do działania… Kolejny obszar, pokrewny partycypacji obywatelskiej, to współdecydowanie o kierunkach rozwoju dzielnicy. I znów przykład, tym razem dotyczący konsultacji społecznych. W przypadku tych, które zostały przeprowadzone i dotyczyły przyszłości Pałacyku Konopackiego, lokalni politycy sugerowali zmianę pomysłów wyrażonych przez uczestników konsultacji (więcej w bieżącym numerze NGP), natomiast w przypadku niedoszłych, dotyczących przyszłości biblioteki praskiej, użyli po raz kolejny argumentu ekonomicznego. To zresztą jedyny taki przypadek w Warszawie, by nie przeprowadzać konsultacji na wniosek mieszkańców z powodu ew. kosztów ich realizacji.
Osobnym wątkiem jest co najmniej stanowczy, by nie powiedzieć quasi-autorytarny styl podejmowania decyzji oraz podnoszenie argumentów, że zawsze można to zmienić przy okazji… kolejnych wyborów. A to wszystko w dobie zwiększania skali zaangażowania mieszkańców w procesy decyzyjne. Chciałoby się zapytać: quo vadis, Prago?
Krzysztof Michalski
Praskie Stowarzyszenie
Mieszkańców „Michałów”
Napisz do autora:
stowarzyszenie.michalow@gmail.com