Doskonale zdaję sobie sprawę, że temat braku drogi nie jest poczytny czy chwytliwy, jest wręcz nudny. Nie ma utwardzonej drogi? I co z tego? Komu to przeszkadza? To normalne na Białołęce. Tu jest sporo kilometrów nieutwardzonych dróg. To już norma, podobnie jak urzędnicze NIEDASIĘ.
Niemniej jednak, jako zameldowana mieszkanka i płatnik m.st. Warszawy, dzielnicy Białołęka i co za tym idzie jedna z prawie 300 mieszkańców osiedla wybudowanego de facto w polu, chcę się głośno poskarżyć i chcę to zrobić na łamach Nowej Gazety Praskiej.
Jestem mieszkanką osiedla „Przy Rzeczce’’ położonego we wschodniej części dzielnicy Białołęki, tuż przy granicy z miastem Marki. Osiedle to nie ma żadnej utwardzonej drogi dojazdowej zarówno od strony Warszawy, jak i Marek. Tu warto wspomnieć, że inwestor osiedla uzyskał od m.st. Warszawa pozwolenie na budowę pod warunkiem, że dojazd do osiedla będzie prowadził od strony miasta Marki. O czym wielokrotnie, wręcz do znudzenia i na zasadzie „kopiuj-wklej” informuje nas w odpowiedzi na nasze pisma urząd miasta i dzielnicy.
Poinformowano nas również, iż cyt. „Roszczenia z wywiązania się z przedłożonych w projekcie budowlanym warunków należy realizować na drodze sądowej z powództwa cywilnego” Budujące. Prawda? Nic tylko pędzić do urzędu, meldować się i odprowadzać podatki.
Wydaje się, że skoro m.st. Warszawa wydało pozwolenie na budowę osiedla, skoro to m.st Warszawa zawarło umowę z deweloperem, opatrzone klauzulami, pieczątkami, podpisami, datami, więc to miasto stołeczne Warszawa, występując w imieniu przyszłych mieszkańców powinno też dopilnować warunków podpisanej przez siebie umowy.
Mija 10 lat. Cała dekada. Droga od strony miasta Marki jak i miasta Warszawa nie powstała. O fakcie tym zostały poinformowane już chyba wszystkie urzędy warszawskie oraz naprawdę sporo radnych reprezentujących stolicę, a w szczególności nasz okręg wyborczy nr 6. I nic.
Osiedle „Przy Rzeczce” wybudowano w m.st. Warszawa bez drogi dojazdowej do Warszawy, a fakt ten wcale nie plasuje nas w pierwszej kolejności do jej zbudowania. Jak by tego było mało, w obecnie obowiązującej Wieloletniej Prognozie Finansowej dla m.st. Warszawy nawet nie figuruje plan jej budowy. Nasze osiedle jest chyba jedynym osiedlem położonym w Warszawie bez bezpośredniego połączenia drogowego nie tylko ze stolicą, ale nawet z własną dzielnicą. Czy nie jest to dziwne? Przez tyle lat płacenia podatków w naszą okolicę nie została zainwestowana nawet złotówka. Nic tu się nie zmieniło od dekady. Dosłownie.
Walczymy o wybudowanie czegoś tak prozaicznego jak droga, nie basen, lecz droga dojazdowa od strony Warszawy, ok. 700 metrów. Korespondencja prowadzona jest z włodarzami od lat. Do niczego nas jednak nie przybliża, a do tego jest już mocno irytująca. W 10 lat - w takim czasie odbudowano z ruin wojennych prawie całą Warszawę!
Czy wiedzieliśmy, gdzie kupujemy mieszkania? Tak, wiedzieliśmy. Podobnie jak miasto wiedziało, jakiego terenu dotyczy wydane pozwolenie na zabudowę (bo należy założyć, że wiedziało?) No chyba, że miasto wraz z dzielnicą Białołęka z góry założyło, że przyszłym mieszkańcom wystarczą gumiaki, swojski klimat, sarenki i świeże powietrze. Że nie upomną się oni o coś tak prozaicznego jak droga, chodnik, odwodnienie, oświetlenie. I to w XXI wieku? Że przez lata będą oni tylko i wyłącznie cichymi i pokornymi dawcami kapitału?
Przez 10 lat istnienia osiedla do budżetu miasta z tytułu podatku PIT i CIT oraz podatku od nieruchomości od mieszkańców wpłynęło ponad 3 mln zł.
Zatem już gołym okiem widać, iż z miastem oraz dzielnicą łączy nas wyłącznie coroczne rozliczenie podatku PIT i CIT oraz podatku od nieruchomości. Brzmi niedorzecznie, prawda? Bynajmniej.
Oto, co otrzymaliśmy w zamian za nasze podatki:
Wjazd na osiedle - od strony Miasta Marki
WodKan - miasto Marki
Prąd - miasto Marki
Parafia - miasto Marki
Najbliższy sklep - Top M... - miasto Marki
Czy podejmowaliśmy wcześniej działania? Owszem i to liczne: pisma, spotkania, rozmowy z władzami miasta/dzielnicy, artykuły w gazecie lokalnej, próby zwolnienia z podatku od nieruchomości, projekt do budżetu partycypacyjnego. W roku 2011 odbyło się spotkanie z zastępcą prezydenta m.st Warszawy, w którym uczestniczyli również radni i burmistrz Białołęki (posiadamy pismo), które w naszym rozumieniu mogło zapowiadać pierwszy sukces: „Zgodnie z ustaleniami ze spotkania informujemy, że:
- pkt 3 do projektu inwestycji na rok 2012 dodatkowo ponad limit przyznany dzielnicy przez skarbnika - zostanie zaproponowane zadanie pt. budowa drogi Projektowanej odc. ul. Oknicka - osiedle „Przy Rzeczce”(...),
- pkt 4 wykonanie nawierzchni ulepszonej (...) - zostanie zaproponowane do ujęcia w projekcie planu remontów dróg na rok 2012’’ (...)
Jak się później okazało, niestety władze wycofały się z obiecanej pomocy, której według litery prawa nie mogły obiecywać, gdyż zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Infrastruktury z 12 kwietnia 2002 r. §14.2 cyt. Dopuszcza się zastosowanie dojścia i dojazdu do działek budowlanych w postaci ciągu pieszo-jezdnego pod warunkiem, że ma on szerokość nie mniejszą niż 5 m, umożliwiającą ruch pieszy oraz ruch i postój pojazdów
Chyba włodarzom nie było wcześniej wiadome, że pas ziemi będący w posiadaniu miasta st. Warszawy/dzielnicy jest szerokości 2-3,5 m.
Czyżby osoby biorące udział w spotkaniu, nie znały obowiązujących już od roku 2002 roku przepisów prawa? Jak to jest możliwe, że włodarze teraz w żaden sposób nie czują się zobowiązani do spełnienia swoich obietnic, pod którymi sami się podpisali? Jak to możliwe, że miasto stołeczne Warszawa wymaga od ludności stolicy zameldowania i płacenia podatków, oferując w zamian zniżkę na bilet, ale nie jednorazowy? Przecież od kogo jak nie od miasta/dzielnicy powinniśmy oczekiwać działań poprawy infrastruktury na rzecz jego mieszkańców.
Mimo wszystko - nadzieja umiera ostatnia.
Ewa Lewandowska
Stowarzyszenie
Razem dla Białołęki