W ostatnich dniach miał miejsce kolejny akord dramatycznej sytuacji w samorządzie na Białołęce. Otóż przez pół roku PO z Hanną Gronkiewicz-Waltz na czele sparaliżowali prace dzielnicy Białołęka, uniemożliwiając działania rady dzielnicy, w której PO straciła większość. Przez cały ten czas życzliwi dawali radnym niezależnym do zrozumienia, że stołeczny ratusz nigdy nie dopuści do przejęcia władzy przez opozycję, nawet jeżeli będzie miała większość, ot spójrzcie, co się dzieje na Bemowie... To chyba najlepiej podsumowuje stosunek PO do prawa i do demokracji.
W ostatnich dniach PO udało się odbudować większość. Rychło okaże się na jak długo, w końcu ich nowy koalicjant otwarcie przyznaje, że jego zdaniem PO prawdopodobnie sfałszowała wybory samorządowe na Białołęce. Ze słów radnych, którzy przeszli na stronę PO wynika, że warunkiem miało być wpisanie do wieloletniej prognozy finansowej szpitala na Białołęce. Przypomnę, że na mocy porozumienia wszystkich ugrupowań w Radzie Dzielnicy Białołęka rok temu taka obietnica została już przez PO złożona. Projekt jednak zniknął, kiedy PO straciła większość w radzie dzielnicy, nie było go w WPF, a na komisjach Rady Warszawy PO twierdziła, że w najbliższym czasie się tam nie znajdzie, pomimo wcześniejszych obietnic! Nagle, parę dni po zawiązaniu nowej koalicji szpital pojawia się w WPF!
Wniosek dla mnie jest prosty - kiedy PO straciła większość, inwestycja została zablokowana, po czym przywrócona za cenę stołków w zarządzie dzielnicy. Co to oznacza? Otóż, Drodzy Mieszkańcy Białołęki, nie ulega dla mnie wątpliwości, że PO kupczyła Waszym zdrowiem, uczyniła szpital przedmiotem handlu politycznego i była gotowa poświęcić tę inwestycję dla ratowania stołków w samorządzie. Wydawać by się mogło, że w polityce pewne kwestie powinny być wyłączone ze sporu politycznego. I jeśli szpital taką kwestią nie jest, to co nią jest?
Wiktor Klimiuk - Przewodniczący Klubu PiS i Rady Dzielnicy Białołęka