Chociaż w Wielki Piątek nie odprawia się w Kościele Katolickim liturgii eucharystycznej, jest to dla chrześcijan jeden z najważniejszych dni w roku. Co takiego wydarzyło się dwa tysiące lat temu w Jerozolimie, że wciąż do tych wydarzeń wracamy i przeżywamy je równie głęboko?
W tym dniu Chrystus umarł za nas na krzyżu. O wyjaśnienie okoliczności śmierci Jezusa poprosiliśmy księdza dr Pawła Mazurkiewicza z parafii Miłosierdzia Bożego w Legionowie. Opierając się na Ewangelii św. Mateusza, prześledzimy kolejne etapy tego dnia: proces i sąd nad Jezusem, skazanie, drogę na Golgotę, ukrzyżowanie, śmierć oraz złożenie do grobu. Przyjrzymy się też nadprzyrodzonym zjawiskom, towarzyszącym śmierci Jezusa.
Proces i sąd
Prawdopodobnie około 3. w nocy, z czwartku na piątek rozpoczął się pierwszy proces Jezusa przed Wysoką Radą Żydowską – Sanhedrynem, której przewodniczył arcykapłan Kajfasz. Na pytanie Kajfasza: „Czy ty jesteś Synem Bożym?” Jezus odpowiedział twierdząco. Jako bluźnierca został skazany na śmierć. Żydzi, odpowiedzialni tylko za sprawy religijne, nie mogli jednak wykonać wyroku śmierci, gdyż było to zarezerwowane dla namiestnika rzymskiego, Poncjusza Piłata. Piłata z kolei nie interesowały powody religijne. Trzeba było znaleźć taki powód, który byłby dla Piłata przekonujący, a więc powód polityczny. I znaleziono go. Zarzucono Jezusowi, że nazywa się „królem żydowskim” i podburza lud przeciwko władzy cesarskiej.
Piłat szybko się zorientował, że oskarżenia stawiane Jezusowi to jedynie pretekst. Próbował więc go uwolnić, korzystając ze zwyczaju wypuszczania jednego ze skazanych z okazji święta. Żydzi jednak wybrali przestępcę Barabasza. Chcąc się pozbyć problemu, Piłat odesłał Jezusa do Heroda, z nadania Rzymu władcy sąsiedniej Galilei, z której pochodził Jezus. Ale Herod, ubrawszy Jezusa na pośmiewisko w purpurowy płaszcz, odesłał go z powrotem do Piłata. Ten polecił ubiczować Jezusa i podjął jeszcze jedną próbę ocalenia go. Kiedy to się nie udało, skazał go na śmierć przez ukrzyżowanie.
Skazanie na śmierć
Ukrzyżowanie to była kara śmierci wymierzana za najcięższe przewinienia, stosowana wobec przestępców z niższych warstw społecznych. Rzymianie nie byli skazywani na ukrzyżowanie, chyba że dopuścili się zbrodni stanu, czyli przeszli na stronę wroga. Była to kara bardzo okrutna, którą wymierzano zawsze w sposób publiczny, tzn. w miejscu ogólnie dostępnym, gdyż miała ona odstraszać potencjalnych przestępców przed popełnieniem podobnego czynu.
Wybierano więc miejsce widoczne, np. przy bramach miejskich, uczęszczanych drogach, ale też, ze względów praktycznych, często w pobliżu grobów. Również ze względów praktycznych, miejsce wykonania wyroku od miejsca skazania, zazwyczaj dzieliła niewielka odległość. W przypadku Jezusa, od pałacu Piłata w twierdzy Antonia do Golgoty było ok. 1 kilometra.
Wydany przez namiestnika Judei Piłata, który był też prokuratorem, wyrok śmierci stawał się prawomocny nie tyle z chwilą ogłoszenia go, ile z chwilą zapisania na tabliczce, umieszczonej potem na krzyżu. Za skazańcem na miejsce kaźni szło kilku żołnierzy, na których czele stał centurion. Ktoś z nich niósł tabliczkę z podaniem winy. Niekiedy tabliczkę niósł sam skazany – mogła być ona zawieszona na jego szyi. Później wyrok zapisywano w aktach prokuratora, które wysyłano do Rzymu.
Miejsce wykonania wyroku
Miejscem docelowym skazańców było wzgórze Golgota, co znaczy „Miejsce Czaszki”. Na język łaciński słowo to tłumaczone jest jako „calvaria” i pochodzi od przymiotnika „calvus” – „łysy”, co dobrze oddaje charakter tego wzgórza, pozbawionego drzew i krzewów. W ciągu wieków próbowano jeszcze inaczej tłumaczyć pochodzenie nazwy Golgota.
Pisarz wczesnochrześcijański Orygenes utrzymywał, że były tam złożone kości i czaszka Adama. Rzeczywiście, na niektórych starych krzyżach, u dołu, wyryta jest czaszka i piszczele, co nawiązuje do symboliki pierwszego człowieka. Natomiast Święty Hieronim, autor dokonanego w IV w. przekładu Pisma Świętego na język łaciński, zwanego wulgatą, mówił, że były tam czaszki ogólnie ludzi skazanych.
A zatem, nazwa może pochodzić od kształtu wzgórza lub wskazuje miejsce wykonywania wyroków. W czasach Jezusa Golgota znajdowała się poza murami Jerozolimy, później, w ciągu wieków, kiedy Jerozolima zaczęła się rozrastać, znalazła się już wewnątrz miasta. Odnalezienie miejsca ukrzyżowania zawdzięczamy cesarzowi Konstantynowi Wielkiemu, a właściwie jego matce. Dziś wznosi się tam Bazylika Grobu Pańskiego.
Wykonanie kary - ukrzyżowanie
Około godz. 11, po wydaniu wyroku, Jezus obarczony krzyżem wyrusza w swoją ostatnią drogę na Golgotę. Zazwyczaj skazaniec niósł na miejsce kaźni nie cały krzyż, a tylko belkę poprzeczną, gdyż pionowa część była już wbita w ziemię. Należało tylko umieścić skazanego na belce i połączyć obie części. Dokonywano tego za pomocą gwoździ, ale ponieważ były one cennym materiałem, często stosowano też sznur.
Krzyż mógł mieć dwie postacie: taką, jaką my znamy, z częścią górną nieco wysuniętą ponad poprzeczną belkę, albo mógł mieć kształt litery T. Jezus został przybity do krzyża. Nad jego głową umieszczono tabliczkę z podaniem winy. Ewangeliści nie zwracają uwagi na sam moment ukrzyżowania – te szczegóły są nam oszczędzone. Wiemy, że stało się to około południa. Wtedy rozpoczęła się trzygodzinna agonia, po której Jezus umarł.
Co było powodem śmierci? Otóż nie samo ukrzyżowanie, które nie uszkadza istotnego dla życia organu. Opisy ewangeliczne nie są dokumentami medycyny sądowej, dlatego mamy spore pole do przypuszczeń. Niedawno pojawiła się teza, że przyczyną śmierci było pęknięcie serca. Jest w Ewangelii Św. Jana taki opis, że po śmierci Jezusa, kiedy jego serce zostało przebite włócznią, wypłynęły z niego krew i woda. Lekarze potwierdzają, że w przypadku pęknięcia serca, krwinki czerwone osadzają się na dole w osierdziu, a na górze zbiera się woda. Tłumaczyłoby to opis Św. Jana i tezę pęknięcia.
Przyczyną śmierci mogło być też uduszenie w wyniku zawieszenia ciała, jak również utrata krwi. Śmierć Jezusa nastąpiła wyjątkowo szybko. Agonia trwała bardzo krótko, tylko 3 godziny. Dziwił się temu sam Piłat, kiedy Żydzi przyszli zakomunikować mu, że Jezus nie żyje. Niekiedy, chcąc przyspieszyć agonię, lub zwiększyć cierpienia skazańca, łamano mu nogi. Jezusowi zostało to oszczędzone. Możliwe, że chodziło o to, aby spełniły się proroctwa, mówiące: „kości Jego nie będą łamane”.
Znaki i zdarzenia po śmierci Jezusa
Po śmierci Jezusa miały miejsce trzy dziwne zdarzenia: zasłona Świątyni Jerozolimskiej rozdarła się na pół, ziemia się zatrzęsła i umarli wyszli z grobów. Omówimy każde z nich, ponieważ mają symboliczne znaczenie.
1. Rozdarcie się zasłony Świątyni Jerozolimskiej.
„A oto zasłona świątyni rozdarła się od góry do dołu na dwoje” (Mat. 27, 51).
Świątynia była jedna i jedno było miejsce składania ofiar. Synagogi były miejscami modlitwy i znajdowały się we wszystkich miejscowościach, natomiast świątynia była jedna. W centrum Świątyni Jerozolimskiej było miejsce święte i miejsce najświętsze, do którego jedynie arcykapłan mógł wejść tylko raz w roku. Miejsce święte przysłonięte było zasłoną. Właściwie były dwie zasłony: jedna oddzielająca Żydów od miejsca świętego, i druga, zasłaniająca miejsce najświętsze. Rozdarciu uległa prawdopodobnie zasłona wewnętrzna.
Zadaniem zasłon było oddzielenie sacrum od profanum. Ich rozdarcie oznaczało usunięcie sakralnego charakteru miejsca. Rozdarcie zasłony wskazuje na kres sprawowania dotychczasowego kultu. Kończy się pewien etap w dziejach narodu żydowskiego, bo tym, który złożył ofiarę, był Jezus. Oznacza jednak również początek – oto dostęp do Boga, uniemożliwiony do tej pory przez zasłonę, teraz nie będzie stanowił problemu. Droga do bożej obecności została otwarta dla wszystkich.
Rozdarcie zasłony można też interpretować, jak to czynili pierwsi chrześcijanie, jako zapowiedź zburzenia Świątyni Jerozolimskiej, co zresztą nastąpiło w roku 70. po Chrystusie. Rzymianie zburzyli ją w odwecie za rebelię żydowską i nigdy nie została odbudowana.
2. Trzęsienie ziemi.
„Ziemia się zatrzęsła i skały popękały” (Mat. 27, 51).
Trzęsienie ziemi, które nastąpiło po śmierci Jezusa pokazuje, że była to śmierć kogoś ważnego, wstrząsnęła nie tylko świątynią, ale i całym światem. Poza tym stanowiło zapowiedź nadejścia eschatologicznego sądu.
3. Umarli wyszli z grobów.
„Groby się otworzyły, i wielu świętych, którzy umarli, powstało” (Mat. 27, 52).
Wzmianka o otwarciu się grobów i zmartwychwstaniu świętych wyraża przekonanie Ewangelisty, że śmierć Jezusa miała znaczenie powszechne. Jezus swoją męką i śmiercią usunął śmierć, największy problem ludzkości. A więc wzmianka o otwarciu grobów jest swego rodzaju wyznaniem wiary chrześcijańskiej.
Ogólnie wszystkie trzy znaki pokazują, że śmierć Jezusa nie może być rozpatrywana jedynie na płaszczyźnie historycznej, ale że trzeba ją również rozpatrywać na płaszczyźnie nadprzyrodzonej, jako znak Bożej interwencji i mocy.
Niewiasty pod krzyżem
W Ewangelii jest mowa ogólnie o niewiastach, które pozostały na miejscu ukrzyżowania i przyglądały się z daleka. Uczniowie, poza św. Janem Ewangelistą uciekli, a kobiety zostały. Trzy z nich wymienione są z imienia. Są to: Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba i Józefa oraz Salome, matka synów Zebedeusza. Te trzy kobiety najpierw są świadkami śmierci Jezusa, później będą uczestniczyły w jego pogrzebie, i w pierwszy dzień po szabacie, czyli w niedzielę, pójdą do grobu z olejkami, aby namaścić ciało, a następnie przyniosą uczniom Jezusa wiadomość, że ciała w grobie nie ma.
Oczywiście, uczniowie nie uwierzyli im i potraktowali je jak wariatki.
A one miały rację. Właśnie kobiety, które w ówczesnym społeczeństwie żydowskim niewiele znaczyły, są jakby łącznikami pomiędzy poszczególnymi etapami działalności Jezusa, bo towarzyszyły Jezusowi w Galilei, były obecne pod krzyżem i w czasie pogrzebu oraz przyniosły wiadomość o Zmartwychwstaniu.
Zdjęcie z krzyża i pogrzeb
Początkowo Rzymianie nie zdejmowali ciał skazańców z krzyża. Wisiały one, będąc wystawione na żer drapieżnych ptaków oraz samoistny rozkład. W pewnym momencie odstąpiono od tej praktyki i jeśli przyszła rodzina, pozwalano pochować ciało, ale bez sprawowania zwykłych obrzędów pogrzebowych. Skazanych na śmierć przez ukrzyżowanie nie wolno było chować w rodzinnym grobowcu, składano ich we wspólnym grobie.
W przypadku Jezusa było inaczej, a to za sprawą Józefa z Arymatei. Przyszedł on do Piłata i poprosił o wydanie zwłok, aby mógł je pochować we własnym grobie. Uzyskanie zgody na wydanie ciała ukrzyżowanego nie było łatwe, ale możliwe. Piłat się zgodził, być może dlatego, że Józef z Arymatei był szanowanym człowiekiem, członkiem Wysokiej Rady, czyli Sanhedrynu. Nie był z Jezusem spokrewniony, mógł z nim jedynie sympatyzować. Użyczył Jezusowi grobu, który miał przygotowany dla siebie. Grób ten musiał być sporo wart, bo był wykuty w skale – na taki mogli sobie pozwolić tylko ludzie zamożni.
Zazwyczaj była to pieczara, tworząca rodzaj izby wyciętej w skale, poprzedzona przedsionkiem. Aby wejść do takiego grobowca, trzeba było się schylić. Niekiedy jedno wejście prowadziło do kilku grobowców. Znane są zespoły złożone np. z 8 sal. Umyte i namaszczone ciało zawijano w płótno, układano na ławie wyciętej w kamieniu i obstawiano wonnościami, które miały zapobiec przykremu odorowi śmierci.
Groby zamykano za pomocą kamiennych kół, podobnych do kamieni młyńskich, które znajdowały się w odpowiednich wyżłobieniach. Kiedy otwierano grób, koło odtaczano i blokowano za pomocą drewnianego klina. Chcąc zamknąć ponownie otwór grobowca, wystarczyło usunąć blokadę, aby kamień wrócił na swoje miejsce. Niewątpliwie w takim grobie pochowano Jezusa, bo ewangeliści wspominają o kamieniu, który należało usunąć, aby wejść do środka.
Ponieważ Jezus umarł o godzinie 15., a zbliżało się wielkie święto żydowskie i jakakolwiek czynność po zachodzie słońca była zabroniona, pogrzeb Jezusa odbył się w wielkim pośpiechu. Ciało owinięte w płótno złożono w nowym grobowcu, z zatoczonym wielkim kamieniem. Przy grobie pozostały dwie kobiety: Maria Magdalena i druga Maria, matka Jakuba i Józefa. Tak więc w ostatniej drodze towarzyszyły Jezusowi trzy osoby: jeden mężczyzna i dwie kobiety. Mimo haniebnej śmierci, Jezus został więc pochowany godnie i z wielkim szacunkiem.
Józef z Arymatei jest postacią trochę tajemniczą. Podjął się ryzykownego zadania – sprawienie pogrzebu skazańcowi było dla poważanego człowieka czynem co najmniej nieroztropnym. Po pogrzebie odszedł i więcej się nie pojawił.
Istnieje jakiś dramatyzm w pojawieniu się nieznanego człowieka i później jego odejściu na zawsze. Tak jakby całe życie przygotowywał się do tego dnia i tego czynu. Był człowiekiem jednego czynu.
Po piątkowych wydarzeniach wydawało się, że wszystko jest skończone, że śmierć miała ostatnie słowo, że zło zatriumfowało. Uczniowie siedzieli zamknięci ze strachu, że i ich dosięgnie żydowska i rzymska władza. Przytłaczała ich również przeraźliwa rozpacz, że ich Mistrz dał się zamordować. Tymczasem po trzech dniach Jezus opuścił grób, powrócił do życia, śmierć zwyciężył.
Czytelnikom Nowej Gazety Praskiej życzymy zatem głębokiej wiary w to, że ostatecznie dobro zwycięża, zło zostaje pokonane, a Bóg jest panem życia i śmierci.
notowała Joanna Kiwilszo