Sąd apelacyjny na posiedzeniu niejawnym, bez udziału stron, odrzucił wyrok sądu I instancji w sprawie nieprawidłowości w wyborach samorządowych 2014 w Białołęce. Rozprawa odbyła się 21 września, zaś strony zostały powiadomione o jej wynikach dopiero 12 listopada. Łukasz Oprawski z Prawa i Sprawiedliwości nie będzie radnym tej kadencji, będzie nim zaś Paweł Tyburc z Platformy Obywatelskiej, mimo iż sąd I instancji wygasił jego mandat.
Z wyrokami sądu się nie polemizuje. Cóż jednak począć z wyrokiem, jeśli ten z I instancji różni się od tego z II instancji o 180 st. i to w przypadku, kiedy obie instancje oparły się na tych samych przesłankach i dowodach?
Dura lex sed lex?
Łukasz Oprawski powierzył sądowi sprawę swojego mandatu, mając pewność, że wynik został zmanipulowany. Sąd podzielił ten pogląd po ponownym przeliczeniu głosów i postanowił wygasić mandat Pawła Tyburca oraz przeprowadzić postępowanie wyborcze w okręgu, poczynając od ustalenia wyników w dwóch komisjach obwodowych. Odrębne zażalenia na postanowienie sądu okręgowego złożyła Komisarz Wyborczy Warszawy Dorota Tyrała i Dariusz Nowak, przewodniczący Dzielnicowej Komisji Wyborczej w Białołęce. Sąd apelacyjny oddalił zaskarżenie Doroty Tyrały, zaś uznał zaskarżenie Nowaka, które dotyczyło wykroczenia sądu I instancji poza granice zarzutów sformułowanych w proteście.
Nas interesuje jednak uzasadnienie decyzji dotyczącej mandatu Łukasza Oprawskiego. Uzasadnienie jest opasłe, zagmatwane i niezrozumiałe dla przeciętnego zjadacza chleba. Najkrócej rzecz ujmując, pomimo udowodnienia przez sąd I instancji przegranej Pawła Tyburca w ostatnich wyborach samorządowych, będzie on sprawował mandat radnego do końca kadencji 2014-2018, zaś Łukasz Oprawski, choć wybory wygrał, mandatu radnego mieć nie będzie.
W uzasadnieniu postanowienia sąd apelacyjny de facto nie podważa mandatu Łukasza Oprawskiego, a jedynie wskazuje, że nie udokumentował on należycie swojego prawa do złożenia protestu wyborczego, mimo iż dostarczył sądowi kopię decyzji potwierdzającej wpisanie go 9 września 2014 do stałego rejestru wyborców w Warszawie. Sąd apelacyjny jest zdania, że z decyzji owej nie wynikało, że w dniu wyborów nazwisko Łukasza Oprawskiego było umieszczone w spisie wyborców w okręgu wyborczym, którego dotyczyła skarga i że nieprawidłowości procesu wyborczego w określonym okręgu mogą być zaskarżone jedynie przez osobę, która figuruje w spisie wyborców w tym właśnie okręgu. Sąd uznał, że Łukasz Oprawski nie potwierdził tego faktu oświadczeniem. Decyzja sądu apelacyjnego zamyka sprawę mandatu Łukasza Oprawskiego z przyczyn formalnych. Sąd dodaje, że skarżącemu nie przysługuje środek prawny, co oznacza, że nie przysługuje mu prawo do odwołania.
Jakże krucho brzmią te argumenty wobec konkretnej sytuacji człowieka, który najpierw dowiaduje się, że został wybrany, planuje swoje życie pod kątem tego wyboru, po czym dowiaduje się, że jednak nie został wybrany, zaskarża decyzję do sądu, sąd uznaje zasadność skargi, strona przeciwna apeluje, sąd apelacyjny przeciąga rozstrzygnięcie prostej przecież sprawy kilkanaście miesięcy, skarżący wciąż w zawieszeniu czeka na decyzję, w końcu ona zapada, jest niekorzystna dla skarżącego, zaś uzasadnienie jest jakie jest.
Kolejna przegrana sprawa
W poprzednim wydaniu NGP pisaliśmy, że Łukasz Oprawski złożył również do prokuratury w maju 2015 zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez burmistrza Piotra Jaworskiego, w kontekście nieprawidłowości w procesie wyborczym, które polegały m.in. na tym, że w urnach znajdowały się nieważne karty do głosowania. Były na nich zaznaczone różnymi charakterami pisma i długopisami o różnych kolorach dwa nazwiska. W jednej z komisji obwodowych w urnach znalazło się blisko 90 pustych kart do głosowania. W tym przypadku sąd umorzył śledztwo. Sędzia nie uznał nawet za zasadne zapoznanie się z nagraniem rozmowy Piotra Jaworskiego z nieznaną osobą, która to rozmowa mogła, ale nie musiała oznaczać, że w procesie wyborczym w Białołęce dochodziło do manipulacji. Łukasz Oprawski nie dysponuje jeszcze uzasadnieniem umorzenia postępowania, więc siłą rzeczy i my nie możemy go dziś zaprezentować naszym czytelnikom.
Elżbieta Gutowska