Moja wypowiedź została wyrwana z kontekstu i zmanipulowana. Jej pełna treść nie ma absolutnie złego wydźwięku i dotyczy sprawy nie przyznania mandatu radnego w wyborach do Rady Dzielnicy Białołęka kandydatowi PO z uwagi na błąd w systemie komputerowym przygotowanym do obsługi wyborów samorządowych 2014 r. Błąd popełniono przy przyznawaniu mandatów metodą D'Hondta. A właściwie błąd ten popełnił system komputerowy, co podczas tych wyborów zdarzało się wielokrotnie. Metoda D'Hondta przyznaje mandaty poszczególnym komitetom za pomocą kolejnych ilorazów liczby głosów oddanych na daną listę. Liczbę głosów dzieli się kolejno przez: 1, 2, 3 itd. Najwyższe wyniki to mandaty dla poszczególnych komitetów. W drugim okręgu wynik trzeciego ilorazu PO był identyczny z drugim ilorazem PiS (remis). Przepisy wyraźnie mówią, że w takiej sytuacji mandat otrzymuje ten komitet, który otrzymał więcej głosów w danym okręgu wyborczym (art. 444 par. 2 Kodeksu wyborczego), a więcej głosów otrzymała PO. Jednak system komputerowy zliczający głosy, nie uwzględnił zapisów art. 444 par. 2 Kodeksu wyborczego, przyznał mandat Prawu i Sprawiedliwości, być może dlatego, że nazwisko pana Łukasza Oprawskiego (PiS) jest w alfabecie przed nazwiskiem pana Pawła Tyburca (PO), a komisja wyborcza przyjęła taki wynik wyborów. Błąd wskazany został Komisarzowi Wyborczemu w Warszawie (ta „awantura” o której mówiłem odnosi się do tego, że naciskaliśmy na szybkie działania, bo każdy dzień zwłoki w takiej sytuacji był źródłem napięcia). Komisarz Wyborczy wydał postanowienie wzywające Dzielnicową Komisję Wyborczą do ponownego ustalenia wyników wyborów i sprostowania protokołu. W postanowieniu wydanym przez Komisarza Wyborczego czytamy, że wynik wyborów został ustalony nieprawidłowo. Natomiast co do moich słów „w pewnym sensie ma rację…” dokładnie słychać, że wypowiedź jest ucięta, bo później wyjaśniałem, że rzecznik PiS-u ma w tym sensie rację, że gdybyśmy nie dostrzegli tego błędu systemu komputerowego, doszłoby do jego usankcjonowania i wówczas można byłoby tę sytuację nazwać fałszerstwem wyborczym.
Dodatkowo sprawa ma charakter nielegalnego podsłuchu (nagrania dokonano nielegalnie) i zostanie wkrótce zgłoszona do prokuratury (karalność zgodnie z art 267 KK). Rozmowa została nagrana prawdopodobnie w ubiegłym roku, dlaczego więc nagrywający, który dziś twierdzi, że jest to dowód na fałszerstwo, nie ujawnił jej wówczas prokuraturze? Pewnie dlatego, że po przesłuchaniu całego nagrania łatwo można wywnioskować, w żadnej mierze nie stanowi dowodu na fałszerstwo, do którego nie doszło.
Ponadto sąd bada skargę pana Łukasza Oprawskiego, dotyczącą wyników wyborów do Rady Dzielnicy Białołęka w okręgu nr 2. Jednak jest to zupełnie oddzielna sprawa, która nie ma nic wspólnego z opisanym wcześniej błędem przy przyznawaniu mandatu. I tu zgadzam się z panem Oprawskim, że brak rozstrzygnięcia w tej sprawie 11 miesięcy od wyborów jest wysoce niepokojący.