Prosto z mostu
Historia wydania zgody na wrześniową demonstrację przeciw imigrantom pokazuje, jak działa nasze miasto. Hanna Gronkiewicz-Waltz wydała zakaz demonstracji, nie tylko według mnie bez podstaw prawnych. Takie podstawy mogą być dokładnie trzy: jeżeli organizatorzy nie spełnią wymogów formalnych prawa o zgromadzeniach, jeżeli „cel lub odbycie” demonstracji naruszą przepisy ustaw karnych, bądź też jeżeli demonstracja może zagrozić życiu lub zdrowiu albo mieniu w znacznych rozmiarach.
Pani prezydent podejrzewała, że uczestnicy demonstracji będą nawoływać do nienawiści na tle narodowościowym, rasowym, wyznaniowym albo i etnicznym. To bardzo słaba podstawa prawna do wydania zakazu - nie było żadnych dowodów na to, iż podczas demonstracji do takich ekscesów dojdzie. Przypomina to starą anegdotę o bacy, którego należało przymknąć, gdyż nosił z sobą narzędzie gwałtu. Wojewoda podzielił tę opinię i zakaz uchylił.
Teraz zaczęło się najciekawsze. Okazało się, że stołeczni działacze rządzącej partii nie są w ogóle zainteresowani podstawami prawnymi zakazu. Dla nich cała ta historia to nie kwestia prawa i swobód obywatelskich, lecz partyjnej strategii przedwyborczej.
„Gazeta Wyborcza” zebrała głosy zbulwersowanych działaczy Platformy. „Kwestia imigrantów to główny temat trwającej kampanii wyborczej. Stąd ekipa ratusza i wojewoda jako reprezentanci tej samej partii powinni wcześniej ustalić strategię” - mówi jeden z nich. Najbardziej zadziwiająca w szczerości była wypowiedź Jarosława Szostakowskiego, przewodniczącego klubu radnych PO: „Jestem z obozu pani prezydent; skoro zakazała manifestacji, musiała mieć mocne powody”.
Proszę zwrócić uwagę: przewodniczący klubu radnych mającego bezwzględną większość w Radzie Warszawy to osoba, która powinna przykładać największą wagę do funkcji kontrolnych rady. Zamiast wyrazić zaniepokojenie, że prezydent miasta wydała decyzję, którą musiał uchylić w trybie administracyjnym organ wyższej instancji (i to związany z tą samą partią!), bezrefleksyjnie poparł złą decyzję. To pokazuje, jak upartyjnione są działania Rady Warszawy. W rzeczy samej, nie zdarzyło się dotąd, by rada zaingerowała w decyzje pani prezydent, choć ma takie prawo, a nawet czasem obowiązek - nikt nie jest wszak nieomylny.
Tymczasem stosowanie prawa o zgromadzeniach, jak mało której ustawy, powinno być chronione przed naciskami politycznymi. Ci, którzy dziś zakazują, jutro będą chcieli demonstrować. I będą się dziwić, że bacę można przymknąć za takie coś.
Maciej Białecki
Wspólnota Samorządowa
maciej@bialecki.net.pl
www.bialecki.net.pl