Lewa strona medalu
Po wyborach prezydenckich zamieszania ciąg dalszy. Tak jak można się było spodziewać, sondaże Platformy Obywatelskiej poszybowały w dół. Nagle okazało się, że partia pozbawiona takiego lidera jakim był Donald Tusk przestała być niezwyciężona i może przegrywać. Wiatru w żagle nabrał Jarosław Kaczyński, który wreszcie zobaczył światełko w tunelu i cień szansy na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Do tego stopnia, że postanowił nadal pozostać w cieniu dając sygnał, że to nie on będzie kandydatem PiS na premiera na jesieni. Oczywiście, przerabialiśmy to już w 2005 roku w trochę innej konfiguracji, kiedy prezesem Rady Ministrów został Kazimierz Marcinkiewicz po to, aby Lech Kaczyński mógł zostać prezydentem Polski. Zaraz po tym Marcinkiewicz został jednak zdetronizowany i bracia bliźniaki objęły pełnię władzy w kraju. Zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości nie jest jednak tak oczywiste, jak mogłoby się jeszcze tydzień temu wydawać. A to za sprawą Pawła Kukiza, który w wyborach prezydenckich uzyskał 20% poparcia i zapowiedział, że jesienią startuje do Sejmu, aby przejąć władzę w kraju. Pytanie tylko z kim i tu przechodzimy do clou programu, czyli na nasze warszawskie podwórko.
Otóż w Warszawie rozgorzał już prawdziwy bój o to, kto ma tworzyć mityczną partię Kukiza i znaleźć się na jej listach do sejmu. Nagle okazało się, że wszyscy są antysystemowcami. Pierwszy w kolejce jest mój kolega z ław Rady Miasta w poprzednich kadencjach Maciej Maciejowski, publikujący swego czasu na łamach Nowej Gazety Praskiej. Jego antysystemowość przejawiać się ma w tym, że za radykalizm wyrzucili go nie tylko z PiS-u, ale nawet z Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej. A także w tym, że chciał wysadzić w powietrze pomnik Czterech Śpiących i nawyzywał prezydenta RP. Kolejny jest Piotr Guział, lider Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej, którego radykalizm skończył się tak, że stracił władzę na Ursynowie i jest dziś bezpartyjnym singlem w Radzie Miasta i nic o nim nie słychać. Ale Paweł Kukiz wsparł go przy nieudanym referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz, więc panów łączy braterstwo broni. W ogonku stoi też wspomniana Warszawska Wspólnota Samorządowa (WWS), która odcięła się od swego dotychczasowego guru Guziała, bo nagle zaczęło im przeszkadzać, że - obok innych - ma też i lewicowe poglądy. WWS to zbieranina byłych działaczy PiS, bezpartyjnych prawicowców, a nawet wyrzuconych niegdyś z PO samorządowców, którzy od lat z uporem maniaka próbują do polityki powrócić. W kolejce jest jeszcze Kongres Nowej Prawicy, czyli byłe ugrupowanie kolejnego kandydata na prezydenta stolicy Przemysława Wiplera oraz stowarzyszenie byłego wiceprezydenta stolicy Jarosława Dąbrowskiego, który przebojem wziął władzę na Bemowie. Ale w kontekście opisywanych jego nadużyć ciężko będzie Kukiza przekonać, że teraz się zmienił i będzie walczył z systemem. Nieważne, że tylko dlatego, że z tego systemu wypadł – i to na własne życzenie. Co zrobi Paweł Kukiz, tego tak naprawdę nie wie nikt. Ale bez wątpienia na scenie politycznej będzie się kotłowało. Również też warszawskiej.
Sebastian Wierzbicki
przewodniczący SLD w Warszawie
www.sebastianwierzbicki.pl