Historia praskich rodów
W poprzednim numerze pozostawiliśmy rodzinę książąt Massalskich u progu II wojny światowej. Dziś przedstawiamy losy wojenne i powojenne Wandalina Kazimierza i Jolanty Massalskich, lekarzy związanych ze Szpitalem Przemienienia Pańskiego. W tle ich odważnych, czy wręcz bohaterskich decyzji życiowych, wciąż obecny jest wątek kamienicy „Pod sowami”.
Wandalin Kazimierz Massalski był człowiekiem znanym ze skromności i dyskrecji. Z tego powodu nawet najbliższa rodzina nie była wtajemniczona w jego działalność konspiracyjną. Ukończył Szkołę Podchorążych Sanitarnych AK i brał udział w dywersji lekarzy, tzw. akcji immunologicznej. Na całym terenie okupowanej Polski, a zwłaszcza na obszarze Generalnego Gubernatorstwa, na skutek stale pogarszających się warunków sanitarnych, wzrastała ilość przypadków zachorowania na tyfus plamisty. Wobec masowych aresztowań, wywózek Polaków do obozów koncentracyjnych i na roboty do Rzeszy, przepełnionych więzień, okupanci bali się zawleczenia tyfusu do Niemiec.
Akcja immunologiczna polegała na wstrzykiwaniu laboratoryjnej zawiesiny Proteusa (bakterii odpowiedzialnej za zakażenia układu moczowego) z dodatkiem fenolu niszczącego bakterie, co powodowało, że krew szczepionego dawała dodatni odczyn Weil-Felixa, to znaczy objawy tyfusu. W ten sposób można było wielu ludziom uratować życie.
Książę Massalski był także hodowcą wszy, dostarczanych przez Instytut Higieny. I choć hodowcy wszy otrzymywali za swoją ryzykowną czynność wynagrodzenie, on nie robił tego dla zarobku. Chodziło o specjalne uprawnienia. Jako hodowca wszy uzyskał przepustkę, upoważniającą do poruszania się po mieście po godzinie policyjnej. Z przepustki tej korzystał również, aby nieść pomoc lekarzom żydowskim w getcie warszawskim.
Pomagał też rannym żołnierzom Armii Krajowej, którzy ukrywali się w Szpitalu Przemienienia Pańskiego, a także działał w tzw. Szkole Zaorskiego, legalnej Szkole dla Pomocniczego Personelu Sanitarnego, założonej przez chirurga Jana Zaorskiego, będącej w rzeczywistości wydziałem lekarskim tajnego Uniwersytetu Warszawskiego.
14 września 1944 roku Praga została „wyzwolona” przez armię radziecką, jednak nadal była ostrzeliwana z lewobrzeżnej Warszawy, gdzie trwało Powstanie. Szpital Przemienienia Pańskiego znów był zagrożony. Trzeba było go ewakuować. Akcją ewakuacji szpitala do budynku szkolnego przy ul. Boremlowskiej 6/12 na Grochowie, dopiero co opuszczonego przez wojsko, kierował dr Wandalin Massalski. Akcja trwała od 21 do 23 września. W ciągu tych trzech dni, pod ostrzałem artylerii polowej, moździerzy i broni maszynowej przewieziono 250 rannych i chorych. Sprawne przeprowadzenie akcji, jak zaznaczył we wspomnieniach Wandalin Kazimierz Massalski, możliwe było dzięki pomocy radzieckiej kolumny transportowej, której dowódca przydzielił szpitalowi 3 samochody ciężarowe i 3 kierowców.
Zaraz po ewakuacji, w nocy z 23 na 24 września pocisk artyleryjski trafił w schron szpitalny. Zginęło 16 osób, a 10 zostało ciężko rannych. Śmierć poniosło 3 lekarzy, 9 pielęgniarek i 4 osoby z administracji szpitala. Gdyby w porę nie wywieziono ze schronu rannych, liczba ofiar byłaby znacznie większa.
Przeniesienie szpitala oraz zorganizowanie w nowym miejscu kształcenia lekarzy, wspomina w artykule „Studia medyczne w latach 1941-1949”, opublikowanym w miesięczniku „Puls”, lekarka Irena Ćwiertnia-Sitowska:
Na jesieni 1944 przeniesiono Szpital Przemienienia Pańskiego z ul. Sierakowskiego 7 na ul. Boremlowską 6/12. Przewiezienie wyposażenia trwało prawie miesiąc. Z wielkim wysiłkiem i poświęceniem dokonał tego dr medycyny Wandalin Massalski. Nowe lokum znajdowało się w opuszczonej szkole powszechnej. W auli Niemcy trzymali konie. Podłoga z klepki nasiąknięta była końskim moczem Trudno było zlikwidować odór. Po doprowadzeniu pomieszczenia do stanu używalności, zaczęto działalność dydaktyczną.
Za wrześniową akcję przeniesienia szpitala Wandalin Kazimierz Massalski został przedstawiony do odznaczenia Krzyżem Virtuti Militari, ale wtedy nie mógł go otrzymać, z uwagi na swoje książęce pochodzenie.
Żona Wandalina Kazimierza Massalskiego, Jolanta Monika z Manteufflów, była lekarzem ginekologiem. Ale zanim ta absolwentka słynnego liceum im. Cecylii Plater-Zyberkówny poszła na medycynę, zdążyła skończyć Centralny Instytut Wychowania Fizycznego. W swojej krótkiej karierze sportowej miała nawet kilka sukcesów: była mistrzynią Polski w biegach krótkich na 60 i 100 metrów. W pewnym momencie doszła jednak do wniosku, że jej powołaniem jest medycyna.
Powstanie zastało ją w Szpitalu Dzieciątka Jezus, gdzie pracowała jako wolontariuszka. Kiedy do szpitala wdarli się własowcy, była w piwnicy sama z 4-letnią córką Anną. Wspominała później, że była to najgorsza noc w jej życiu. Na szczęście w szpitalu, do którego przywożono także rannych Niemców, ulokował się oddział Wehrmachtu, który, paradoksalnie, ochronił personel i rannych przed okrucieństwem własowców. Szpital ewakuowano. Jolanta wraz z córką dotarły do obozu przejściowego w Pruszkowie.
Po wojnie, w 1945 roku, Jolanta Massalska podjęła pracę w Szpitalu Miejskim nr 4, czyli Przemienienia Pańskiego, początkowo jako asystent w I Oddziale Położniczo-Ginekologicznym, a następnie, od 1956 r., jako zastępca ordynatora doc. dr med. Kazimierza Anusiaka. Do pracy często zabierała ze sobą drugą córkę, urodzoną w 1947 roku, Monikę, dla której Szpital Przemienienia stał się prawie drugim domem.
Poza pracą w Szpitalu Praskim, dr Jolanta Massalska udzielała się jako konsultant Szpitala Dziecięcego im. prof. dr. J. Bogdanowicza w Warszawie. W latach 1952-54 pracowała także w warszawskim pogotowiu ratunkowym. Była wspaniałym lekarzem, miała wszelkie dane, aby zostać w przyszłości ordynatorem Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala Przemienienia Pańskiego; niestety, kariera jej została przerwana.
W roku 1958 Jolanta Massalska została zwolniona z pracy za odmowę przerwania ciąży u jednej ze swoich pacjentek. W piśmie wyjaśniającym, wydobytym z akt personalnych Szpitala Przemienienia Pańskiego, dr Jolanta Massalska pisała:
„Wszelkie wywieranie nacisku na kogokolwiek i wszelkie krępowanie cudzego sumienia uważam za głęboko nieetyczne i dlatego nie stosowałam go, ani nie stosuję. Postawa taka jest mi zupełnie obca. […] Ustawę o legalizacji przerywania ciąży ze względów społecznych uważam za błędną. […] Jestem przekonana, że nowoczesne społeczeństwo powinno regulować swoją populację w sposób świadomy. Do tej regulacji są odpowiednie środki, które nie niszczą zdrowia fizycznego, jak i moralnego społeczeństwa.”
Doktor Massalska uważała, że jej zadaniem jest pomagać pacjentkom w donoszeniu ciąży, a nie jej przerywaniu. Za swoje przekonania otrzymała zakaz wykonywania zawodu. Miała wówczas 46 lat, była w pełni sił i aktywności. Kiedy brutalnie odebrano jej możliwość rozwoju naukowego, całkowicie poświęciła się propagowaniu wiedzy o wartości rodziny. Wraz z grupą lekarzy katolickich założyła w styczniu 1958 roku przy ul. Złotej (wówczas Kniewskiego), Poradnię Życia Rodzinnego „Ognisko”, działającą w oparciu o zasady etyki katolickiej. Choć poradnia nie trwała długo (po roku rozpadła się, zapewne wyniku trudności administracyjnych), to pracą jej zainteresował się ksiądz prof. Karol Wojtyła, kiedy pisał swą książkę „Miłość i odpowiedzialność”.
Po zlikwidowaniu „Ogniska” Jolanta Massalska znalazła pracę w Przychodni Rejonowej ZOZ Praga-Południe. Pracowała też w lecznicy PCK, jak również jako lekarz szkolny w przychodni międzyszkolnej. Zmarła na raka w 1986 r. Została pochowana w rodzinnym grobie na starych Powązkach Na pogrzebie były tłumy ludzi, 10 księży, w tym ks. Stefan Niedzielak, kapelan rodzin katyńskich, dawniej proboszcz parafii Matki Bożej Loretańskiej, zamordowany w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach w 1989 roku i ks. kanclerz Zdzisław Król, który później zginął w katastrofie smoleńskiej.
Dr Jolanta księżna Massalska była poprzez swoją pracę związana z Pragą, jakkolwiek nie była rodowitą prażanką. Rodowitą prażanką za to jest jej druga córka, Monika Massalska-Dobrowolska, która udostępniła nam wiadomości o swojej rodzinie. Monika Massalska przyszła na świat w 1947 roku w Szpitalu Przemienienia Pańskiego i nawet trzy miesiące w tym szpitalu mieszkała. Rodzice stracili wtedy mieszkanie na Lwowskiej. Mieszkanie zostało splądrowane. Przepadła m.in. cenna kolekcja motyli Wandalina Kazimierza Massalskiego.
Massalscy znaleźli schronienie na Gocławku, przy ulicy Koprzywiańskiej, w domu, w którym nie było centralnego ogrzewania, ale mieszkanie było na tyle duże, że można było w nim zmieścić resztki mebli z Lwowskiej. Mieszkali tam do 1961 roku, kiedy to Jolanta Massalska z córkami przeniosła się na ulicę Darwina. Wandalin Massalski wyjechał wtedy na roczne stypendium do Stanów Zjednoczonych; małżeństwo, niestety, się rozpadło. Osiem lat później wyjechał do Konga, gdzie przez okres dwóch lat kierował kliniką chorób wewnętrznych i prowadził badania nad trądem.
Anna Massalska (zmarła w 2012 r.), starsza córka Wandalina i Jolanty Massalskich została architektem, wyszła za mąż za Francuza, Marca Cendrier, również architekta i zamieszkała w Paryżu. Jej młodsza siostra, Monika Massalska-Dobrowolska, absolwentka praskiego liceum nr 50, jeszcze wtedy żeńskiego, skończyła socjologię na Uniwersytecie Warszawskim i pracowała w Instytucie Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji, a następnie w Instytucie Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN. Przez długi czas nie wiedziała, że jest właścicielką domu na Pradze.
Zaraz po wojnie, ojciec Moniki, Wandalin Kazimierz Massalski złożył podanie o przyznanie mu tzw. własności czasowej kamienicy. Władze PRL odmówiły, a na dodatek obarczyły go i jego nieobecną w kraju siostrę „podatkiem od wzbogacenia wojennego” w wysokości 1 800 000 zł. Oczywiście, suma ta była zupełnie nierealna dla pracującego w szpitalu lekarza, a o żadnym wzbogaceniu nie mogło być mowy, ponieważ dr Massalski, nie dość, że przez cały okres wojny nie pobierał od lokatorów czynszu, to również z własnych środków pokrył naprawę dachu kamienicy, uszkodzonego w czasie ostrzału w 1939 roku. Wobec uporczywych wezwań do zapłacenia podatku, Wandalin i jego siostra chcieli zrzec się tytułu własności na rzecz Skarbu Państwa. Jednak ówczesny urząd skarbowy nie przyjął zrzeczenia i w dalszym ciągu domagał się uregulowania należności.
W 1956 roku Wandalin Massalski dowiedział się, że „Dom pod sowami” nie figuruje w planach zabudowy tego terenu i jest przeznaczony do rozbiórki. Dopiero wtedy, zawiadomiony o tym urząd skarbowy, zdecydował się przekazać nieruchomość Skarbowi Państwa, nie egzekwując należności „od wzbogacenia wojennego”, jak również nie proponując odszkodowania właścicielowi za wywłaszczenie.
Na szczęście, kamienicy nie rozebrano i jej historia wcale się nie skończyła. W 1990 roku, po zmianie ustroju, Wandalin Massalski wraz z siostrą złożyli w Wydziale Geodezji Dzielnicy (Gminy) Praga-Północ odpowiednie dokumenty, świadczące, że są właścicielami nieruchomości przy ul. Okrzei 26. We wszelkie pełnomocnictwa wyposażyli Monikę Massalską i to ona podjęła próbę odzyskania kamienicy. Długo to trwało, ale w 2008 roku, po 18 latach starań, odzyskała „Dom pod sowami”, kamienicę wybudowaną przez jej dziadka, Witolda księcia Massalskiego.
Stan budynku był straszny. Nawet wpisanie go w 2005 roku do rejestru zabytków nie zapobiegło totalnej dewastacji. Dopiero niedawno pojawiła się dla kamienicy „Pod sowami” szansa na lepszą przyszłość. Trwający od trzech lat generalny remont pozwala mieć nadzieję, że ten piękny, secesyjny budynek odzyska swój dawny blask.
Joanna Kiwilszo