Lewa strona medalu
Pięć lat politycy Prawa i Sprawiedliwości walczyli o pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej w Warszawie. No, może trochę mniej, bo początkowo chcieli w ten sposób uhonorować jedynie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Gdy zobaczyli, że na to nie ma najmniejszych szans, pogodzili się z myślą, że trzeba mówić o dziewięćdziesięciu sześciu ofiarach wypadku polskiego samolotu pod Smoleńskiem. Pomnik upamiętniający ich wszystkich powstał dość szybko na warszawskich Powązkach, czyli w miejscu, gdzie leżą najwybitniejsi Polacy. Jednak dla PiS-u to było zbyt mało. Po paru dniach narodowej żałoby, ze zdwojoną siłą odżyły wcześniejsze animozje. Głównym słowami polskiej polityki stały się „zamach” i „zdrada”. I to nie tylko tej wielkiej, ale również lokalnej. Katastrofa smoleńska odcisnęła swe pięto na działalności stołecznego samorządu. W końcu to tu znajduje się pałac prezydencki, przy którym po tragedii spontanicznie ustawiono krzyż, a potem prowadzono wręcz wojny w jego obronie. To tu miejskie służby popełniały - zdaniem „smoleńskiego ludu” - świętokradztwo, w postaci usuwania wypalonych zniczy i zasuszonych kwiatów. I wreszcie to przy warszawskim Krakowskim Przedmieściu powinien według Prawa i Sprawiedliwości powstać drugi pomnik smoleński.
Na szczęście, nie powstanie. Ówczesna konserwator zabytków się nie ugięła i nie pozwoliła zakłócić historycznego charakteru tego miejsca. Z kolei Hannie Gronkiewicz-Waltz - trzeba przyznać, że jej w tej sprawie nie naciskała. Choć nie było łatwo. Odtąd samorządowcy Prawa i Sprawiedliwości mieli nowy cel - nie nowe drogi, przedszkola czy szkoły, tylko pomnik. Ten jeden i dokładnie w tym konkretnym miejscu. Przy Krakowskim Przedmieściu, czyli miejscu, w którym powstać nie może. Ale nie o to przecież w tym wszystkim chodzi. Dla PiS-u liczy się konflikt z Platformą, a sprawa pomnika doskonale ten ogień podsyca. Zwłaszcza, gdy idzie czas wyborów. Na samorządowe w Warszawie okazało się to jednak zbyt mało, ale przy prezydenckich i parlamentarnych na sprawie Smoleńska Prawo i Sprawiedliwość może już jednak coś ugrać.
Dlatego Platforma Obywatelska postanowiła ukrócić temat i sama powróciła do tematu pomnika. Początkowo Bronisław Komorowski, a za nim chcąc nie chcąc Hanna Gronkiewicz-Waltz przyznali, że jednak jest potrzeba jego budowy. Potrzeba chyba nagląca, bo w Warszawie zwołano specjalną sesję Rady Miasta, na której zaopiniowano lokalizację pomnika. Żeby było śmieszniej, przeforsowano to głosami Platformy Obywatelskiej, przy sprzeciwie radnych PiS-u, którym nie spodobało się proponowane miejsce. Pomnik ma powstać u zbiegu ul. Trębackiej i Focha, czyli nieopodal Grobu Nieznanego Żołnierza i blisko Krakowskiego Przedmieścia. Ale dla PiS-u to niegodne miejsce, więc w ich szeregach wielkie niezadowolenie. Tym bardziej, że choć dopięli swego i pomnik powstanie, to nie będzie to ich sukcesem. Po raz kolejny dali się ograć i to na własne życzenie.
Sebastian Wierzbicki
przewodniczący SLD w Warszawie
www.sebastianwierzbicki.pl