Lewa strona medalu
Taką elektryzującą wiadomość podały w poniedziałek prawicowe media, ogłaszając swoje zwycięstwo w walce z pomnikiem, od lat będącym jednym z symboli Pragi. Wszystko na podstawie cytatu z wypowiedzi Hanny Gronkiewicz-Waltz, która stwierdziła, że „nie ma woli wśród radnych, a to jest przede wszystkim ich kompetencja. Ja też nie mam sentymentu do tego pomnika.”
Euforia prawicy jest - delikatnie mówiąc - niezrozumiała. Albo nie potrafią czytać ze zrozumieniem, albo są tak głodni sukcesu, że naciągają fakty. Prezydent Warszawy powiedziała przecież tylko, że nie ma sentymentu do „Czterech śpiących”. I ma do tego prawo, choć trochę się dziwię, zważywszy na to, że w dzieciństwie często bywała na Pradze. Stwierdziła też - jak najbardziej słusznie - że to jest decyzja radnych. A to, jaka jest ich wola, to już zupełnie inna sprawa. Przekonaliśmy się o tym na poprzedniej sesji Rady Miasta, kiedy to PiS po raz kolejny próbował przeforsować uchwałę likwidującą „Czterech śpiących”. I po raz kolejny bezskutecznie. Przeciwko zagłosowali radni SLD oraz Platformy Obywatelskiej, która notabene ma w Radzie Miasta samodzielną większość.
Co więc miała na myśli Hanna Gronkiewicz-Waltz mówiąc, że radni są przeciw powrotowi pomnika na Pragę? Głosowanie pokazało przecież co innego, ale to już przemilczeli prawicowi dziennikarze. Odpowiedź przyszła dość szybko po tym, jak po początkowej euforii na prawicowych blogach ustały entuzjastyczne komentarze. W sztabie PiS zorientowano się, że tak naprawdę Hanna Gronkiewicz-Waltz wytrąciła im oręż z ręki. Nie będą mogli w kampanii prezydenckiej i parlamentarnej wykorzystywać pomnika do politycznego sporu. Tworzyć kolejnego historycznego podziału, tym bardziej, że tak naprawdę PiS z Platformą bywają w nich często po tej samej stronie. Dlatego Platforma odłoży na półkę sprawę pomnika „Czterech śpiących”. Nie będzie w ten sposób drażnić ani wyborców prawicy, ani tych z centrum, ani tych z sercem po lewej stronie.
Ale „Czterej śpiący” na Pragę powrócą. Stanie się to już pewnie w następnej kadencji, gdy do władzy w stolicy dojdzie wreszcie lewica. Powrócą nie jako manifest ideologiczny, ale jako element krajobrazu Pragi i jeden z jej symboli. Jako sprzeciw wobec wykorzystywania historii do politycznej walki i mieszania w nią samorządu. Czas leci szybko, a do wyborów samorządowych już mniej niż cztery lata…
Sebastian Wierzbicki
przewodniczący SLD w Warszawie
www.sebastianwierzbicki.pl