Prosto z mostu
Ocena rozmiaru kompromitacji Państwowej Komisji Wyborczej jeszcze przed nami. Oprócz skutków personalnych, powinna wywołać generalną dyskusję o stanie państwa. Krajowe Biuro Wyborcze jest urzędem jak każdy inny. Słowa szefa Biura, że „znalezienie dobrych fachowców za pensje, które obecnie informatycy tu otrzymują, jest praktycznie niemożliwe”, powinny budzić dreszcz: kto zatem pracuje w polskich urzędach? Nie fachowcy? Prawda o naszym państwie coraz częściej wyłazi na wierzch, a to w nagranych słowach podpitego ministra, a to w niemożności uruchomienia programu komputerowego.
Ale nie o tym jest ten felieton. Przy okazji odkrycia anachroniczności urzędników PKW dobrze byłoby wznowić dyskusję o sensowności ciszy wyborczej. Cisza wyborcza zawsze budziła kontrowersje - niby dlaczego państwo wie lepiej, co obywatelowi jest potrzebne do podjęcia właściwej decyzji w dniu wyborów? W czasach internetu przepis o ciszy wyborczej stał się absurdem.
Na kilka dni przed wyborami PKW, zamiast zajmować się feralnym programem komputerowym, wydała dokument, w którym m.in. stwierdziła, że „w okresie ciszy wyborczej w internecie mogą pozostawać materiały o charakterze agitacyjnym oraz wyniki sondaży przedwyborczych, umieszczonych tam przed jej rozpoczęciem, pod warunkiem, że nie będą w nich dokonywane żadne zmiany”. Cóż to znaczy? Jeżeli kandydat miał stronę wyborczą na facebooku, to podczas ciszy nie można umieszczać na niej żadnych komentarzy, nawet krytycznych. Wklejenie komentarza, czy nawet tzw. lajkowanie, to ewidentna zmiana, a zatem - kandydat stronę musi zamknąć, pod rygorem kary.
Cóż za wyborna metoda niszczenia przeciwnika politycznego: to tak, jakby domalowanie wąsów wymuszało usunięcie plakatu. Podobnie jak domalowanie wąsów, owo lajkowanie podczas ciszy też podlega karze, tylko że z samych oględzin portalu nie wynika, kiedy ono nastąpiło, tj. czy naruszyło zakaz. Aby uzyskać informację o dacie niecnego czynu, trzeba ze stosownym pismem prokuratora zgłosić się do administratora portalu - wszystko po to, by udowodnić wykroczenie zagrożone karą kilkudziesięciu złotych. Ileż to nowych, ekscytujących zadań dla urzędników aparatu ścigania!
Szczególnie absurdalny jest zakaz publikowania sondaży podczas ciszy. Media elektroniczne sprawiły, że zakaz ten jest omijany, i sondaże w dniu wyborów docierają do jakichś kilkudziesięciu tysięcy ludzi: dziennikarzy, polityków i ich znajomych. Większość wyborców nie ma dostępu do tego „czarnego rynku” sondaży, stają się w ten sposób obywatelami drugiej kategorii. Ponieważ jednak wszyscy, którzy mogliby zmienić przepisy o ciszy wyborczej, należą do grupy uprzywilejowanej, nikt nie jest zainteresowany zmianą.
Maciej Białecki
Wspólnota Samorządowa
maciej@bialecki.net.pl
www.bialecki.net.pl