Obiektywny POradnik
Głównym wydarzeniem w tzw. wielkiej polityce w ostatnim tygodniu był niewątpliwie wybór premiera Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, nazywane potocznie stanowiskiem prezydenta Europy. Zaledwie 10 lat po akcesji, Unia Europejska powierzyła Polakowi przywództwo w zjednoczonej Europie i w strefie euro. Gdyby ktoś 10 lat temu przewidział taki scenariusz, okrzyknięty zostałby najwyższej klasy jasnowidzem, albo prędzej osobą wchodzącą w ostatni etap schizofrenii paranoidalnej. A jednak to fakt, przez co najmniej 2,5 roku i co najwyżej 5 lat, Donald Tusk będzie koordynował politykę krajów Unii. Oznacza to jednocześnie, że Platforma Obywatelska straci na ten czas swoje największe aktywo i swój filar, który niejednokrotnie wspierał nasze środowisko w trudnych chwilach.
Tak w życiu, jak i w polityce, sukces jednych jest zmartwieniem drugich, dlatego też z pewną obawą oczekiwałem na społeczny odbiór tej historycznej nominacji. A zauważyć należy, że opozycja tym wyborem została postawiona pod bardzo grubą ścianą, bo przecież nie wypada w czambuł potępiać wyboru Polaka na szefa UE. A jednak po pierwszej fali szoku pojawiły się głosy, że premier opuszcza tonący okręt, że robi to dla siebie, a nie dla Polski, że dezerteruje po prestiż, wysoką pensję i emeryturę. Starano się totalnie zdeprecjonować funkcję i kompetencje przypisane przewodniczącemu Rady Europy. W tej żałosnej tromtadracji górę wzięły bardzo niskie instynkty. Polityka jest taką grą, gdzie nikt nikomu nic na ładne oczy nie podaruje. Na tę nominację Donald Tusk zapracował swoim życiorysem zwykłego człowieka, który na początku ciężką pracą robotnika, a potem w trakcie swojej kariery politycznej dał się poznać jako wybitny organizator, strateg i lider formacji, którą w 2001 r. współtworzył i którą do 1 grudnia br. będzie kierował. Owszem, był i jest twardym graczem na scenie politycznej, zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz swej organizacji. Bez tej cechy niemożliwy jest efekt działania w polityce, czyli skuteczność. Jednocześnie podkreślić należy, że pomimo realizacji wydawałoby się twardej maksymy, że cel uświęca środki, wiele razy premier Tusk potrafił wsłuchać się w głos opinii publicznej i z tym głosem zawsze się liczyć. Potrafi przyznać się do błędu i wycofać się z podjętej decyzji; wszak nie myli się ten, kto nic nie robi. Dodatkowym elementem ocieplającym wizerunek jest prostolinijność, bezpośredniość, a przede wszystkim miłość do sportu, a zwłaszcza piłki nożnej, w którą regularnie grywa lub jak kto woli, harata w gałę. Słyszałem nawet dowcip, że nazwisko nowego premiera jest oczywiste, bo ściśle związane z największym hobby Donalda Tuska. Jest też premier świetnym biegaczem. Podczas ostatniego biegu niepodległości, 10 km pokonał równym tempem, w czasie nieco poniżej 50 minut. Miałem okazję i przyjemność biec tuż obok premiera i musiałem mocno się starać aby dotrzymać mu kroku. Ostatecznie przybiegłem 2 minuty po premierze, a przecież mam 16 wiosen na karku mniej.
Kilka dni temu pojawiły się pierwsze sondaże poparcia dla partii politycznych. Okazało się, że wyborcy bardzo dobrze przyjęli awans Donalda Tuska na polityczne szczyty. Wbrew zmasowanym komentarzom nieprzychylnych polityków i mediów, poparcie dla Platformy Obywatelskiej w perspektywie nadchodzących wyborów samorządowych, wzrosło skokowo o 10 punktów procentowych do 34%, a dla PiS spadło o 6 punktów do 28%. Świadczy to niewątpliwie o dojrzałości elektoratu, który potrafi docenić dorobek najwybitniejszego polityka III RP, jakim moim zdaniem jest Donald Tusk. Co ważne, wyborcy nie dają się już nabierać na śmiechu warte komentarze typu „a weźcie go już do tej Brukseli, niech go tu już nie będzie”. Potrafią wyborcy także odróżnić europejski wymiar polityki uprawianej przez obecny rząd od zwykłego potrząsania szabelką przez najwybitniejszego polityka IV RP.
Gratulacje i powodzenia Panie Premierze!
Paweł Tyburc (PO)
przewodniczący
Rady Dzielnicy Białołęka
m.st. Warszawy
pawel.tyburc@wp.pl