Historia praskich rodów
Jest takie miejsce w Warszawie, na praskim brzegu, obok którego nikt nie przejdzie obojętnie, i to nie z powodu specjalnej tego miejsca urody, lecz z powodu zniewalającego zapachu, jaki w tej okolicy się unosi. To zapach czekolady. Ktoś, kto przechodził choć raz koło fabryki Wedla przy ulicy Zamoyskiego nie zapomni tego bardzo przyjemnego wrażenia, a szary, potężny gmach za Teatrem Powszechnym, zawsze już kojarzyć mu się będzie z czekoladowym imperium Wedlów.
Karmelki na dobry początek
W XIX wieku, kiedy zaczyna się ta opowieść, słodka fabryka na Pradze jeszcze nie istniała. Wszystko zaczęło się od skromnej cukierni. 17 listopada 1851 roku w „Kurierze Warszawskim” ukazało się ogłoszenie następującej treści:
Niżej podpisany ma honor donieść Szanownej Publiczności, że po długoletniej praktyce w Warszawie, jako też za granicą i po zebraniu najpotrzebniejszych wiadomości, co się tyczy mojego zawodu, otworzyłem cukiernię w domu zwanym Kochanowskim, przy ulicy Miodowej, wprost Rządu Gubernialnego, w nadziei, że łaskawa publiczność raczy mnie zaszczycić licznymi odwiedzinami, a ja z mojej strony dołożę starań, aby pod każdym względem zadość uczynić jej życzeniom. Poruczone mi obstalunki (chcąc zasłużyć sobie na wdzięczność) przy rychłej usłudze, z największą akuratnością będę uskuteczniać
- C. Wedel.
Autor anonsu, cukiernik Karol Ernest Henryk Wedel, urodzony 7 stycznia 1813 roku w Ihlensfeld w Meklemburgii, przybył do Polski za namową kolegi po fachu, Karola Grohnerta, około 1845 roku. Co skłoniło młodego cukiernika z zamożnego sąsiedniego kraju do osiedlenia się w Warszawie? Zapewne perspektywy szybkiego awansu i sukcesu ekonomicznego w rozwijającym się intensywnie i potrzebującym fachowców Królestwie Polskim. Po klęsce Napoleona i utworzeniu na Kongresie Wiedeńskim w 1815 roku Królestwa Polskiego, minister skarbu, książę Ksawery Drucki-Lubecki licznymi przywilejami starał się zachęcić „użytecznych cudzoziemców” do osiedlania się w polskich miastach. Zwabione przywilejami, zaczynają wnet napływać na ziemie polskie rzesze osadników niemieckich. Wśród nich, ożeniony z Karoliną Wisnowską, Karol Wedel.
Wkrótce po przybyciu do Warszawy, Karol Wedel przystąpił do spółki z Karolem Grohnertem, który prowadził cukiernię przy ulicy Piwnej 12. Chociaż spółka prosperowała bardzo dobrze, po sześciu latach współpracy ambitny Karol Wedel postanowił się usamodzielnić. W kamienicy przy ul. Miodowej 12, róg Kapitulnej, otworzył własny sklep, a przy nim parową fabrykę czekolady, pod firmą „C. E. Wedel”. Było to bardzo dobre posunięcie, bowiem firma dość szybko zjednała sobie wierną klientelę w postaci urzędników z licznych w tej okolicy biur i urzędów, a po roku wprowadziła na rynek swój pierwszy przebój – karmelki śmietankowe, które Karol Wedel reklamował na łamach „Kuriera Warszawskiego”, zachwalając ich lecznicze właściwości:
Zupełnie nowy i szczególny utwór cukierniczy, a nade wszystko wyborny środek leczący i łagodzący wszelkie cierpienia piersiowe, nader skuteczny na słabości te w miesiącach wiosennych, a nawet dla niecierpiących i zwolenników delikatnego smaku – bardzo przyjemny wyrób.
Kolejnym „utworem” Karola Wedla, który przypadł warszawiakom do gustu, była czekolada do picia. Zakład Wedla sprzedawał jej ponad 500 filiżanek dziennie. Oprócz karmelków i pitnej czekolady firma państwa Wedlów produkowała czekolady do picia na surowo „Brillant” i „Dessert”, czekoladowe pralinki o różnych smakach i kształtach oraz pomady kandyzowane i marcepany królewskie.
Szybko okazało się, że prężnie rozwijająca się firma potrzebuje więcej miejsca. Z myślą o jej rozwoju, Karol Wedel zakupił parcele i nieruchomość przy ulicy Szpitalnej 4/6/8. Jednak przenosiny i rozbudowa firmy była już dziełem przedstawiciela kolejnego pokolenia rodziny, Emila Wedla.
Słodki prezent ślubny
Pierworodny syn Karola i Karoliny Wedlów, Emil Albert Fryderyk urodził się jeszcze przed ich przyjazdem do Polski, w Berlinie, w 1841 roku. Kolejne dziecko, córka Eleonora, przyszła na świat 11 lat później, już w Warszawie, w 1852 roku. Dzieci otrzymały staranne wychowanie i wykształcenie. Emil Wedel, po odbyciu studiów i praktyk w Niemczech, Szwajcarii, Anglii i Francji, w 1864 roku wrócił do kraju i dołączył do ojcowskiego biznesu. W rok później, po adaptacji i rozbudowie istniejącej nieruchomości przy Szpitalnej, w 1865 roku przeniósł tam firmę.
W zakładzie przy Szpitalnej Wedlowie rozpoczęli produkcję twardej czekolady, sprowadzając w tym celu nieznane dotąd w Królestwie Polskim maszyny z Francji. Czekolady odniosły taki sukces, że na rynku pojawiły się ich podróbki. Chcąc temu zapobiec, Emil Wedel, od 1869 roku zaczął sygnować swoje wyroby własnoręcznym podpisem, drukowanym na specjalnych nalepkach. Podpis ten stał się wkrótce logo firmy. Do sklepów rozesłał takie oto zawiadomienie:
Od dnia dzisiejszego każda tabliczka czekolady, pochodząca z mojej fabryki, opatrzona będzie we własnoręczny mój podpis. Wszelkie zatem czekolady nie opatrzone w stemple mojej fabryki i nie mające na etykiecie mojego podpisu, uważane być powinny za nie pochodzące z fabryki podpisanego.
W 1872 r. Emil Wedel ożenił się z Eugenią z Bohmów i wtedy też stał się prawowitym właścicielem fabryki. Stało się to dokładnie w dniu ślubu, gdyż ojciec przekazał mu firmę w prezencie ślubnym. I choć założyciel czekoladowej dynastii, Karol Wedel żył jeszcze 30 lat (zmarł w 1902 roku), to właśnie Emil zarządzał teraz rodzinnym interesem. Przede wszystkim podjął się rozbudowy firmy. W 1894 r., na rogu ulicy Szpitalnej i Hortensji (obecnie Górskiego) wzniósł okazałą secesyjną kamienicę, według projektu Franciszka Braumana, w której zamieszkała cała rodzina Wedlów. Na tyłach tej kamienicy, w podwórzu mieściła się fabryka, ciągle rozbudowywana, aż do lat 20. XX wieku.
Na parterze kamienicy przy ul. Szpitalnej powstał znany do dzisiaj sklep, zwany Staroświeckim oraz stylowa pijalnia czekolady. Szybko stały się one ulubionym miejscem spotkań elity kulturalnej Warszawy. Opis sklepu zamieścił popularny warszawski cukiernik, Wojciech Herbaczyński, w książce „W dawnych cukierniach i kawiarniach warszawskich”:
Sklep składał się z dwóch sal. Szaro-seledynowy sufit z licznymi złoceniami zdobiły alegoryczne postacie kobiece – malowidło Buchbindera. W rogach postumenty, na nich – murzynki weneckie trzymające tace, czy też koszyki słodyczy. Ozdobne kontuary, złocone sztukaterie, błękitne tarcze ze złocącymi się na nich literami E. W. Lustrzane szafy sięgające niemal sufitu odbijały wdzięczne postacie panienek, miło i szybko załatwiających tysięczne żądania.
Dalej Herbaczyński wspomina, że w sklepie, niemal codziennie gościli Henryk Sienkiewicz i Bolesław Prus. Po odzyskaniu niepodległości, salonik ozdobiony malowidłami Jeremiego Kubickiego nadal był chętnie odwiedzany. Było to miejsce tak popularne w międzywojennej Warszawie, że gdy w latach 30. rozniosła się wieść, że pijalnia ma zostać zmodernizowana, mieszkańcy stolicy zaczęli ostro protestować. Pisano o tym w „Wiadomościach Literackich”. Na łamach czasopisma wypowiedział się w tej sprawie Antoni Sobański, Maria Kuncewiczowa i parę innych znamienitości tamtych czasów. W rezultacie, wystrój pijalni nie został zmieniony, jedynie podjęto decyzję o jej powiększeniu.
Z okazji ponownego otwarcia odnowionego, ale niezmienionego sklepu Wedla ogłoszono konkurs literacki, a nadesłane prace opublikowano w tomiku „Staroświecki Sklep”, do którego wstęp napisał sam Julian Tuwim, a ilustracjami ozdobili znani ówcześni graficy. Ale to wszystko działo się już za czasów kolejnego przedstawiciela wielkiego rodu Wedlów, Jana.
Cdn.
Joanna Kiwilszo