Rozpoczęcie remontu Placu Hallera, który ma obejmować wymianę nawierzchni ścieżek na terenie centralnego skweru oraz renowację fontanny, stało się przyczynkiem do szerszej dyskusji na temat przyszłości Placu Hallera i jego okolic. Debatę, która odbyła się w Galerii Nizio przy Inżynierskiej przygotowała Fundacja Zaczyn, zapraszając do rozmowy zarówno mieszkańców, społeczników, urbanistów, jak i władze dzielnicy. Wyjątkowo duża frekwencja na spotkaniu potwierdziła potrzebę takich debat.
Obecny Plac Hallera niegdysiejszą świetność ma dawno za sobą. W parterach zieją pustką witryny latami niewynajętych lokali, kosztem innych potrzebnych usług mnożą się apteki i banki. A przecież, mimo łatki architektury socrealistycznej, od początku zabudowa ta została zaprojektowana z myślą o mieszkańcach. Każda kolonia mieszkalna, obejmująca mniej więcej jeden kwartał ulic, miała np. własne przedszkole i żłobek. W parterach przy Placu Hallera (dawniej Leńskiego) powstały sklepy i punkty usługowe. Inwestycje przeciągały się latami, ale nawet mieszkając praktycznie na placu budowy miało się na miejscu zabezpieczone wszystkie niezbędne potrzeby – wspominała mieszkająca tu od początku pani Maria Hałas. Z biegiem czasu powstał też ośrodek zdrowia, obiekt mocno dyskusyjny pod względem architektonicznym, ale bardzo potrzebny lokalnej społeczności. Powszechnie uczęszczany był także lokal gastronomiczny z dancingiem „Pod niedźwiedziem”, a także cukiernia i księgarnia ze sklepem papierniczym. Mieszkańcy mieli ponadto do dyspozycji dwie sale kinowe przy ulicy Skoczylasa („Mewa” i „Albatros”).
Tymczasem osiedle zaprojektowane dla ludzi młodych stopniowo przestało spełniać potrzeby starzejącej się społeczności. Dziś 15 z 37 lokali użytkowych jest w rękach prywatnych, a wszystkie budynki zarządzane są przez wspólnoty. Jak podkreślała dyrektorka północnopraskiego ZGN Bożena Salich, naciski ze strony miasta na zwiększenie przychodów ZGN wymuszają kolejne sprzedaże lokali użytkowych. To samo w sobie nie musi prowadzić do negatywnych konsekwencji – jak zauważył Maciej Czeredys, mieszkaniec Pl. Hallera i autor miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla tego obszaru - jeśli będzie się odbywać według ustalonego wcześniej klucza, który pozwoli na właściwe zarządzanie przestrzenią publiczną placu i umożliwi przywrócenie odpowiedniej różnorodności usług. Tymczasem zbywając w sposób niekontrolowany lokale użytkowe, miasto pozbawia się możliwości wpływania na ich właściwe wykorzystanie.
Wspólnoty często nie zgadzają się na lokalizowanie w ich nieruchomości usług społecznie użytecznych. Widać przy tym duże rozluźnienie więzi sąsiedzkich. W ten sposób upadł np. projekt jadłodajni Kuroniówki. Sprzeciw wspólnoty, mimo że naraża ZGN na straty, niestety nie powoduje u władz dzielnicy potrzeby wypracowania odpowiedniej strategii i bardziej przemyślanego podejścia do problemu, ale staje się jedynie dobrą wymówką dla zaniechania kolejnych prób rozwiązania problemu i pretekstem do podwyżki czynszów w lokalach już wynajętych. Tak postrzegają ten problem mieszkańcy.
Duże zainteresowanie wywołały koszty utrzymywania przez ZGN pustostanów. Okazuje się, że np. lokal po Instytucie Kresowym kosztuje urząd 23 tysiące złotych rocznie. Znajdujący się po sąsiedniej stronie placu zbliżony powierzchniowo lokal po banku stoi pusty już od kilku lat. Biorący w dyskusji mieszkańcy nie potrafili zrozumieć, dlaczego tak potrzebne dzielnicy pieniądze są bezsensownie tracone.
Burmistrz Jarosław Sarna nakreślił problemy, jakie wynikły w rozmowach wspólnot ze stołecznym konserwatorem zabytków (Plac Hallera jest objęty obszarową ochroną konserwatorską). Mieszkańcy podkreślali brak jednorodnych wytycznych i znaczny wzrost kosztów inwestycji, których nikt nie chce pokryć. Barbara Jezierska, była wojewódzka konserwator zabytków zwróciła uwagę na całą gamę możliwych do pozyskania na konieczne remonty środków, z których dzielnica nie korzysta.
Dyskusja uwidoczniła dużą rozbieżność pomiędzy stroną społeczną a urzędnikami w identyfikowaniu możliwych i pożądanych działań zaradczych. Burmistrz Sarna podkreślał aspekt ekonomiczny, społecznicy zwracali uwagę na konieczność przyjęcia innych kryteriów niż tylko dochodowe przy zaspokajaniu potrzeb lokalnych. Ekonomizacja zarządzania doprowadziła m.in. do ogołocenia Pragi z zieleni. Taniej sprzątnąć chodnik niż pielęgnować drzewa. Dawniej zielona ul. Targowa po ponownym oddaniu jej do użytku będzie prawdopodobnie betonową pustynią. Słabo znany raport na temat katastrofalnej jakości praskiej zieleni, opracowany przez Instytut Gospodarki Przestrzennej i Mieszkalnictwa, mieszczący się przy ul. Targowej 45 przywołał Antoni Dąbrowski ze Związku Stowarzyszeń Praskich, zauważając, że już dziś na Pradze przypadają średnio trzy drzewa na kilometr kwadratowy... Ta tendencja zaznacza się także wokół Pl. Hallera, gdzie bezrefleksyjnie, na wniosek wspólnot lub pojedynczych mieszkańców są usuwane całe szpalery roślinności, będące od początku integralnym elementem układu urbanistycznego całego osiedla.
Pożyteczne zmiany na Placu Hallera można zacząć od rzeczy małych, ale znaczących – np. podnoszonej zgodnie przez mieszkańców potrzeby ujednolicenia kolorystycznego i stylistycznego drzwi i witryn sklepowych. Osobom starszym doskwiera także brak ławek.
Dość chaotyczna dyskusja wykazała ogrom problemów i wielką potrzebę dalszych spotkań. Przyszłość Placu Hallera zaczyna się już dziś, a mieszkańcy chcą o niej współdecydować.
Kr.