Chłodnym okiem
Wakacje to najpiękniejszy okres w życiu zarówno uczniów i nauczycieli. Jedni i drudzy odpoczywają od siebie po 10-miesięcznych zmaganiach. Zakończyły się sprawdziany i egzaminy oraz z dniem 8 lipca proces rekrutacji do szkół ponadgimnazjalnych. Pozostają jeszcze oceny i podsumowania, jak minął rok. Od lat uczniowie północnopraskich szkół podstawowych i gimnazjów zamykają warszawskie rankingi wyników.
Od lat wszyscy zastanawiają się, jak zmienić ten niepokojący trend i od lat nikomu się to nie udaje. Nie ma prostych recept. Tajemnica w mojej ocenie tkwi w pieniądzach, a właściwie ich braku. Braku na konkretne cele i zadania. Tajemnicą poliszynela jest fakt, iż w Warszawie za rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz obowiązuje nienazwany publicznie bon oświatowy. Środki finansowe dla placówek oświatowych uzależnione są nie od ich potrzeb, ale od ilości uczniów do nich uczęszczających. W roku bieżącym wysokość środków na „ucznia przeliczeniowego” (sic!) wynosiła w szkołach podstawowych 5738 złote, w gimnazjach 5822 złote, a w liceach 6000 złotych. Budżet szkoły zależy więc od ilości uczniów. O ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć to na gruncie szkół ponadgimnazjalnych, gdzie uczniowie wybierając daną szkołę tworzą jej ranking popularności również w sensie ekonomicznym, za nimi idą bowiem pieniądze. Dyrektorzy placówek, którzy pojęli tę prawidłowość, zwiększają do maksimum nabór, pytanie, czy nie kosztem obniżenia poziomu nauczania.
Ten mechanizm nie obowiązuje jednak na poziomie podstawówek i gimnazjów, które z założenia mają być rejonowe, a nie są. 30% uczniów, którzy powinni chodzić do praskich gimnazjów, kontynuuje naukę poza naszą dzielnicą. Mniejszy procent dotyczy uczniów szkół podstawowych. Wiele dzieci chodzi do szkół poza rejonem. To wszystko elementy, które rzutują na końcowy obraz. Rodzice, którzy mają takie możliwości wysyłają swoje pociechy tam, gdzie - jak sądzą - ich szanse edukacyjne są jak najlepsze i to jest zrozumiałe. Niezrozumiałe jest dla mnie to, że dla placówek, gdzie chodzi wiele dzieci z problemami, brak jest środków dla dodatkowych pedagogów, logopedów i reedukatorów. Tu polityka wyrównywania szans nie obowiązuje? Fakt faktem, że średnia praskich sześcioklasistów i uczniów szkół gimnazjalnych jest najniższa w Warszawie, ale faktem jest też, że jest wyższa od średniej krajowej i mazowieckiej. Nie powinno to jednak uspokajać. Dobrze nie jest.
Praska oświata od lat boryka się z niedoborem środków. Mówią o tym związki zawodowe, mówi komisja budżetu. Od lat nie było regulacji płac dla pracowników administracji. Na dziś oceniam, że w budżecie na oświatę brakuje nam do końca roku około 10 milionów złotych. Idą jednak wakacje; do problemów decydenci wrócą po ich zakończeniu.
PS. Remont Szanajcy, Burdzińskiego, Młota i Nusbauma zakończony.
Ireneusz Tondera
przewodniczący Komisji Budżetu
Rady Dzielnicy Praga Północ
Sojusz Lewicy Demokratycznej
i.tondera@upcpoczta.pl