Zamieszczając w poprzednim numerze gazety materiał dotyczący pomocy dla kotów wolno żyjących, nie spodziewaliśmy się tak wielu komentarzy, jakie dotarły do redakcji. Okazuje się, że gwałtowne emocje towarzyszące temu problemowi nie są bynajmniej spowodowane stosunkiem ludzi do zwierząt, ale konfliktami między ludźmi. Oby te konflikty nie odbiły się niekorzystnie na sytuacji tych, którym mamy pomagać.
Jest wielu ludzi dobrej woli, którym los bezdomnych, często chorych i głodnych zwierząt, nie jest obojętny. To są urzędnicy dzielnicowych wydziałów ochrony środowiska, pracownicy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, założyciele różnych dobroczynnych fundacji i wreszcie wolontariusze, karmiący koty wolno żyjące w piwnicach, na podwórkach i przydomowych ogródkach. To wspaniali ludzie, którzy dużo robią dla zwierząt, każdy na swoim odcinku. Szkoda, że czasami, zamiast dobrej współpracy, zdarzają się wśród karmicielek nieporozumienia, podsycane wzajemnymi pretensjami.
Po opublikowaniu w 2. numerze Nowej Gazety Praskiej artykułu „Pomoc kotom wolno żyjącym” dostaliśmy kilka telefonów od karmicielek, zarzucających nam zamieszczanie nieprawdziwych informacji. Karmicielka (co prawda nie zarejestrowana) z Bródna zwróciła mi uwagę, że sytuacja kotów wolno żyjących na Targówku nie tylko nie jest tak dobra, jak to przedstawiłam, ale wręcz tragiczna. Są miejsca, jak np. przy Turmonckiej 12, 14 i 15, oraz na terenie stadionu „Polonez”, gdzie koty pozbawione są wszelkiej opieki, nikt ich nie karmi, nie sterylizuje i nie leczy, a Wydział Ochrony Środowiska nie kontroluje tego stanu.
Elżbieta K. skarżyła się na bezkarność dozorczyń i administratorek domów, które rozsypują w piwnicach zabójczy dla kotów (i ludzi też) chlor oraz dosypują trucizny do wyłożonej przez karmicielki karmy. Twierdziła, że na jej prośby i apele o pomoc nie reagują ani urzędnicy, ani stowarzyszenia i fundacje.
Druga z wolontariuszek, zarejestrowana co prawda na Pradze Południe, ale karmiąca koty w całej Warszawie, Barbara K. przedstawiła dramatyczną sytuację panującą na ulicy Wileńskiej. W spalonej kamienicy przy Wileńskiej 5 zamknięto bramę i uwięziono mieszkającego tam kota, skazując go na śmierć głodową. Kilka kotów zginęło z rąk lokatorów-sadystów w kamienicy przy Wileńskiej 13, z powodu opieszałości fundacji pomocowych. Przy Wileńskiej 1 zostało zamurowane okienko piwniczne, którym przedostawały się koty. Podobnie stało się na Małej.
To tylko część skarg i tragicznych historii, jakie usłyszałam, a najgorszy w nich jest fakt, że podobno nikt, nie wyłączając urzędników i fundacji oraz stowarzyszeń dobroczynnych, nie chce pomóc. Postanowiłam to sprawdzić.
Naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska dla dzielnicy Praga-Północ Piotr Banaszkiewicz przyznał, że sytuacja na Wileńskiej była trudna, ale już została opanowana. Obiecał, że miejsca te zostaną ponownie skontrolowane. Naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska dla dzielnicy Targówek Anna Sałata odesłała mnie do Stowarzyszenia w Obronie Zwierząt Dzikich i Udomowionych „Mruczek”, z którym współpracuje i do Warszawskiego Oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Inspektor Warszawskiego Oddziału TOZ Monika Nowicka potwierdziła niełatwą sytuację kotów na Pradze w rejonie Stalowej i Małej oraz na Targówku w okolicach Turmonckiej i stadionu Polonez, zaznaczając, że TOZ nie może wszystkiemu zaradzić.
- Mamy pod opieką całą Warszawę, a takich potrzeb, jak w wyżej wymienionych miejscach, jest bardzo dużo- mówi Monika Nowicka.
Chodzi o to, że pokolenie dotychczasowych karmicielek zaczyna wymierać (tak się stało w bloku przy ul. Turmonckiej 15) i potrzebni są nowi wolontariusze. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami działa na zasadzie wolontariatu, współpracuje co prawda z wydziałami ochrony środowiska, ale nie ma obowiązku karmienia, odławiania i sterylizowania kotów. Te czynności na Targówku wykonuje stowarzyszenie „Mruczek”.
Stowarzyszenie zostało zarejestrowane w 2000 roku, ale prezes Urszula Durska działa w „kociej sprawie” już od 30 lat. Początkowo, kiedy w bródnowskich blokach były istne kociarnie, aby ograniczyć rozmnażanie się bezpańskich zwierząt podawała kotkom środki antykoncepcyjne. Później sprowadziła z Kanady klatkę-łapkę i odstawiała koty do sterylizacji i kastracji. Obecnie, kiedy sytuacja jest już w miarę opanowana, kotów nie jest już tak dużo, „Mruczek” nadal koncentruje się na trzech zadaniach: sterylizacja/kastracja i leczenie, dokarmianie oraz poprawa warunków życia.
- Najważniejsza jest sterylizacja, bo los nikomu niepotrzebnych, niechcianych zwierząt jest naprawdę straszny– mówi Urszula Durska. - Dotyczy to zarówno kotów wolno żyjących, jak i tych, które są po prostu porzucane przez swoich właścicieli. Nagminnie zdarza się, że ludzie chcąc pozbyć się problemu wyrzucają ciężarną kotkę, która rodzi w piwnicy. I wtedy musimy szukać domu nie dla jednego zwierzaka, ale już dla pięciu.
Działająca w „Mruczku” Barbara Lasoń nie tylko dokarmia bródnowskie koty, ale też prowadzi tzw. dom tymczasowy, gdzie trafiają złapane, wyciągnięte z piwnic, małe kocięta. Leczy je i szuka im dobrych domów. W tym roku załatwiła już 11 adopcji.
- Na początku grudnia łapałam koty na Turmonckiej 15 – mówi Barbara Lasoń. – Zabrałam stamtąd dwa kociaki, z których jeden bardzo szybko znalazł właściciela, a drugi, choć też został adoptowany, nie przyzwyczaił się do nowego miejsca, wrócił i jest u mnie.
Barbara Lasoń pomaga zwierzętom unikając rozgłosu. Zna swoich podopiecznych, którzy czekają na nią zawsze o tej samej porze. Jak mówi: „mają zegar w ogonku”. Dzięki niej ich życie stało się znośniejsze.
Większość karmicieli to ludzie oddani swojej pasji. Często jednak są to ludzie starsi, schorowani, mający własne problemy. Niekiedy te problemy, niespełnione ambicje, a czasem po prostu nadmiar obowiązków mogą przeszkadzać we wspólnym działaniu, którego celem jest dobro zwierząt.
Prawda jest taka, że potrzebni są wolontariusze do dokarmiania zwierząt w zastępstwie chorych karmicieli, chociażby jeden dzień w tygodniu. Chętni mogą zgłaszać się do Stowarzyszenia w Obronie Zwierząt Dzikich i Udomowionych „Mruczek” e-mail: kontakt@kotmiejski.pl, mruczek@free.ngo.pl, tel. 887 156 135, 696 227 032 lub do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami Oddział w Warszawie, tel. kontaktowy: 22 831 98 94.
Joanna Kiwilszo