Lewa strona medalu
Tytuł felietonu zapożyczyłem z komentarza Jacka Żakowskiego w Gazecie Wyborczej, ponieważ idealnie oddaje on to, co o niektórych uczestnikach referendalnej hucpy myślę.
Referenda, podobnie jak wybory, są jednym z narzędzi budowy społeczeństwa obywatelskiego. Są bezpośrednią formą udziału obywateli w sprawowaniu władzy oraz podejmowaniu decyzji. Moja partia zawsze zachęcała do korzystania z tego prawa i sam też nigdy nie opuściłem żadnego głosowania. Niestety, w ostatnim czasie referenda lokalne stały się elementem walki politycznej. Zamiast decydowania w nich o kluczowych dla mieszkańców sprawach, dotyczą wyłącznie odwoływania wójtów, burmistrzów i prezydentów - i to na rok przed wyborami. Taką sytuację mamy w szeregu miast: w Warszawie, Włocławku, Słupsku, Wadowicach, Ełku i wielu innych. Nie neguję prawa obywateli do podejmowania również takich decyzji, ale zwracam uwagę na intencje inicjatorów tych referendów.
Referendum w Warszawie jest elementarnym przykładem wykorzystywania tego narzędzia do walki politycznej. I to nie walki niezadowolonych obywateli z władzą, jak twierdzili jego organizatorzy, ale do walki jednej partii politycznej z drugą – Prawa i Sprawiedliwości z Platformą Obywatelską. Jest to wojna na tyle bezpardonowa, że PiS zdecydował się w niej do zawiązania egzotycznej koalicji z Warszawską Wspólnotą Samorządową, Ruchem Palikota, Solidarną Polską i środowiskami Gazety Polskiej. Mało tego, partia Jarosława Kaczyńskiego nie zawahała się sięgnąć po symbolikę związaną z tak ważnym dla warszawiaków wydarzeniem historycznym, jak Powstanie Warszawskie. Próba zawłaszczenia litery „W” – kryptonimu godziny wybuchu Powstania jest w mojej ocenie skandaliczna i niestosowna. Prawo i Sprawiedliwość wraz ze swoimi satelitami próbuje wywołać w Warszawie kolejne powstanie. Na taki dyskurs polityczny nie może być zgody. Chyba nie o to chodziło tym wszystkim, którzy pod wnioskiem referendalnym się podpisali.
Podzielam opinię tysięcy warszawiaków, że Hanna Gronkiewicz-Waltz i Platforma Obywatelska przestali rządzić naszym miastem dobrze. Krytycznie oceniam szereg decyzji godzących w mieszkańców stolicy, podejmowanych na przestrzeni ostatnich trzech lat. Dlatego SLD chce zastąpić Hannę Gronkiewicz-Waltz i Platformę Obywatelską w sprawowaniu władzy w Warszawie i mam nadzieję, że tak się stanie po przyszłorocznych wyborach samorządowych. Nie możemy przecież dopuścić, aby do rządów w stolicy powróciło Prawo i Sprawiedliwość, bo rządy tej partii już raz doprowadziły do zapaści inwestycyjnej miasta. Nie chcę, aby IV RP odrodziła się w stolicy naszego państwa.
Platforma Obywatelska pozytywnie odpowiedziała na postulaty programowe zgłoszone trzy tygodnie temu przez SLD. Wystąpiliśmy między innymi o rozwiązanie problemu lokatorów z reprywatyzowanych kamienic, zmianę Janosikowego, zwiększenie liczby miejsc w przedszkolach i żłobkach, wyrównanie dysproporcji w rozwoju dzielnic, wstrzymanie likwidacji szkół i zwolnień nauczycieli, zaprzestanie komercjalizacji publicznej służby zdrowia, przywrócenie 50% zniżki na bilety komunikacji miejskiej dla emerytów, przeznaczenie dodatkowych środków na remonty zasobu komunalnego i uregulowanie stanów prawnych gruntów spółdzielni warszawskich. Realizacja naszych postulatów może rozwiązać najważniejsze problemy naszego miasta i Platforma Obywatelska się do tego zobowiązała. Dlatego Sojusz Lewicy Demokratycznej postanowił, że decyzję o udziale w referendum i sposobie głosowania pozostawia do uznania naszym wyborcom i sympatykom, mieszkańcom Warszawy. Mam nadzieję, że podejmą ją nie tylko zgodnie z własną oceną władz miasta, ale również intencji i politycznych celów tytułowych inicjatorów referendum. Ja po raz pierwszy głosować nie pójdę. Nie chcę, aby Warszawą rządzili wariaci. Nie chcę obudzić się 14 października w Warszawie Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza.
Sebastian Wierzbicki
wiceprzewodniczący Rady Warszawy
(Klub Radnych SLD)
www.sebastianwierzbicki.pl