Prosto z mostu
W awanturze o wywieszenie na stacjach metra plakatów jednej z partii, biorącej udział w kampanii referendalnej, moją uwagę przykuł pewien szczegół. Ogólnie, chodziło o to, że spółka Metro Warszawskie odmówiła przyjęcia zwykłego zlecenia reklamowego na zasadach komercyjnych (przed referendum, inaczej niż przy okazji wyborów, nie ma żadnych bonifikat, darmowych emisji telewizyjnych ani innych temu podobnych udogodnień dla uczestników kampanii). Spółka zmieniła zdanie dopiero po nagłośnieniu sprawy w mediach. Krzysztof Malawko, rzecznik firmy wyjaśniał wtedy: „Okazało się, że decyzję o zablokowaniu reklam podjęły same agencje po mailu od naszego pracownika, który zrobił to samowolnie bez konsultacji z kimkolwiek.”
Pewnie nigdy nie poznamy nazwiska tego pracownika, niewątpliwie sympatyka PO. Kilka miesięcy temu prasa opublikowała listę działaczy Platformy pozatrudnianych przez Hannę Gronkiewicz-Waltz; obejmowała ona kilkadziesiąt nazwisk. Ale to nie wszystko. Oprócz działaczy, dzięki partii pracę w ratuszu i przyległych instytucjach znalazły niezliczone rzesze nieznanych nam członków rodzin i innych protegowanych jakiegoś radnego czy przewodniczącego dzielnicowej organizacji partyjnej. To nie działacze, lecz dopiero oni są przyczyną niebywałego spuchnięcia miejskiej administracji w ostatnich latach. I autor maila zapewne też jest jedną z takich osób.
Po co partia zatrudnia w urzędzie działacza – wiadomo: działacz musi z czegoś żyć, a często od ukończenia studiów politologicznych nie poznał żadnej uczciwiej pracy. Dlaczego jednak zatrudnia się osobę nieznaną partyjnym liderom? Historia z odmową zamieszczenia opozycyjnej reklamy w metrze pokazuje, że partii się to opłaca. Działacz często nie może sobie pozwolić na taką akcję – bo jest znanym działaczem. A krewny czy znajomy, o innym niż działacz, a więc anonimowym nazwisku, może więcej. Jest prawdziwym kretem, jak w amerykańskich filmach szpiegowskich. Przesiedzi za biurkiem bezczynnie kilka lat, aż trafi się okazja, by odwdzięczyć się partii za zatrudnienie. Czasem w formie maila, a czasem w formie pisma z pieczątką. Czasem to wyjdzie na jaw, a czasem nie...
Tak działa nasze miasto, upartyjnione do ostatniego zakamarka urzędu. Nie jest łatwo to zmienić i nie liczę, że odwołanie Hanny Gronkiewicz-Waltz w referendum od razu to spowoduje. Ale sprawi, że jej następcy będą się troszeczkę bać. Dlatego, drogi Czytelniku, w niedzielę 13 października idź i zagłosuj.
Pamiętaj, że pułapka, jaką na Ciebie zastawiono, polega na tym, że zostając w domu, głosujesz na Hannę Gronkiewicz-Waltz.
Maciej Białecki
Wspólnota Samorządowa
maciej@bialecki.net.pl
www.bialecki.net.pl