Przychodnia dla Zwierząt
Proszę Szanownych Państwa. Z przyjemnością obejrzałem „Śluby Panieńskie” w adaptacji Filipa Bajona. Mimo nie najlepszej dykcji aktorów, duch Aleksandra Fredy mógł zagościć także w Waszych domach. Jedno zdanie po prostu mnie uwiodło: Miłość jest jedna, udawań tysiące!
To odkleja wszystkie listki figowe. Myśl na każdy czas i dla każdego zawodu. Dedykuję ją wszystkim politykom, szczególnie Donaldowi Tuskowi i Jarosławowi Kaczyńskiemu, schroniskom dla zwierząt, ministrom finansów, resortowi nauki, piłkarzom kadry, biskupom, całemu klerowi, mediom i nam wszystkim.
Miłość u zwierząt ma mniej oblicz niż ludzie, aliści podyktowana jest fizjologią. Tą fizjologią manipulujemy, dlatego zdecydowałem się na opisanie skali zwierząt do adopcji w poprzednim felietonie.
Kotowate charakteryzują się bardzo silnym popędem seksualnym i bardzo silnym instynktem macierzyńskim. Wiele kotek stało się mamkami np. lwów w ogrodach zoologicznych. Podstawy są następujące. Kotki osiągają płodność ok 6.-9. miesiąca życia. Zwiastunem rujki jest częstsze niż zwykle oddawanie moczu, ocieranie się o właścicieli i meble, czasami zabawne przewracanie się na grzbiet. Ruja właściwa to jajeczkowanie i chęć do kopulacji. Obserwujemy ekstatyczne pozy i szczególnego rodzaju miauczenie. Okres trwania to 5-7 dni. Problemem wszystkich samic kotowatych jest to, że jajeczka nie opuszczą jajnika dopóty, dopóki nie nastąpi akt płciowy. U zaspokojonych kotek ruja błyskawicznie wygasa i przyszła mama zajmuje się organogenezą swoich płodów. Po porodzie, już przed końcem karmienia, rujki pojawiają się ponownie. Poważny problem mają te niezaspokojone. Cały czas targane są nadmiarem estrogenów i objawy rui szybko powracają. Fakt ten sprawia, że dynamika rozrodu u kotów jest przeogromna. Jedynym racjonalnym zachowaniem człowieka - opiekuna jest decyzja o sterylizacji. Jak na plenum dawnego PZPR, to jedyna słuszna decyzja. Proszę Szanownych Państwa, abyście w imię jedynej prawdziwej miłości do kociej nacji podejmowali taką decyzję w porozumieniu z lekarzami weterynarii. Nie będziemy musieli wówczas udawać, że mamy „kochane” kocięta .... do oddania.
lek. wet. Zygmunt Kosacki