Lewa strona medalu
Po wakacyjnej przerwie nie sposób nie odnieść się do najważniejszej sprawy w stołecznej polityce samorządowej, a mianowicie referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Organizatorzy złożyli 224 tysiące podpisów (choć ogłaszali, że 232 tysiące), z czego prawidłowych było ponad 166 tysięcy. Tym samym osiągnęli ustawowe minimum 10 proc. uprawnionych do głosowania, co w Warszawie wynosiło 133,5 tys. osób. Udało się to dzięki PiS-owi, który rzutem na taśmę dostarczył 50 tys. podpisów i tym samym uratował organizatorów referendum, nad którymi wisiało już widmo kompromitacji. Zresztą taki był plan partii Kaczyńskiego, która chciała pokazać, że to ona jest główną siłą antyplatformianą w stolicy. I trzeba przyznać, że na tym etapie się to udało, zwłaszcza że SLD w zbiórkę podpisów się nie włączył, przygotowując się do zastąpienia Platformy po przyszłorocznych wyborach samorządowych. Inne partie i organizacje polityczne zaangażowane w referendum tylko się skompromitowały. Ruch Palikota zebrał 3,5 tys. podpisów, Solidarna Polska 350, Republikanie 1400, a Dom Wszystkich Polska Ryszarda Kalisza… 0. W ten sposób potwierdził się fakt, że na sukces wyborczy i sprawowanie władzy w stolicy te ugrupowania nie mają co liczyć.
Podpisy zweryfikowane – choć komisarz wyborczy ponoć nie przyłożył się do tego równie solidnie, co miejscy urzędnicy sprawdzający 2 lata temu podpisy w sprawie prywatyzacji SPEC-u – i referendum odbędzie się 13 października. Teraz kluczowa pozostaje frekwencja, bo żeby było ono ważne, do urn musi iść 389 430 osób. Czy to się uda? Gdy SLD organizował zwycięskie referenda w Łodzi i Częstochowie za wnioskami o referendum podpisało się tylu mieszkańców, ilu musiało potem wziąć udział w głosowaniu. W przypadku Warszawy podpisów zebrano o ponad połowę mniej. Jeżeli wyborcy PO zostaną w domach, o co zaapelowali prezydent Komorowski i premier Tusk, to z frekwencją będzie ciężko. W ostatnich wyborach samorządowych PiS poparło 151 tys. mieszkańców stolicy, a Warszawską Wspólnotę Samorządową jedynie 24 tysiące. Nawet jeśli dodać do tego zwolenników Ruchu Palikota i pozostałego politycznego planktonu, to uzbiera się nie więcej niż 200 tysięcy głosów, czyli połowa tego, co jest wymagane. Sytuację uratować by mógł trochę Sojusz Lewicy Demokratycznej, który poparło 99 tysięcy warszawiaków, ale nawet i to będzie mało. Tym bardziej, że SLD decyzji w sprawie referendum jeszcze nie podjął i ogłosi ją 13 września.
Przed nami ciekawe półtora miesiąca kampanii referendalnej, która tak naprawdę będzie starciem pomiędzy Platformą Obywatelską a PiS-em idącym po władzę. O jego wyniku w dużej mierze zadecyduje to, kto jakich pozyska sojuszników, bo samemu nie uda się zwyciężyć nikomu. Ale o tym już w kolejnym felietonie.
Sebastian Wierzbicki
wiceprzewodniczący Rady Warszawy
(Klub Radnych SLD)
www.sebastianwierzbicki.pl