Obiektywny POradnik
Zwykle czerwiec to miesiąc obfitujący w piękną i słoneczną pogodę. Niestety, nie należy do moich ulubionych, ponieważ w czerwcu kwitnie trawa, na którą mam alergię. Z przykrością zauważyłem, że w tegorocznym czerwcu uczulony jestem także na coś nowego, bardzo nietypowego, a mianowicie na bawełnę, z której wykonane są żółte koszulki zbieraczy podpisów pod wnioskiem o zwołanie referendum w sprawie odwołania ze stanowiska Pani Prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Nie musiałem korzystać z porady alergologa, ani robić sobie testów, bowiem reakcja jest zawsze taka sama. O ile alergia na trawę objawia się u mnie kichaniem i katarem, to alergia na żółtą bawełnę powoduje o wiele silniejsze odruchy. Nie wchodząc w szczegóły, bo przecież niektórzy mogą czytać niniejszy felieton przy śniadaniu, chciałbym poradzić wszystkim, którzy wahają się czy złożyć podpis, aby szerokim łukiem omijali stoliki opłaconych wolontariuszy, a listonoszom podpisywali tylko odbiór poleconego. Przede wszystkim dlatego, że inicjatywa zwołania referendum na rok przed wyborami będzie kosztować Warszawę około 8 mln zł. Za tę kwotę można zbudować kilka boisk, rozbudować szkołę, czy dofinansować koszty utrzymania dzieci w przedszkolach prywatnych. Nie stać miasta na takie wydatki. Inicjatorom akcji zależy tylko i wyłącznie na rozpętaniu awantury politycznej i destabilizacji. Gdyby było inaczej, zaproponowaliby alternatywną kandydaturę na prezydenta i spójny wieloletni program dla Warszawy. To jest jednak niemożliwe, ponieważ w skład tego pospolitego ruszenia wchodzą przedstawiciele środowisk, które nigdy się nie porozumieją, a jedynym spoiwem jest żądza władzy za wszelką cenę. O tym, że jest to akcja typowo polityczna, a nie obywatelska, przesądziło ostatecznie złożenie podpisu przez Jarosława Kaczyńskiego, który dobrze wie, że przedterminowych wyborów nie będzie, ponieważ wariant z komisarzem Marcinkiewiczem był już za kadencji PiS w Warszawie ćwiczony. Kalendarz jest bowiem jasny - referendum może się odbyć najwcześniej pod koniec września, a wybory powinny nastąpić około 3 miesiące po ogłoszeniu jego wyników i nie da się tej procedury skrócić, bo ordynacja wyznacza harmonogram poszczególnych kroków. Zatem ich termin wypadałby najwcześniej w połowie grudnia, zaś wyborów nie przeprowadza się, jeżeli do końca kadencji pozostał mniej niż rok. A kadencja obecnych władz samorządowych kończy się 21 listopada i wtedy najpóźniej odbędą się przyszłoroczne wybory.
W przypadku skutecznego referendum, wojewoda zapewne wystąpi do premiera o wyznaczenie osoby pełniącej obowiązki prezydenta Warszawy do wyborów, czyli do listopada 2014 roku. W tej sytuacji trudno raczej przypuszczać, aby był to ktoś, kto odetnie się od dotychczasowej polityki zarządzania Warszawą. Polityki pragmatycznej i konsekwentnej, czemu dali wyraz wyborcy wybierając Hannę Gronkiewicz-Waltz w 2010 r. już w I turze. Polityki widocznych efektów, o których nie śnili poprzednicy. Polityki, która uczyniła Warszawę miastem nowoczesnym i wizytówką Polski w Europie.
Oczywiście, zdarzały się błędy i potknięcia. Może zabrakło czasem dobrej komunikacji ze społeczeństwem. Nikt nie jest nieomylny, a konsekwencje personalne zostały wyciągnięte. Dlatego należy dokonać rachunku sumienia i uderzyć się w pierś. To w życiu normalne. Przeprosiny za zawieruchę śmieciową zostały złożone. Być może, należałoby zrewidować likwidację kilku istotnych linii autobusowych.
Poważnie wątpię w skuteczność referendum, czyli w to, że do urn pójdzie prawie 400 tys. ludzi, a to niezbędne, by jego wyniki były wiążące. Co więcej, wątpię czy wszyscy, którzy nagabywani przez ulicznych staczy podpisali się pod wpływem emocji, pójdą do lokali wyborczych. Wydawanie milionów złotych na głosowanie, które nie będzie miało żadnego znaczenia, to wręcz niegospodarność. Liczę na rozsądek mieszkańców Warszawy.
Paweł Tyburc (PO)
przewodniczący Rady Dzielnicy
Białołęka m.st. Warszawy
pawel.tyburc@wp.pl