Prosto z mostu

Obywatelski budżet premiowy

Z pewnym dystansem przyglądam się ruchowi na rzecz tzw. budżetu obywatelskiego, którego orędownicy uaktywnili się ostatnio w Warszawie. Idea budżetu obywatelskiego polega na tym, że cele, na jakie przeznacza się część środków budżetowych, ustalają nie radni, którzy tylko określają limit tej części środków, lecz mieszkańcy w bezpośrednim głosowaniu. Nie jest to oczywiście głosowanie powszechne, lecz konsultacje społeczne.

Budżet obywatelski funkcjonuje m.in. w Poznaniu. Pod głosowanie poddaje się tam corocznie kilkadziesiąt projektów, zgłoszonych wcześniej przez mieszkańców i zweryfikowanych przez urzędników pod względem możliwości realizacyjnych. Każdy dorosły mieszkaniec miasta może oddać swój głos na pięć projektów, a piątka, która uzyskała najwięcej głosów, jest realizowana. W głosowaniu na 2013 r. wzięło udział 19 260 osób, czyli 4,5% uprawnionych. Na zwycięski projekt oddano 7516 głosów. O inwestycji wartej 1,4 mln zł zadecydowało zatem tylko 1,7% mieszkańców miasta.

To niezbyt wielkie liczby. Konsultacje społeczne są bardzo przydatne w takich sprawach, jak plany zagospodarowania przestrzennego czy lokalizacja wypożyczalni miejskich rowerów. Nie są jednak dobrym narzędziem przy podejmowaniu decyzji o sumie zerowej, wtedy, gdy komuś trzeba zabrać jakieś środki, by móc je przydzielić komuś innemu. Często bowiem w interesie gminy leży troska o tych, którzy nie potrafią się dobrze zorganizować i wziąć udziału w konsultacjach.

W Warszawie bardziej przydałby się budżet obywatelski, ale na zupełnie inne cele. Co kilka miesięcy przez media przetacza się dyskusja o zasadności wysokich nagród dla urzędników miejskich. Uważam, że prezydent miasta nie powinien dostawać żadnych nagród. Akt wyboru jest kontraktem pomiędzy wyborcami a zwycięzcą. W momencie zawierania kontraktu jego warunki, w tym wynagrodzenie, powinny być ustalone na całą kadencję. Zmiana może być dokonana tylko w taki sposób, w jaki go zawarto, czyli w wyborach powszechnych.

Podobnie rzecz się ma z burmistrzami dzielnic, wybieranymi pośrednio, poprzez dzielnicowych radnych. A już kompletnym nieporozumieniem jest to, że nagrody burmistrzom przyznaje prezydent miasta, która nie ma wpływu na ich zatrudnienie. Kupuje sobie jednak w ten sposób ich lojalność, najwierniejszym oferując jeszcze lukratywne członkostwa w radach nadzorczych miejskich spółek. Dla nielojalnych, choćby byli najlepszymi urzędnikami - nagród nie ma.

Pozostaje sprawa nagród dla pozostałych urzędników. Co stoi na przeszkodzie, by w podobny sposób, jak w Poznaniu decyduje się o części inwestycji, w Warszawie to mieszkańcy decydowali o części wynagrodzeń urzędników, czyli o podziale funduszu premiowego: w poszczególnych biurach, wydziałach, okienkach?

Maciej Białecki
Wspólnota Samorządowa
maciej@bialecki.net.pl
www.bialecki.net.pl