Rada wielu
Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, przy współudziale radnych swojej partii, przeprowadziła kolejny skok na nasze kieszenie. Tym razem pod hasłem „śmieciowej rewolucji”. W praktyce rewolucja ta oznacza wzrost opłat za wywóz odpadów o średnio 300%. Oto kilka przykładów:
Starsza pani, wdowa na emeryturze, mieszkująca w domku jednorodzinnym zapłaci za wywóz śmieci 89 złotych miesięcznie, jeżeli będzie je segregować. Nie ma znaczenia, że prawie nie produkuje odpadów i dotychczas pojemnik był u niej opróżniany raz w miesiącu.
Na sąsiedniej posesji stoi dom zamieszkały przez 6 osób. Na dole mieszkają rodzice, na górze osobne mieszkanie urządziły sobie dorosłe już dzieci. Mieszkają z dwójką swoich pociech. Każda z tych rodzin zapłaci tylko 44,50 zł. miesięcznie, chociaż produkują nieporównanie więcej śmieci niż starsza sąsiadka.
A teraz wyobraźmy sobie, że nasi przykładowi warszawiacy mieszkają przy ul. Werbeny w Falenicy. A konkretnie przy jej północnej stronie. Południowa strona tej ulicy administracyjnie należy do gminy Józefów. A to oznacza, że sąsiedzi z naprzeciwka zapłacą za śmieci tylko 13,20 miesięcznie od osoby.
Absurd? Z pewnością. Ale na wszelkie moje pytania i zarzuty Ratusz odpowiadał, zasłaniając się nową ustawą o gospodarowaniu odpadami. Tylko że wszystkie sąsiednie gminy i inne miasta w Polsce też podlegają tej ustawie. A wszędzie jest kilkadziesiąt razy taniej, niż w stolicy. Warszawa ma handicap: prezydentem miasta jest wiceprzewodnicząca rządzącej partii, zastępczyni Tuska. Platforma Obywatelska rządzi całym krajem.
Ustawa jest zła? Ok, co więc robi Hanna Gronkiewicz-Waltz? O czym rozmawia z Tuskiem? Dlaczego nie powiedziała mu, by rząd zaproponował poprawki, a posłowie PO je uchwalili?
Urzędnicy stołecznego Ratusza od lat nie są w stanie określić rzeczywistej liczby mieszkańców naszego miasta. W oficjalnych dokumentach podają liczbę 1 mln 750 tys. zameldowanych osób, a w nawiasie nawet 2,5 mln faktycznych mieszkańców. Wszystkie głośne akcje zachęcające nowych warszawiaków do meldowania się w stolicy lub chociaż składania tu deklaracji PIT nie przyniosły efektu. Biurokraci postanowili więc przerzucić obowiązek, z którym sobie nie radzą na wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe. Pod groźbą odpowiedzialności karnej zarządy wspólnot i spółdzielni będą musiały podawać liczbę mieszkańców w budynkach.
Na moje pytanie, jak mają to robić, skoro nie mają do tego narzędzi, Pani Prezydent nie udzieliła odpowiedzi. Zdaniem wielu prawników, przepis obarczający obywateli lub prywatne podmioty obowiązkami administracji publicznej, i to bez zwrotu ponoszonych kosztów, jest niekonstytucyjny.
Bez odpowiedzi pozostaje też wiele innych pytań:
Co na przykład zrobić, jeżeli w całym bloku jeden mieszkaniec nie segreguje odpadów? Jaka będzie naliczana stawka dla wspólnoty mieszkaniowej – niższa za segregowane czy wyższa za niesegregowane odpady?
Co w przypadku, gdy właściciel mieszkania zadeklaruje liczbę mieszkańców „0”?
Maciej Maciejowski
radny Rady Warszawy
Praska Wspólnota Samorządowa